Tamtych kilka chwil wystarczyło, by wyobrażenie o sobie, legło w gruzach. Pewność siebie, wiara we własne siły – obrócone w nicość.
A miało być tak pięknie – myślała Laura – ślub z Danielem, dzieci, a przedtem podróż we dwoje po Europie. Włóczęga przez Rosję, Niemcy, Europę Wschodnią zakończoną w Skandynawii i powrotem do domu w Londynie.
Gdyby nie zdarzenie w Rumunii.
To tam, w pociągu, poznali rumuńską parę Iona i Alinę. To oni namówili ich do noclegu w przedziale bez wykupionych w nim miejscówek. Na dodatek ktoś okradł ich z dokumentów, a pogranicznicy brutalnie wyrzucili z pociągu. Zostali sami na leśnej stacyjce na końcu świata, która równie dobrze mogła się tak nazywać. W poszukiwaniu cywilizacji trafili na samotny dom w leśnej głuszy. Wejście i wyjście, a właściwie natychmiastowa ucieczka z niego, pozostawiła w Danielu zespół stresu pourazowego, a Laurę zamieniła w zupełnie niepodobną do siebie kobietę. Plany budowania wspólnego życia runęły.
Teraz ich planem stało się przeżycie.
Autor zbudował napięcie, umiejscawiając akcję tego thrillera psychologicznego w rumuńskiej głuszy, odwołując się przy tym do makabrycznych skojarzeń z krajem wampirów i potworów. Zupełnie tak samo postąpił we wcześniej czytanej przeze mnie świetnej Głuszy, sugerując działanie sił nadprzyrodzonych. Również na długo ukrywanej tajemnicy domu grozy, którą Laura i Daniel po powrocie nie chcieli dzielić się z nikim. Zanim nastąpiło jej ujawnienie, autor powoli dawkował jej fragmenty, wzmagając palącą ciekawość, co tak naprawdę wydarzyło się w makabrycznym domu. Jej powolnemu dawkowaniu towarzyszyły coraz bardziej niebezpieczne wydarzenia, w których pojawiały się nowe postacie wprowadzające chaos, zagubienie i lęk, z czasem okazujące się mocno powiązanymi z wydarzeniami w Rumunii. Na dodatek osoby, z którymi Daniel próbował podzielić się traumatyczną wiedzą, by samemu nie popaść w szaleństwo, zaczęły ginąć w okolicznościach sugerujących wypadek albo samobójstwo. Tak jakby dzielenie się śmiercionośną tajemnicą uchylało wrota, za którymi czaiło się zło.
Zło, które przywlokło się za nimi.
Trudno było mi oddzielić rzeczywistość od wyobrażeń, fakty od majaków po lekach, wizje od stanu rzeczy czy kłamstwa od prawdy, bo autor jest mistrzem w zwodzeniu czytelnika. Bohaterowie również nie byli jednoznaczni, a ich postawy i wybory zależne od konkretnej sytuacji, w których się znaleźli. Działała w ich postępowaniu dobrze znana zasada – tyle siebie znamy, ile się sprawdziliśmy. To zło było egzaminatorem. To ono wyzwalało pozytywne lub negatywne reakcje. Zło, które niekoniecznie trzeba zapraszać do swojego życia.
Zło, które samo nas odnajduje, a potem wystawia ocenę.
Autor konsekwentnie pooddawał go swoim bohaterom, zaskakując zakończeniem, które obnażyło kolejne, do tej pory ukrywane słabości i sekrety. Podkreślił przy tym różnorodność i nieprzewidywalność reakcji na działanie zła. To dlatego trudno było oddzielić ludzi od potworów. Potworów, które niekoniecznie muszą żyć w dalekich lasach. Równie dobrze mogą mieszkać po sąsiedzku, za ścianą.
A może w nas, poznając dopiero w skrajnej sytuacji.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zło pójdzie za tobą – Mark Edwards, przełożył Andrzej Goździkowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2022, 480 stron, literatura angielska.
Zwiastun książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz