Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie.
Taki był główny zamysł autorki – pochwycić światło opromieniające nieobecne już twarze, obrusy zastawione niejadanymi już potrawami, to światło, które było w opowieściach o niedzielach dzieciństwa i nie przestało osadzać się na rzeczach i zdarzeniach, gdy tylko się je przeżyło, światło minione.
Czy jej się to udało?
Jak najbardziej! Stworzyła narrację-syntezę składającą się na trzy warstwy snutej opowieści. Pierwszej osobistej, najintymniejszej, szczerej do bólu, miesięcznej krwi i śliny, w dużym zbliżeniu na szczegóły i szczególiki dnia codziennego, powszedniego od ubioru począwszy, na aborcji skończywszy. Układających się w ciąg życia głównej bohaterki, któremu autorka nadała rys autobiograficzny, jednocześnie zachowując dystans poprzez narrację zewnętrzną. Obserwowała samą siebie bez żadnego »ja«- tylko »się« i »my«. Budowała opowieść z klocków pamięci, stopklatek, okruchów, migawek i wyrywków wyłanianych z przeszłości, wspomaganych zdjęciami i filmami, razem tworzących raport z ewolucji życia bohaterki. Żywą, ruchomą mozaikę zatrzymaną w jednym obrazie, jak w kalejdoskopie. Ta potencjalna płynność i możliwość niepowtarzalnych kombinacji nasuwała nękające ją pytanie – Czy byłabym szczęśliwsza, mając inne życie? Bo to, które mi ukazała w strumieniu projektora pamięci, wydawałoby się pozornie przeciętne, począwszy od dzieciństwa i dorastania w robotniczej rodzinie, kiedy lepkie nastoletnie ciało spotykało »nadmiarowy« byt egzystencjalizmu, poprzez studia, awans społeczny, małżeństwo, dzieci, rozwód i kochanków, aż do olśniewającej myśli Henryka Brularda przeczytanej w jesieni życia – czas znać samego siebie. A przy okazji uratować okoliczności swojego życia.
To druga warstwa tego strumienia myśli – społeczna.
W szerokim pojęciu kulturowym, politycznym i gospodarczym. Zarówno miejsca, w którym żyła, jak i otaczających ją ludzi. Czynników mających wpływ na jakość jej życia i kierunek, w którym podążało. Płaszczyzna pełna po brzegi obrazów, faktów, wydarzeń z historii Francji zagęszczona powiedzeniami, językowymi zwrotami, ideami, nawiązaniami popkulturowymi i politycznymi o konsystencji bagna, i jak bagno wciągająca. Jednak transparentna na wskroś, mimo że najobszerniejsza, najintensywniejsza i najobfitsza w treść, ale jednocześnie najbardziej niedostępna dla czytelnika nieznającego historii Francji. Chociaż wydawca postarał się zminimalizować ten dystans obszernymi przypisami. Autorka w tej części przekazu uczyniła obserwowaną bohaterkę reprezentantką swojego pokolenia, ukazując zmiany w nim zachodzące na tle społeczno-politycznym – w postawach, wyborach, światopoglądzie, zachowaniach, języku, mentalności, normach kulturowych i preferowanych wartościach, dla których słupami granicznymi przemian i mijanych dekad były daty dominujących znaczeniowo wydarzeń lub umieszczone na odwrocie rodzinnych fotografii i filmach.
A wszystko to na tle Historii – trzeciej płaszczyzny przekazu.
Tej odległej, w której w osobistym życiu pomiędzy tym, co przydarza się jej, nie ma żadnego punktu przecięcia, to dwa ciągi równoległe, jeden abstrakcyjny, złożony z informacji, które zapomina się zaraz po tym, jak się je przyswoi, i drugi – cały złożony z nieruchomych obrazów. W jej pojęciu w biegu osobistej egzystencji Historia nie miała znaczenia. Było się tylko, w zależności od dnia, szczęśliwą albo nie.
A która z kolei dla mnie, polskiej czytelniczki, była bardzo istotna.
To był mój punkt odniesienia i porównania z życiem przedstawionym. Może tym równoległym, zbudowanym z innych elementów kalejdoskopu życia, nad którego odmiennością zastanawiała się bohaterka? Sprawiało mi to przyjemność odbioru – odnajdywanie punktów wspólnych. Stycznych łączących losy ludzi w Historii, ale i tych na poziomie osobistym.
Razem tworzyły esej autobiograficzny będący jednym z głosów pokolenia autorki.
Żyjącego w latach 1940-1985. Stąd tytuł książki. Głosu, który chciała „wydobyć z siebie” w postaci czegoś w rodzaju opowieści o kobiecym losie, […] o istnieniu poszczególnym, lecz jednocześnie wtopionym w historię pokolenia. Zainspirowana twórczością Marcela Prousta zastanawiała się nad formą przekazu, by mogła uchwycić swój pobyt na ziemi w określonej epoce, czas, który przez nią przeszedł, świat, który zarejestrowała, po prostu żyjąc. Zamysł swój, który po dwudziestu latach zrealizowała, przybierając ostatecznie formę tej książki spisanej w czasie przeszłym niedokonanym, pochłonął mnie od pierwszego do ostatniego obrazu, jaki narratorka zarejestrowała w pamięci. Nie po to, by sobie przypomnieć i objaśnić własne losy, ale po to, by poprzez swoją pamięć osobistą, uchwycić zmieniającą się rzeczywistość, idee, opinie i odcienie wrażliwości, przekształcanie się podmiotu i innych osób, które poznała, a które są być może niczym w porównaniu z tymi, które poznają jej wnuczka i wszyscy żyjący w 2070 roku.
Dać świadectwo czasu, w którym żyła, bo opowieść rodzinna i opowieść społeczna są tym samym.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Lata – Annie Ernaux, przełożyli Krzysztof Jarosz i Magdalena Budzińska, Wydawnictwo Czarne, 2022, 240 stron, literatura francuska.
O książce w Big Book Cafe.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: esej
Dodaj komentarz