Lost and Found: opowiadania – Zadie Smith
Przełożył Michał Kłobukowski
Wydawnictwo Znak , 2015 , 157 stron
Literatura amerykańska
Trzy opowiadania.
Nie powieść. Nawet nie nowele, ale opowiadania. Wprawdzie, jak autorka pisze eseje, miałam okazję przekonać się kilka lat temu, czytając w marcowym numerze kwartalnika Książki z 2013 roku artykuł Radość, ale opowiadania po raz pierwszy.
W przypadku tej autorki to okazja dla fanów jej twórczości. Zobaczyć ulubiony styl przekazu w formie, w której nic się nie musi albo prawie nic, za to wszystko można, to gratka. Oczywiście w porównaniu z zasadami konstrukcji powieści czy nawet noweli. Z tą nagłą swobodą literacką i warsztatową autorka miała mały problem. Napisała je na prośbę ulubionych, dwóch pism – Granty i New Yorker, wskazując ich sprawczą rolę w tym „eksperymencie” – gdyby nie zachęta obu wydawców, nie porwałabym się na wydawanie takich utworów. Dużo większy problem sprawiał jej jednak umysł we wszystkich aspektach rozlazły, rozwlekły, gadatliwy i niedookreślony. To wystarczy, by próby pisania opowiadań przewrotnie kończyły się, w jej przypadku, powieściami. Taki los spotkał debiut Białe zęby, który początkowo miał być właśnie opowiadaniem.
Zadałam więc sobie pytanie – czy jest sens, by taką pisarkę „zmuszać” do przestawiania się na inne formy?
I już śpieszę z odpowiedzią po lekturze tego zbiorku – jak najbardziej jest sens! Bo nie funkcje użytkowe są tutaj najważniejsze, ale estetyczne. Kiedy uwielbia się czyjś głos, to nawet recytacja alfabetu, jak czyniła to Helena Modrzejewska, odbiera się dla przyjemności jego słuchania. Tak samo jest w przypadku autorki – kiedy uwielbia się jej pióro, delektuje się jej wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju sposobem widzenia rzeczywistości, to te opowiadania są idealną formą, by smakować je i traktować tak, jak deser.
Pozornie bardzo różne.
Z odmiennymi miejscami akcji, wycinkiem rzeczywistości, bohaterami i ich problemami. To, co łączy je wszystkie, to emocje, które z nich emanują, podyktowane tematem przewodnim. Tak trafnie ujętym w tytule zbiorczym. Nie wiem, dlaczego po angielsku, zwłaszcza że to wydawca umieścił je pod wspólnym tytułem. W oryginale opowiadania były osobnymi utworami. Niemniej tytułowe wyrażenie „zgubione i znalezione” idealnie oddaje główny wątek całości. Każdy z bohaterów coś w życiu stracił i coś zyskał, a ja byłam świadkiem tej właśnie chwili. Tego przejścia od straty do zysku – rodziny, bliskiej osoby czy pracy. I mimo że opowiadania były króciutkie, to portret psychologiczny bohaterów dość obszerny i wyraźny. Autorka wykorzystała do tego celu każdy element służący temu – ubiór, sposób mówienia, poruszania się, gestykulacja, zachowania, reakcje i oczywiście przeżywane emocji. To, na co pozwoliła sobie tutaj, a nie mogła w powieści, to niezauważalne ludzkie sprawy czyli szczegóły oraz drobiazgi wyłaniane i uwypuklane z otoczenia – zardzewiały guzik w żakiecie, tor lotki, kadry pejzażu czy przemoczone czubki butów. Trochę polemizowałabym tutaj z autorką. W powieści również można skupić się na drobiazgach, czyniąc z nich, na mgnienie, ważny lub najważniejszy element opisu czy akcji. Wystarczy przeczytać Szczygła Donny Tartt, by przekonać się o tym. Tyle że takie powieści są pisane dziesięć lat, bo przypominają malowanie małym pędzelkiem obrazu wielkości panoramy. A autorka woli zbliżenia, które można napisać w jeden dzień. Opowiadanie pasuje do realizacji tego rodzaju potrzeb idealnie. I tak w jeden dzień, pod wpływem impulsu, powstało drugie z kolei opowiadanie w tym zbiorku – Hanwell w piekle. Ale to, co najbardziej podoba mi się w tych krótkich narracjach, to brak jednoznacznego, definitywnego, rozstrzygającego dla analizowanych spraw, zakończenia. To zaskakujące zawieszenie bohaterów między teraźniejszością a przyszłością, czyni z nich delikatne miniaturki podobne motylom – krótkie, ulotne, kruche chwile pozostawiające po sobie uczucie piękna, nostalgii, lekkiego niepokoju niesionego przez niepewność i ciszę po pytaniu – i co dalej? A może, pozostawiona specjalnie dla mnie, możliwość samodzielnej odpowiedzi? Dopisania tego, co wyobraźnia mi podsunie? Autorka swoje opowiadania określiła inaczej – eposy upakowane w naparstek.
Też trafnie!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: literatura amerykańska
Dodaj komentarz