Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Głodni – Iwona Bassa

7 sierpnia 2024

Pomiędzy rodzeniem się w śluzie i krwi a umieraniem do ziemi zetną nas zawrót i olśnienie, reszta to bieda i przaśność, brak ogrzewania, gruźlica i tyfus, zębate rybki na dnie Wisły.

I głód.

Dotkliwie i opresyjnie zmuszający główną bohaterkę, a zarazem narratorkę opowieści, do poszukiwań, by go zaspokoić. Swój czas dzieliła między „polowaniem” na zdobycie jedzenia i środków do życia a chorym synem, którego nie mogła nazywać inaczej niż Chlebek, bo on tak pachnie, jak chleb o czwartej nad ranem, z piekarni na skrzyżowaniu. W międzyczasie dopadała ją depresja rozsypująca ją po podłodze w kuchni, śrubki poluzowały się i wypadły, potoczyły pod meble, wturlały do mysich dziur, uwięzły w szczelinach między deskami, by Chlebek mógł je złożyć w całość mamy. Miała tylko jedną, podstawową potrzebę, by żyć, mówiąc – chcę jeść, żreć, wsadzić sobie coś do środka, zatkać tę jątrzącą dziurę, żeby choć przez kilka godzin utrzymać się na powierzchni, bez osuwania w głąb, pomiędzy wiry i ciągi, bez naostrzonego wzroku wybiórczego postrzegania.

W mentalnych retrospekcjach poznawałam historię jej obecnej sytuacji.

Ojca dziecka, z którym uwikłała się w związek z mężczyzną uzależnionym od alkoholu i narkotyków, wspominając jego początek – zjawił się w samą porę, żeby mnie wybawić od tych sretów-uniwrsytetów, łacinów, greków, wyłuskać spośród zeżartych przez mole kiecek, wyciągnąć mi z uszu motyw z Podwójnego życia Weroniki, nauczyć krnąbrne płuca, jak się odpala skręta od świeczki. By po okresie zauroczenia Wojtusia porwało UFO, razem z materacem, z góralskimi klapkami, w zamian pozostawiając androida, sztuczny system wyzuty z uczuć, wyjałowiony, zrównany do zera, konstrukcję z metalu i plastiku. Kochanka, który nie zaspokoił jej kolejnego głodu, tym razem psychicznego  – miłości.

Bo lubił również inne dziewczyny.

Wędrówka głodnej kobiety i zdesperowanej matki po Krakowie, w którym toczyła się akcja powieści, ukazywała obraz miasta ukrytego pod jego oficjalną, turystyczną wersją. To w jego niedostępnym dla przeciętnego człowieka wariancie funkcjonowały opieka społeczna, darmowe jadłodajnie, Ośrodek Interwencji Kryzysowej i lombard pełne ludzi takich, jak ona. Osób żebrzących o jedzenie, zastawiających rzeczy o jakiejkolwiek wartości, przeglądający powiększającą się stertę rachunków i ponagleń informujących o wysokości zadłużenia, jadących bez biletu w miejskich środkach komunikacji, przeczekujących w  poczekalniach dla podróżnych, kradnących papier z publicznych toalet, śniących o obgryzaniu siarczanych główek zapałczanych i wypraszających cokolwiek w punktach pomocy społecznej, ukazując w ten sposób niewydolność państwowego systemu opieki społecznej skrępowanego obligatoryjnymi przepisami. Nieludzkimi.

   Ten realizm niesiony przez fabułę autorka połączyła z poezją języka.

   Powstał przeciekawy eksperyment w kontrze do dotychczasowej literatury poruszającej tę tematykę (Głód Knuta Hamsuna, Biały głód Akiego Ollikainena, Czerwony głód Anne Appelbaum, Na głodzie Nica Sheffa) – powiązanie reporterskiej warstwy powieści z liryzmem niesionym przez możliwości przekazu narracyjnego. Maksymalnie wykorzystany przez autorkę. Momentami wręcz nadmiarowo, bo jego piękno w ukazywaniu otoczenia bohaterki i jej świata wewnętrznego, przykrywało jego brud, choroby, brutalność, bezwzględność, beznadzieję, obdarcia, rany, trudne emocje i uzależnienia, bo nie da się znieść tego świata na trzeźwo.

   Odwracało również moją uwagę od istoty przekazu.

   Jednak to słowami można było wybłagać litość rzeczy martwych do przedmiotów codziennego, niezbędnego użytku, bo trzeba byłoby kupić nowe, na które nie było pieniędzy, więc należało ukraść albo poprosić – Wielki spisku środków do życia, które zawsze wyczerpują się równocześnie – błagam, nie dzisiaj! A najlepiej nigdy. Te słowa, kojące i ubarwiające rzeczywistość realizmem magicznym, pozwalały na chwilę zagłuszyć głód, gdy widzianą scenę zamieniały w teatr lub burleskę z melorecytacją na ich deskach.

   A nad tym wszystkim krążyła myśl o głodzie duchowym.

   Fizjologicznemu uczuciu permanentnego ssania w organizmie, w którym przestrzeleni na wylot, z ustami z jednej strony i odbytem z drugiej, dźwigamy w swoich wydłużonych tułowiach zwinięte kilometry flaków, w których nieustannie toczą się procesy trawienia, a treści przesuwają się zgodnie z prawem grawitacji, z prawem upadania, szedł w parze głód uniwersalny towarzyszący głodnym bez względu na to, co i ile by zeżarli. Za  którego zaspokojeniem trzeba bez przerwy biec, gonić, wytężać mięśnie, nic dziwnego, że tylu ludzi wypada z obiegu, poddaje się, kładzie do rowu, przykrywa darniną. Jednak dla reszty staje się bardzo silnym motywem, przyczyną czy motorem do działania w osiąganiu szeroko pojętych celów.

   Bo – Głodni albo martwi, taki mamy wybór.

Głodni – Iwona Bassa, Wydawnictwo Biuro Literackie, 2023, 264 strony, seria Proza, literatura polska.

Rozmowa z autorką o książce.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść psychologiczna, Powieść społeczno-obyczajowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *