Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Katar duszy – Joanna Bartoń

25 września 2024

Umarłam i zmartwychwstałam, ale po kolei.

   Nie było po kolei, jak zapewniła narratorka i główna bohaterka Anna Hipner. Tak byłoby zbyt łatwo dla pisarki, którą była. Zbyt wprost. Jak na autorkę trzech książek przystało, musiała opowiedzieć o sobie i swoim życiu wylewnie, emocjonalnie, z rozpierającą ją od wewnątrz energią i z tym, co czytelnik lubi bardzo – obrazoburczo. I to już od pierwszego wyznania – życie nie daje mi większego wyboru. Jestem jego więźniem z dożywotnim wyrokiem. Nic dziwnego, że znów chcę jak najszybciej umrzeć. Trzydziestodziewięcioletnia kobieta obnażyła w kreślonej przez siebie historii, jak na psycholożkę przystało, bo i nią była z wykształcenia, najciemniejsze zakątki psychiki i duszy.

   Te, o których nie mówi się publicznie.

   Szepcze się tylko na ucho najbliższej, zaufanej osobie o seksie, wierze, Bogu, chorobach psychicznych i kilkunastu doskonałych próbach samobójczych, bo tylko próby takimi są. Zaskoczenie i skonfundowanie jej ekshibicjonizmem, które przypominało chaos albo wahadło wychylające się na dychotomicznej skali emocji skrajnych, budowało sinusoidalne napięcie.

   Niebezpiecznie przechodzące w konstatację – prawda to czy fikcja?

   Uważna lektura biogramu autorki to w jednym, to w drugim i w każdym kolejnym fakcie pokrywała się z życiem  Anny. Te zbieżności w życiorysach wyrywały czytelnika ze strefy komfortu, w którym obowiązywała zasada – nie utożsamia się bohaterów z pisarzem, a w poezji – podmiotu z poetą.

   Autorka tę zasadę łamała świadomie i z premedytacją.

   Podejrzewam, że nawet z ogromną przyjemnością i satysfakcją. Wcieliła w słowo prozy myśl francuskiego psychiatry i psychoanalityka Jacquesa Lacana – „prawda ma strukturę fikcji”, zamierzając wymieszać w magicznych proporcjach prawdę i fikcję, wiwisekcję i blef. Wzięła na warsztat prawdę i uczyniła ją główną zasadą konfesji publicznej, bohaterką pełnoprawnej fikcji i wątkiem meandrującym w wyobrażonym świecie opowieści, przy okazji dając wyraz urzeczywistnienia również znanym i powszechnym powiedzeniom – „prawd jest wiele”, „prawda leży pośrodku” czy „prawda nas wyzwoli”.

   Zwłaszcza to ostatnie.

   Bycie sobą, prawdziwą, eksponującą swoje wewnętrzne „ja”, nieskrępowane gorsetem norm społecznych, a zwłaszcza próżnych konwenansów, pozwalało Annie na podążanie indywidualną, choć bolesną ścieżką outsiderki wbrew ostracyzmowi społecznemu. Nieskrępowanie zaspokajała swoje rozbudzone libido z kim, kiedy i gdzie chciała. Poszukiwała drogi do Boga na swoich warunkach, a kiedy znalazła ją w dorosłości, zaczynała wątpić. W pełni korzystała z prawa do tego stanu, a które próbuje odebrać ludziom Kościół. Zmieniała więc postawy wobec Boga od pełnego zaufania, bo „Bóg jest, Bóg patrzy, Bóg osądzi”, do odrzucenia w chwilach cierpienia, bo Bóg uwielbia na to patrzeć, bo jest psychopatą i mściwym zwyrolem!

   W tej przestrzeni nieustannych wahań miała swojego przewodnika.

   Księdza, który humorystycznym podejściem tworzył dystans w jej podejściu do problemu, ukazując go w przyjaźniejszej perspektywie, a przez to łatwiejszego do uniesienia, a nawet rozwiązania. „Leczyła” razem z nim swój „katar duszy”. Równolegle do „leczenia” duchowego prowadziła terapię pisaniem, zdradzając motywację powstawania powieści, w której odbiorca czytał – W ten sposób smutne aspekty mojego życia zamieniają się w ciekawe. Zostają zbeletryzowane do tego stopnia, że przestają boleć. Biorąc je na warsztat, pozbawiam je osobistego ładunku i znaczenia. Więc kiedy mówię »pisanie ratuje mi życie«, trochę może przesadzam, ale wiem jedno: zabije mnie to, co wytrąci mi pióro z ręki.

  To podejście pozwalało Annie na odróżnianie konwenansów od wartości, a potrzeb od pragnień.

   Tym pierwszym nie zamierzała hołdować, a przestrzegać te drugie w sytuacji wyborów moralnych i wolnej woli, którą dał jej Bóg – popełnić samobójstwo albo zabić drugiego człowieka? To w tych momentach autorka poddawała krytyce Kościół, normy społeczne, wymagania pracodawcy, eutanazję i odbieranie prawa do bycia sobą w imię sukcesów, nagród i gratyfikacji. Jednocześnie intencjonalnie pomijając tematy wyeksploatowane literacko – rodzina, praca i maladyczno-psychiatryczne fikcje.

   Wymieszanie faktów biograficznych z fikcją miało jeszcze jeden cel przekazu.

   Ukazanie pisarza i jego nienominowalnej oraz nienagradzalnej twórczości zaplątanego w wymagania współczesnego wydawcy i czytelników. W efekcie „produkujących” powieści zgodnie z ich oczekiwaniami. Autorka/pisarka konsekwentnie podążała swoją ścieżką literackiej niszy, pokazując, że nie ma fikcji bez prawdy. Ta ostatnia zawsze stanowi bazę doświadczeń, inteligencji, wiedzy i empatii dla światów powstających w powieściach. W tej powieści można zajrzeć za kulisy psychiki twórcy i zobaczyć, jak ona wygląda w rzeczywistości.

   Widok nie przypomina lukrowanej fasady z mediów społecznościowych.

   Autorka uderza nią mocno w szklane wyobrażenia czytelnika. Wyciąga mentalnie z wygodnej, przyjemnej strefy czytelniczego komfortu i wtłacza w realistyczny, wręcz naturalistyczny, a czasem turpistyczny świat prawdy.

   A może fikcji?

   A może ich symbiotycznego melanżu, który wprawi w rozgoryczenie albo zachwyt, ale na pewno nie pozostawi obojętnym, wybudzając z letargu i przyzwyczajeń. Usunie granicę między stabilnością gruntu a płynnością wody, wprawiając w nieustanny balans odbioru wymagający nieustannej pracy umysłu. Wciągnie w nieznany interior, z którego czytelnik powróci z niedosytem doświadczania inności kreowania lub z niesmakiem burzenia tak pracowicie budowanego komfortu odbioru.

   Wszystko będzie zależało od stanu skostnienia rozwoju czytelniczego odbiorcy.

Katar duszy – Joanna Bartoń, Wydawnictwo Janka, 2024, 216 strony, literatura polska.

Rozmowa z autorką nie tylko o „Katarze duszy”.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *