Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Liście na wietrze – Felicja Konarska

21 listopada 2021

Jesteśmy bezsilni jak liście na wietrze, czyś ty widział, żeby zerwany liść wrócił na drzewo?

Wbrew optymizmowi ojca, powyższe, prorocze słowa matki autorki wspomnień, spełniły się. Nigdy nie wrócili na Wołyń, którego obywatelem czuł się Walenty Tais. Były legionista Marszałka Józefa Piłsudskiego i osadnika wojskowego, którego dar w postaci ziemi stał się błogosławieństwem, ale i przekleństwem w czasie zawieruchy II wojny światowej. Z 9 na 10 lutego rodziny osadników wojskowych oraz służby leśnej deportowano na Wschód jako „element niepewny” politycznie. 140 tysięcy osób – jak podaje we wprowadzeniu Agnieszka Knyt. Wśród nich siedmioosobowa rodzina Taisów – ojciec, matka Stefania, trzech braci – Euzebiusz, Eugeniusz, Emilian oraz córki – Maria i najmłodsza Felicja. Wówczas niespełna sześcioletnia  dziewczynka. „Pańskie dziecko” jak mawiali o niej najbliżsi, bo rozpieszczona i wychuchana córeczka. Pierwszy rozdział wspomnień kreślił obraz radosnej wsi, szczęśliwej rodziny i dostatniego życia w bogatym majątku ziemskim, by pokazać kontrast położenia członków rodziny w następnych latach ubóstwa, przemocy i głodu, w którym sześcioletnia autorka mogła w pasie objąć dłońmi swojego starszego brata. Począwszy od momentu wyrwania ze snu w nocy i natychmiastowego nakazu wyjazdu poprzez transport w bydlęcych wagonach, postój w Kotłasie aż do punktu docelowego – „posiołka” Obil w środku syberyjskiej tajgi, a potem pobyt w domach dziecka i powrót do Polski.

To przez co przeszła i co przeżyła rodzina Taisów, opowiedziała najmłodsza Felicja, autorka i narratorka wspomnień.

Jak napisała Agnieszka Knyt we wprowadzeniu – Jej wspomnienia trafiły do Archiwum Wschodniego Ośrodka KARTA na początku lat 90. Dopiero wtedy było możliwe otwarte mówienie o wschodniej historii wojennego pokolenia, które zostało pozbawione nie tylko swojej „małej ojczyzny”, nie mogąc wrócić po wojnie na Kresy, ale też musiało, w komunistycznym państwie, całe dziesięciolecia milczeć. Nowa ojczyzna nie była naszą matką. Nie wolno było mówić o krzywdzie, o tragediach. Wszystko zostało wypaczone, załgane. Nie wywożono siłą i pod kolbami w lodowatych bydlęcych wagonach w środku okrutnej zimy. My »przebywaliśmy« na terenach Związku Sowieckiego, nas »przesiedlono« . Nikt nie pytał, po co i dlaczego akurat tam nas »przesiedlono« . Nasze życie nie było lepsze od życia w łagrach. – pisała Felicja. Jej wspomnienia uwalniały z tych cudzysłowów przytoczone pojęcia, wypełniały prawdziwymi obrazami wypaczone informacje, odkodowywały język propagandy, ukazując rzeczywistość przerażającą. Były na tyle wyjątkowe, że doczekały się publikacji, bo ukazywały szczere spojrzenie dziecka, mimo że spisane już przez dojrzałą kobietę. Dziecka, które z „pańskiego” szybko musiało „dorosnąć”, dojrzeć i dostosować się do głodu, chorób, morderczej pracy, powszechnej i wszechobecnej śmierci, żywcem zjadających pluskiew, wszy, meszek i komarów, ludzkiej nienawiści i nie zgubić kręgosłupa Polki przeciwstawiającej się nienawistnej propagandzie sowieckiej. Dziecka uważnego obserwatora, czujnej istoty walczącej o przetrwanie, inteligentnej uczennicy brutalnego życia oraz szybko analizującej sytuację i błyskawicznie wnioskującej dziewczynki. Jej opowieść to nie tylko opisy granicznych sytuacji, traumatycznych wydarzeń, ale przede wszystkim wyzwalane emocje z nich płynące. Specyfika relacji dziecięcej polegała na braku jakichkolwiek „amortyzatorów”, jakimi posługiwali się znani mi autorzy literatury łagrowej czy zesłaniowej wykorzystujący dystansujący humor, czy świadomie kierujący uwagę czytelnika na łagodzące opisy niezaprzeczalnie cudownej przyrody jak we wspomnieniach, chociażby Jefrosinii Kiersnowskiej Ile wart jest człowiek. W narracji dziewczynki wszystko było oddane w sposób naturalny, wręcz naturalistyczny. Mocno skupionej na szczegółach, które miały dla niej z różnych powodów ogromne znaczenie. Towarzyszyły temu emocje, których nie opisywała. One sączyły się, płynęły i zalewały serce lub były gwałtownie wyrzucane i uwalniane, pozostawiając mnie w całkowitym stuporze emocjonalnym. Mózg nie bardzo chciał przyjmować kolejne informacje bez przerwy na oddech psychiczny. To tutaj zrozumiałam, dlaczego traumy wyniesione przez ofiary wojen, Holokaustu, zesłań zamykają im usta i serca na zawsze. To tutaj zrozumiałam, że tę wtórną drogę przez mękę zniosło niewielu świadków okrucieństwa wojennego, publikując swoje relacje. Było mi piekielnie ciężko przypatrywać się procesowi nie zrywania strupów, ale rozrywania i rozszarpywania odniesionych ran. One nadal krwawią i nigdy się nie zagoją.

Potwornie mnie to bolało.

Jednak w tym kryje się istota zesłania i zesłańca, którą autorce udało się odtworzyć i przekazać, sięgając do dna duszy ludzkiej poprzez właśnie emocje. Ukazać pośrednio wir historii, w którym bezradność jednostki uwidoczniła na jej tle. Rozpaczliwą bezsilność rodziców, którzy poświęcili zdrowie i życie dla dzieci, próbując przeciwstawić się niszczycielskiemu cyklonowi, który zdmuchnął z ziemi wszystko, zostały zgliszcza i popiół. Dosłownie ich majątek i w przenośni ich kondycję fizyczną oraz psychiczną. Autorka miała tego świadomość, pisząc – Co by się nie mówiło, to wojna, o której mało wiedzieliśmy, »podróż« w głąb nieprzebytego kraju, Sybir, nagłe zgony najbliższych, choroby, głód, wycisnęły swoje piętno na naszej psychice. Każde z nas było w jakiś sposób spaczone i okaleczone.

   Dodatkowo pogłębione przez życie w socjalistycznej Polsce zakłamującej historię, bo głoszącej, że na Sybirze »nie było« głodu, nędzy, kurzej ślepoty, galopujących suchot, świerzbu, przy drapaniu którego schodziły z ludzi płaty zrogowaciałej skóry. Nie było łagrów i szalejącej śmierci. »Premudreinnyj gienieralissimus« przesiedlił nas, Polaków, dla naszego dobra.

Ta narracja nadal wybrzmiewa w starych wydaniach różnych publikacji historycznych i beletrystycznych wydawanych do lat 90. Warto sięgnąć po ten klucz, jaki daje autorka, by móc odkodowywać tę zaszyfrowaną kłamstwem narrację propagandową komunistów.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Książkę wpisałam na mój top czytanych w 2021 roku.

Liście na wietrze: wspomnienia dziewczynki deportowanej na Wschód 1940-1946 – Felicja Konarska, Wydawnictwo Ośrodek KARTA, 2021, 236 stron + 6 kart fotografii, literatura polska.

Wywiad z autorką wspomnień.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *