Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Samozwańczy mediator – Bartłomiej Butlewski

21 marca 2019

Samozwańczy mediator: czyli różne takie wynurzenia niepełnosprawnego grafomana – Bartłomiej Butlewski
Wydawca Stowarzyszenie BOSIP , 2012 , 309 stron
Literatura polska

To druga i zarazem najnowsza pozycja w dorobku tego autora. Celowo nie użyłam pojęcia powieść, ponieważ tym razem zawartość książki przybrała formę publicystyczną. Składa się w większości (bo jest i epitafium, i są życzenia) ze 171 (policzyłam!) felietonów, a raczej mini-felietonów mieszczących się na jednej lub dwóch stronach, pełnych przemyśleń, spostrzeżeń, obserwacji, pomysłów, uwag, prognoz, wspomnień, polemik, a nawet sprawozdań z wydarzeń, dotyczących życia w jego wielu płaszczyznach, które wcześniej ukazywały się od października 2010 roku do października 2011 roku w autorskim blogu o nazwie Wyniegra, pochodzącej od pełnej wersji tytułu Wynurzenia Niepełnosprawnego Grafomana. Ich układ w książce zachował blogową chronologię czasową, jednak ja skorzystałam z kolejności tematycznej poznawania treści. Ten sposób czytania umożliwiła mi legenda umieszczona w spisie treści, określająca rodzaj felietonu:

 

 

Zaczęłam od najbardziej interesującej mnie tematyki czyli od tytułowej mediacji oraz biegłych sądowych. O istnieniu tej pierwszej i związanego z nią stosunkowo młodego zawodu dowiedziałam się niedawno, przy okazji szkolenia prowadzonego właśnie przez mediatora. I mimo, że felietony w książce były rozproszone, to czytane po kolei stanowiły logiczną, ciągłą i przemyślaną treść na temat mediacji w ogóle, jej jasnych i ciemnych stron, roli i zadań mediatora, jego etyce zawodowej, a nawet wynagrodzeniu. Nie były to jednak obrazy specyfiki zawodu ukazane poprzez pryzmat prowadzonych ludzkich spraw. Te doświadczenia, czasami bardzo kontrowersyjne, autor wplótł w fabułę swojej pierwszej powieści Prostowanie węża. Felietony były więc rzeczowe, czasami bardzo formalne i ukazane przede wszystkim od strony praktyka pracującego w tym zawodzie od kilkunastu lat („samozwańczy” w tytule jest pewną autoironią) i biegłego sądowego informatyka od lat prawie dwudziestu, chcącego rozpropagować mało znaną w społeczeństwie instytucję mediacji. Skuteczniejszą i mniej kosztowną niż rozprawa sądowa formę rozstrzygania sporów.
Aż trudno uwierzyć, że ten energiczny, czynny zawodowo człowiek jest osobą niepełnosprawną (podtytuł książki mówi prawdę), od lat walczącą z prawem (czasami go poprawia) i urzędnikami o prawa kierowców niepełnosprawnych, ale nie tylko. Stąd drugim obszarem, po który sięgnęłam była tematyka poświęcona osobom z niepełnosprawnością, a właściwie barierom architektonicznym, utrudniającym normalne funkcjonowanie takich osób w miejscach publicznych. O wadze tego problemu przekonałam się niedawno, podczas towarzyszenia osobie chodzącej o kulach łokciowych w podróży na rehabilitację do innego miasta. Tempo chodzenia stopa za stopą, każdy krawężnik, stopień, schody czy przejście przez ulicę, były wyzwaniem. Do domu wróciłam zmęczona i przede wszystkim zestresowana, a przecież TYLKO towarzyszyłam. Autor zadaje kłam powszechnemu przeświadczeniu, że w Polsce przykładnie uwzględnia się potrzeby osób niepełnosprawnych w przestrzeni publicznej (jaskółki medialne donoszące, jak w tym zakresie jest dobrze, nie czynią wiosny) dokładnie wyliczając błędy, niedopatrzenia czy zwykłą ignorancję w tej dziedzinie życia społecznego, popełniane nie tylko przez urzędników, ale i zwykłych ludzi, czasami sąsiadów. Wiele w tych felietonach goryczy, rozczarowania i irytacji, ale i uporu, chęci działania, a czasami wręcz zaciekłej walki na paragrafy na rzecz własną i innych. Bardzo często pionierskiej, by przebić się przez grubą skórę nieświadomości, nieczułości, egoizmu, krótkowzroczności czy własnej ludzkiej wygody.
Pomimo sugerującego tematykę tytułu, to nie mediacja jest najobszerniejszym zagadnieniem felietonów (27), ale komentarze polityczne i społeczne autora (70). To ta część książki, która widziana oczami autora bardzo subiektywnie opisuje kondycję społeczno-polityczną naszego kraju. Chociaż z niektórymi spostrzeżeniami w pełni się zgadzałam (Polityczna trauma), z niektórymi nie (Ozdabianie samochodów), a niektóre uważałam za spóźnione choć słuszne (Bezstresowe wychowanie dzieci), to większości towarzyszyło mi rozbawienie wywołane sporą dozą ironii, humoru (czasami czarnego) i brania rzeczywistości (skądinąd mocno irytującej) z przymrużeniem oka, by nie dać się zwariować w tym świecie postawionym czasami na głowie. Zdarzyło mi się nawet wzruszyć przy okazji życzeń ślubnych składanych przez rodziców (Zaślubiny). Dawno nie słyszałam i nie czytałam tak pięknie skomponowanych słów, w których zawarto wszystkie emocje, od smutku poprzez dumę aż po radość, towarzyszące rodzicom mającym świadomość odejścia dzieci w dorosłe życie. Ale zdarzyło mi się, i to wiele razy, przeczytać ostre słowa, bezpośrednio wytykające, a nawet piętnujące czyjąś głupotę, na przykład młodzieży czy czytelniczek kolorowych czasopism. Trudno polemizować z autorem w książce, ale za pomocą komentarzy w blogu, już tak. Ale uprzedzam – to wymagający dyskutant, potrafiący spojrzeć na problem w wielu kontekstach i z wielu perspektyw, uzbrojony w paragrafy i argumenty, trudne do podważenia. Można zaryzykować nawet utratą dotychczasowych poglądów. I o to chyba autorowi chodzi, bo w Zakończeniu napisał – Jeżeli zachęciłem kogoś do skorzystania z usług mediatora lub do tego, żeby zaczął parać się tą profesją, to będę wystarczająco usatysfakcjonowany. Podobnie jeśli moimi grafomańskimi wynurzeniami wyprostowałem kąt widzenia na różne społeczne sprawy. Natomiast gdybym przekonał do czegoś dobrego tego lub owego decydenta szeroko rozumianych organów państwa czy prawa, to będzie oznaczało, że osiągnąłem oczekiwany sukces.
Ten pozorny misz-masz tematyczny, na podstawie którego można określić osobowość autora i system wartości moralnych jakimi kieruje się w życiu, buduje jednocześnie przemyślany obraz niezbędnych cech, by być dobrym czyli skutecznym mediatorem, dla którego niepełnosprawność nie jest przeszkodą, ale w pewnym sensie wręcz zaletą w tym zawodzie oraz po ludzku niepokornym, nieustępliwym, kreatywnym, prawym, a przede wszystkim wrażliwym, empatycznym i czułym na krzywdę drugiego człowieka, by życie nie zamieniło się w absurd, z którego pożytek miałby tylko Stanisław Bareja.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Fakty reportaż wywiad

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *