Prima aprilis: dzień frajera – Josip Novakovich
Przełożył Michał Kłobukowski ; Ilustrował Andrzej Płoski
Wydawnictwo Baobab , 2006 , 312 stron
Literatura amerykańska
Iwan Dolinar urodził się pierwszego kwietnia.
Jego rodzice nie chcieli, aby ich syn szedł przez życie z piętnem primaaprilisowego żartu, więc zmienili mu w urzędzie datę narodzin na drugiego kwietnia. Sprytny los jednak nie dał się oszukać i wszelkimi sposobami przypominał narodzonemu o jego dniu frajera. W jego przypadku spełniło się życzenie nieżyczliwych – obyś żył w ciekawych czasach!
Dokładnie w Chorwacji w strukturach Jugosławii aż do państwa niepodległego.
Złośliwość losu nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z takiej okazji i nie uczyniła życia Iwana równie, a nawet jeszcze bardziej ciekawym. Wykorzystała naturalną skłonność uporczywego sprzeniewierzania się głównego bohatera do powszechnie obowiązującej cnoty nierzucania się w oczy i niewychodzenia przed szereg, pchając go w sytuacje i zdarzenia, które kończyły się dla niego katastrofalnie już od najmłodszych lat. To dlatego w szkole miał nieustanne kłopoty, mimo że usilnie starał się podziwiać potęgę państwa i pragnął Jugosławii przysporzyć chwały. Na studiach medycznych wyrzucono go z uczelni, skąd trafił prosto do obozu pracy na cztery lata, a potem do jugosłowiańskiej armii, by walczyć przeciwko braciom Chorwatom, zmienić szeregi stron walczących i dla odmiany zostać jeńcem armii jugosłowiańskiej, by na koniec stać się żywym nieboszczykiem obserwującym własną śmierć i pogrzeb. Jego życie było wyboistą drogą od reedukacyjnych obozów Tito do serbskich szwadronów śmierci. Również drogą uważnego obserwatora opisującego grozę powszechnej śmierci w mieście, w którym płynęło mniej wody niż krwi, zjedzono wszystkie koty, a w ścianach baraszkowały szczury; w mieście, gdzie poniewierały się splecione ze sobą kocie i szczurze szkielety, a ludzkie zwłoki całymi tygodniami leżały w przewodach kanalizacyjnych i wypalonych autach, niepogrzebane, pod warstwą różowego robactwa, które tworzyło ruchliwe wzgórki na ciele, coraz słabiej trzymającym się kości. Przedstawiane obrazy czy zjawiska społeczne, których był świadkiem lub uczestnikiem, wydawałyby się trudną emocjonalnie i ciężką do przyswojenia tematyką, gdyby nie zamieniał je w groteskę, absurd, a nawet w śmiech.
Jak w prima aprilis.
Dystans do tragicznej historii Bałkanów wybrukowanej ludzkimi czaszkami skąpanymi we krwi, w którą, niczym żart, został wplątany Iwan i wielu jemu podobnych, autor stworzył poprzez cyniczne podejście do życia swojego głównego bohatera, przyjęte na studiach filozoficznych, na jedynej uczelni umożliwiającej ukończenie studiów z politycznie zapaskudzoną kartoteką. Ten cynizm połączony z depresją, która oficjalnie nie istniała, udając stan ponury i melancholijny, owocowały celnymi i przenikliwymi komentarzami do przedstawianej rzeczywistości przesiąkniętej czarnym humorem. Historia Iwana przypominała mi filmy bośniackiego reżysera Emira Kusturicy, którego autobiografia Gdzie ja jestem w tej historii? odzwierciedlała jego twórczość i odwrotnie. Mogę przypuszczać, że w przypadku autora mógł zadziałać ten sam mechanizm.
To książka, którą czytałam z poczuciem estetycznej przyjemności.
W twardej oprawie. Z drukiem na kremowych stronach z zachowaniem lekko nierównych brzegów. Każdy rozdział rozpoczynała graficzna oprawa początku przypominająca bajkowe wstępy.
Dodatkowo treść ilustrowały rysunki nawiązujące do opisywanych wydarzeń. Co ciekawe, w oderwaniu od niej stawały się niezrozumiałymi bohomazami. Swoistym testem psychologicznym na dowolność skojarzeń. Na swój sposób pochłaniające mnie na długie minuty.
Całość utrzymana w tonacjach beżu i brązu.
Bardzo przyjemne czytanie o bardzo nieprzyjemnych czasach, w których chorwacki autor stał się, według magazynu Kirkus Riviews, jednym z największych pisarzy amerykańskich ostatnich lat.
Taki prima aprilis!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz