Chciałem umrzeć, stojąc.
Dominujące pragnienie głównego bohatera odebrałam dosłownie i w przenośni.
Dosłownie, bo był głodującym intelektualistą utrzymującym się z niskich gaży otrzymywanych za felietony i artykuły o różnych zagadnieniach pisane do miejscowych czasopism w Christianii – owym mieście, które każdego musi naznaczyć swym piętnem… Jednak zostawały one częściej odrzucane niż przyjmowane do publikacji, a ponieważ taka sytuacja trwała już od prawie roku, głód zaczął towarzyszyć mu na stałe. Jego degradacja z człowieka biednego do skrajnego ubóstwa postępowała powoli, ale systematycznie. Ratował się, wyprzedając „dobytek”, który nosił na sobie, bo nic innego nie miał – grzebień, kamizelkę czy guziki. Miał jeszcze pożyczoną kołdrę, ale pytał i odpowiadał sobie jednocześnie – Jakżebym mógł zastawić cudzą własność dla najedzenia się i napicia ku własnej hańbie, jakżebym mógł rzucić sobie w twarz miano złoczyńcy i spuszczać oczy przed samym sobą? Nigdy, przenigdy! Z czasem musiał również zrezygnować z wynajmowanego pokoju. W efekcie nie miał, gdzie spać, co jeść, a najważniejsze – miejsca do spokojnego pisania. Z czasem zaczęły wypadać mu włosy, żołądek nie przyjmował sporadycznego pokarmu, pojawiły się rany otarte przez sztywną od brudu koszulę, ssał wióry, by zaspokoić głód, tracił jasność myślenia, uniemożliwiając mu logikę rozumowania podczas pisania, wreszcie tracił przytomność. A mimo to, miał wysokie poczucie godności, a świadomość bezsilności budziła tylko jego wściekłość. Nawet wtedy, gdy omdlewał, płakał ze złości, tocząc bój ze słabością, by wstać.
By nawet wtedy, a szczególnie wtedy, móc umrzeć, stojąc.
Za tą postawą walki fizycznej z organizmem kryła się postawa wewnętrzna. Siła napędowa materii – duch. Mężczyzna miał bardzo mocny, ale i sztywny kręgosłup moralny. Wartości, którymi kierował swoim postępowaniem, wyznaczały kierunki jego decyzji i wyborów. Były dla niego ideałami życiowymi, którym nie mógł sprzeniewierzyć się nawet w obliczu głodu. Ta nieustanna walka między podstawową potrzebą biologiczną, jaką jest jedzenie a pragnieniem zachowania godności, dumy, uczciwości, prawdy, szacunku, które zamienił na potrzeby równoważne z pożywieniem, nieustannie towarzyszyła mu w drodze do awansu społecznego. W utrzymaniu się na powierzchni życia w społeczeństwie, które według niego było skażone pogardą dla drugiego człowieka, litością, nieuczciwymi zamiarami, hipokryzją i interesownością. To dlatego każdy miłosierny gest pomocy odbierał jako poniżenie, zawsze myśląc podejrzliwie – każdy spojrzawszy na mnie, myślał: oto żebrak, któremu wynoszą jedzenie za drzwi. Każdy wyraz wsparcia nadinterpretował na własną niekorzyść. W efekcie jego życie przypominało niekończącą się sinusoidę pozytywnych i negatywnych emocji, które doprowadzały do absurdalnych, a momentami wręcz groteskowych sytuacji, przypominających wisielczy humor.
Zdarzeń, które psychicznie bolały tak samo, jak fizyczny głód.
Skomplikowana psychika mężczyzny, kierująca się sprzecznymi motywami postępowania, by sprostać ideałom, budziła we mnie współczucie, ale i irytację na sztywność zasad i irracjonalność postępowania, które utrudniały mu wyjście z tego kryzysowego położenia oraz jego racjonalizowanie – Ubóstwo wyostrza pewne właściwości duszy i doprowadza do utrapień, które właśnie muszę znosić. Ale pomaga również w niektórych sytuacjach. Inteligent biedny jest lepszym obserwatorem od bogatego. Biedak musi na każdym kroku śledzić podejrzliwie słowa ludzkie, toteż jego uczucia pracują intensywniej, jego słuch i odczuwanie doskonalą się; nabywa doświadczenia za cenę ran, jakie odnosi jego dusza…
To powieść psychologiczna, ale i subiektywistyczna.
Pisana przez pryzmat własnych doświadczeń autora, który przeszedł najpierw bezlitosną szkołę życia; pracował jako kupiec, robotnik portowy, nauczyciel wędrowny, brukarz, uczył się szewstwa, próbował pisać artykuły, wykładać, usilnie dążył do otwarcia sobie drogi do literatury. Napisana również przez pryzmat osobistych przekonań jako samouk, „uczeń” Friedricha Nietzschego, zgorzkniały inteligent, skrachowany i spauperyzowany intelektualista, poszukujący swej drogi do wielkości w społeczeństwie drapieżnym i obojętnym.
Potraktowałam tę powieść jako przestrogę.
Ostrzeżenie przed skutkami rygoryzmu, ortodoksyjności i skrajnego konserwatyzmu oraz irracjonalnej filozofii, prowadzących do autodestrukcji i granicznych sytuacji, które przynoszą większą szkodę niż pożytek. Autor, by się o tym przekonać, musiał dożyć sędziwego wieku. Pisząc Głód, który przyniósł mu światowy rozgłos, miał niewiele ponad trzydzieści lat. Pod koniec, zbliżając się do dziewięćdziesiątego roku życia, był uważany przez naród norweski za kolaboranta nazistów w czasie drugiej wojny światowej i ukarany za zdradę wysoką grzywną pieniężną po głośnym i smutnym procesie, która doprowadziła go do bankructwa i szpitala psychiatrycznego. I z takim nastawieniem warto czytać jego powieści, jakby nie było – laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1920 roku za pean humanistyczny na cześć człowieka i przyrody Błogosławieństwo ziemi. Nawet jeśli medal noblowski oddał w 1943 roku Josephowi Goebbelsowi na znak podziwu…
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącym z książki.
Głód – Knut Hamsun, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1989, 160 stron, wydanie 4, literatura norweska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna
Dodaj komentarz