Urodziłem się w kraju, w którym zdrowie towarzyszy było priorytetem. Towarzyszami byli wszyscy i wszyscy byli sobie równi. Przynajmniej trochę równi. Ci, którzy nimi nie byli, nie należeli do nas. Na przykład dysydenci.
To właśnie zdrowie, a raczej jego brak z powodu rzadkiej choroby Charcot-Marie, na którą cierpiał autor powyższych słów – dziesięcioletni Alin – było powodem, a w podtekście pretekstem, wyjazdu z Rumunii do USA pod opieką ojca.
W czasie reżimu Nicolae Ceaușescu nie było to proste i łatwe.
Wymagało cudów prowadzących do upragnionej wolności. Operacja chorych nóg chłopca, możliwa do wykonania tylko poza granicami kraju, była doskonałym pretekstem, by tak naprawdę uciec z opresyjnego systemu. Poszukać miejsca lepszego do życia dla Alina i jego mamy. Z państwa, w którym powszechnie grano w szeptankę. Znali ją wszyscy dorośli w Rumunii. Jeden mówi tak cicho, jak się tylko da, drugi przestrasza się co kilka minut i szepce »pst«, »pst«. Z kraju, gdzie w domach nikt nie musiał buntować się przeciwko sobie, bo jednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogowi klasowemu. W tym kontekście każde inne miejsce do życia było lepsze.
Okazało się jednak, że nie do końca.
Autor, imigrant rozdarty między ojczystą Rumunią a przybraną ojczyzną Szwajcarią, historię rodziny Alina oparł częściowo na własnych doświadczeniach. Zbudował obraz ludzi szukających dla siebie bezpiecznego miejsca do życia. Migrantów, którzy w tych poszukiwaniach nie ustali po pierwszej porażce, podsumowanej przez ojca Alina słowami – Ameryka wcale nie jest lepsza niż nasz kraj, tu wariaci, tam wariaci, tylko że tutaj wszyscy noszą broń. To w momencie podjęcia drugiej próby ucieczki z Rumunii, poznałam głównych bohaterów powieści, której powodzenie zależało od cudów, podnosząc jej napięcie płynące z niepewności powodzenia akcji.
Pokazanej oczami dziesięcioletniego, bardzo uważnego obserwatora.
Ta dziecięca perspektywa, zmieniająca się w miarę rozwoju fabuły i dorastania Alina od dziecka do czasu wchodzenia w początek dojrzewania, ukazywała rzeczywistość Rumunii lat 70. ubiegłego wieku. Opisywana na swój dziecięcy, czyli prosty sposób relacjonowania wprost. Momentami bez rozumienia chaosu dorosłych lubiących komplikować sprawy, bo jak zapewniał Alin – my, dzieci, mamy zawsze jasne myśli. Dobrze wiemy, na co chcemy wymienić model samolotu Lufthansy i jakie ryzyko ponosimy, kiedy w zeszycie obecności sfałszujemy podpis rodziców. Dorośli mają bałagan w myślach. I na dodatek myślą zerojedynkowo, bo tylko dorośli widzą czarno-biało. My, dzieci, nigdy. Dlatego nie rozumiał, co kobiece narządy płciowe mają wspólnego z zepsutą windą. Albo dlaczego fatygują Boga, kiedy coś nie działa, bo przecież Bóg nie żyje i nie może niczego popsuć. Tak piszą w naszych rewolucyjnych lekturach, tych, które skorygował Lenin.
Na styku zderzenia świata dziecięcego i dorosłego stale skrzyło takim właśnie humorem.
Nieustanne próby racjonalizacji zachowań członków rodziny, ich poglądów, decyzji i wypowiedzi prowadziły do rozbawiających wniosków i komentarzy. Na przykład włosy na twarzy są po to, żeby się golić. Dzięki Bogu, bo gdyby ich nie było, nie byłoby też żyletek do poprawiania złych stopni z dyktanda.
Jakież to było wszystko rozbrajająco proste dla Alina, ale z podtekstem dla czytelnika!
To również czuła opowieść o więzi między ojcem a synem, tłumaczącym mu świat dorosłych, a potem wprowadzającym go w tematykę seksualności. Ojcem, który dla dobra syna i żony wierzył w cuda, choć nie było to łatwe. Ojcem, w którego z kolei wierzył Alin, ufając mu i podziwiając niczym bohatera z kreskówek. Ojcem, który miał dokonać kolejnego cudu przed granicznym szlabanem, za którym zaczynała się wolność. Najpiękniejszy dar dla każdego człowieka żyjącego w opresyjnym państwie.
Zwłaszcza gdy tym człowiekiem jest własne dziecko.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Czas cudów – Catalin Dorian Florescu, przełożyła Maria Przybyłowska, Wydawnictwo Pogranicze, 2025, seria Meridian, 280 stron, literatura rumuńska.
Autor o sobie i swoich powieściach.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz