Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Niegodziwcy – Lotte i Søren Hammer

21 marca 2019

Niegodziwcy – Lotte i Søren Hammer
Przełożyła Sylwia Schab
Wydawnictwo Czarne , 2011 , 492 strony
Seria Ze Strachem ; Cykl z Konradem Simonsenem , tom 1
Literatura duńska

Czytając opinie o tej powieści umieszczone na tylnej okładce, zauważyłam w jednej z nich niekonsekwencję w określaniu jej gatunku literackiego. Otwierało ją takie zdanie – Lotte i Søren Hammer napisali thriller, któremu przeznaczone jest międzynarodowe uznanie. Kończyło natomiast zdanie następujące – To powieść kryminalna największego kalibru.
Niezdecydowanie?
Otóż nie. Ta powieść zaczyna się faktycznie jak typowy kryminał.
W szkolnej sali gimnastycznej pierwsi uczniowie odkryli wiszące na sznurach zwłoki pięciu mężczyzn. Ich twarze i genitalia zmasakrowano do tego stopnia, że wezwani na miejsce zbrodni śledczy mieli duży problem z ustaleniem tożsamości ofiar. Ale zaraz potem pojawiło się pytanie – Czy na pewno ofiar? W miarę odkrywania nowych faktów, zdobywania kolejnych informacji, gromadzenia sensacyjnych dowodów, przeszłość denatów zaczynała wskazywać motywy popełnionych zbrodni, przenosząc ciężar winy z kata na ofiarę. Stopień okaleczenia ciał piłą elektryczną i sposób morderstwa przestały wzbudzać we mnie współczucie i litość, a zaczynały być (o zgrozo!) czystą wyrozumiałością dla adekwatności wymierzonej… kary. W tym momencie kryminał przestał być dla mnie (nie dla śledczych) żmudnym dochodzeniem do wykrycia sprawców, bo od dawna ich znałam. Informacji demaskujących dostarczał mi narrator zewnętrzny. Od początku tej historii poznawałam dochodzenie policji z punktu widzenia ścigających i ściganych, a elementem przyciągającym moją uwagę autorzy uczynili sam proces rozwiązywania zagadki morderstwa przez pięcioosobowy zespół duńskiej policji z wydziału zabójstw w Kopenhadze, dobrany i dowodzony przez inspektora Konrada Simonsena. Mężczyznę na co dzień bardzo przeciętnego, wychowującego nastolatkę, borykającego się z nadwagą i cukrzycą, ale w pracy jednego z najlepszych ludzi w policji. To jego przede wszystkim poznawałam w tej pierwszej części otwierającej cykl rodzeństwa pisarzy.
Czytając ten kryminał, w którym od początku znałam przyczyny morderstw i ich sprawców, śledziłam na bieżąco ich postępowanie i myśli, zastanawiałam się, dlaczego autorzy zdecydowali się na to posunięcie, ryzykując utratę mojej uwagi z powodu aż takiej jawności wątków w fabule, dopóki nie zauważyłam, że zaczynam czytać thriller. Zabójstwa i ich sprawcy zeszły na dalszy plan, ustępując miejsca ich motywowi, zamieniającemu role ofiar z rolami katów oraz wywołującemu wśród opinii publicznej bardzo niebezpieczne zjawisko niekontrolowanej fali przemocy rozlewającej się na całą Danię. Napięcie zaczęło narastać wraz z pojawieniem się kolejnych pobić, znęcania się , terroru, mobbingu w pracy, zabójstw i samobójstw, sterowanych odgórnie. Manipulacja opinią publiczną wykorzystującą media informacyjne do podżegania do zemsty, uczyniła zespół i samego Simonsena bezradnych wobec tłumu. Nieobliczalnego, nieprzewidywalnego, łatwo ulęgającemu sugestiom. Ukrytej wspólnoty, której nie będzie w stanie zdemaskować. Sprzysiężenia bez twarzy, nastroju społecznego, który podążał za własnym niepisanym prawem – potwornym w nienawiści i jeszcze gorszym w swojej obojętności, którego Simonsen po prostu się bał. Ludzkiej masy, za którą stali dyrygenci odwołujący się do dobrze pojętego interesu społecznego i zarzutów indolencji państwa w zakresie patologii społecznych. Ale myliłam się sądząc, że to jedyna warstwa przekazu tej powieści. Byli jeszcze ludzie, których mogłam porównać do hien korzystających z zamieszania, nawet jeśli powstało ze szlachetnych pobudek. Ostatecznie wszystko w życiu i na tym świecie rządzone jest przez pieniądz, a co inspektor Simonsen ujął w ten sposób – Zapomnij o tych wszystkich uwznioślonych mścicielach, zapomnij o tym całym zamieszaniu, to tylko ślepe uliczki i zasłona dymna, motywem była nędzna mamona.
I dopiero teraz zaczęło być ciekawie.
Jaką mam gwarancję, że tak nie było na przykład w ostatniej inicjatywie społecznej z ACTA? I czy, aby na pewno była przedsięwzięciem oddolnym? Ta powieść pokazuje scenariusz powstawania właśnie takiego zjawiska społecznego, wykorzystującego media i psychologię tłumu, do forsowania własnych celów przez jednostki. Sprytnych ludzi. Jest również oskarżeniem rządu duńskiego o tolerowanie patologii społecznych, a nawet sprzyjaniu im. Pełni również rolę ostrzeżenia przed zemstą społeczeństwa i jednocześnie scenariusza budowania wspólnego frontu przeciw złu, na które nie reagują powołane do tego jednostki rządowe, dopuszczając się fali samosądów. I wreszcie zmusza czytelnika do wyboru nakreślonych w niej postaw, do opowiedzenia się po którejś ze stron, do krytycznego myślenia wobec inicjatyw społecznych i do sformułowania własnych poglądów na poruszane w niej tematy. Bardzo trudne problemy.
Czyli kolejny, dobry, skandynawski, społecznie użyteczny kryminał przechodzący w thriller z podwójnym dnem, który umocnił moje przeświadczenie o synonimiczności pojęć – „skandynawski kryminał” i „dobry kryminał”.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 

A przede mną druga porcja dobrej lektury, sądząc po pierwszej, która niedawno ukazała się w cyklu z Konradem Simonsenem – Wszystko ma swoją cenę.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Kryminał sensacja thriller

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *