Nie patrz na słowa a staraj się odszukać ich sens i ciepło i wzruszenie w białych przerwach między niedoskonałymi wyrazami. Bo na tym właśnie polega poezja. – Tak radził Zbigniew Herbert.
Autorka jest mistrzem krótkich form, więc tych przestrzeni na oddech, na przemyślenie, na przeanalizowanie pozostawiała bardzo dużo. Zwłaszcza że w tych niewiele liczących sobie słowach kilku wersów umieszczała pojęcia skondensowane rosnące jak ciasto drożdżowe pod wpływem moich emocji, doświadczeń i wiedzy. Ten zaczyn inicjujący przyjemny proces kreatywności mojej wyobraźni podsuwała za każdym razem, więc oddech był potrzebny, zwłaszcza że zawartą myśl kończyła puentą totalnie przenicowującą mój już-już sformułowany wniosek czy prawie gotową refleksję, by ostatnim wersem zmienić diametralnie jej charakter z poważnej na humor noir ukazujący absurdy, dychotomicznie emocjonalne sytuacje czy dysonans poznawczy rzeczy dotychczas znanych i powszednich. Nie po to, by epatować frustracją czy pesymizmem, ale by podkreślić smutne zjawiska zachodzące we współczesnym społeczeństwie jak samotność, wyobcowanie i tabu śmierci, tak dobrze ukazane w Klepsydrze, która towarzyszyła całej poezji w tym zbiorku. Wydawałoby się nawet, że to główny jego temat, zwłaszcza że rozpoczął się wierszem o jakże znamiennym i dobrze znanym tytule – Memento mori.
To złudzenie.
To życie grało w nim pierwszą rolę. Autorka wykorzystała zabieg kontrastu, by poprzez to, na czym skupiamy uwagę generowaną lękiem, pokazać wielką nieobecną poprzez Heideggerowską obecność transparentną nieopowiedzianą wprost, ale przez pryzmat rzeczy, faktów, zdarzeń, skojarzeń, spostrzeżeń drobnych, ale ważnych opisywanych przez uważnego, empatycznego i inteligentnego obserwatora ze skłonnością do ich ripostowania. Do stawiania swoistej kropki-niespodzianki w ostatnim wersie z jedną dominująca emocją – rozczarowania, żalu, zadziwienia, zgrozy i wielu innych. Do podkładania granatu, w którym słowo-zawleczka uruchamiało eksplozję obrazów z mojej pamięci i przeszłości. A kiedy kurz emocji opadał, zostawała esencja ich przesłania – życie z jego przymiotami. Jego przemijalność, bo coraz łatwiej do grobowej deski. Jego przewrotność, bo
uciekałam w obcych mężczyzn
i cudze litery
– ale zawsze przed tobą. (Wierność)
Jego jednorazowość, bo
jednorazowy skalpel
wenflon
próbówka
maska
trumna. (Królestwo za biały skrawek wykrochmalonego płótna)
Jego zawrotne tempo, bo
Zanim ta paczka
dojdzie
zostaną po nas patyczki od lizaków
okruchy wafli
kawałki CD
zagubiony opłatek
zmięty kalendarz za rok którego nie przeżyjemy
i rozsypane słowa bajek… (Szybsi od polskiej poczty)
W tej ponadczasowości i uniwersalności zagadnień były wśród nich wiersze z kluczem. Myślę, że dla najmłodszego pokolenia wręcz hermetyczne. Zwrot „czarne podniebienie” w wierszu Po latach pozostanie dosłownym, w najlepszym razie tajemniczym, albo otworzy bramę do trudnej przeszłości i pamięci wielu Polaków.
Każdy z tych wierszy to materiał na esej, bo tyle niosą ładunku treści i emocji w sobie.
Każdy z nich kierował moją uwagę na inny aspekt życia, ukazując współczesnego człowieka jako kruchego, słabego, złamanego, rozczarowanego, trochę zagubionego, czasami zrezygnowanego, do którego szybkiego uśmiercenia nie potrzeba wojny, bo
Zabijają nas małe rzeczy
Kleszcze
Wirusy
Hejt. (Pandemia)
Nawiązania do sytuacji pandemicznej i izolacji czyniły ten zbiorek mi bliższym w odbiorze, bo rezonował we mnie podobnymi myślami, spostrzeżeniami i emocjami. Pozwalał dostrzec to, czego nie dostrzegałam wcześniej i docenić to, na co wcześniej nie zwracałam uwagi. Zacząć żyć na przekór losowi, który okazał się najbardziej obłudnym kochankiem, by nie odejść po cichu, spokojnie/I jakby mimochodem. Dokładnie o tym jest wiersz Memento mori:
Wychowałam się przy cmentarzu
Pamiętam, że umrę
Nie pamiętam, że żyję.
Bo przecież w człowieku tkwi ogromna radość i chęć życia nawet po śmierci, jak pięknie, bo przewrotnie ukazuje to Nieśmiertelność, którą odebrałam jak swoistą modlitwę:
Zamiast rzucić się z dachu
Mordowałam życie dzień po dniu
Rozgniatałam paznokciem dni jak gnidy
Odcinałam centymetr po centymetrze
Z nieadwentowego kalendarza
Obiecaj, że po tamtej stronie
nie będzie trzeba zaczynać
od nowa.
Aż chce się dodać – amen.
A kiedy zamknęłam tomik, zobaczyłam powidok obrazu kobiety, której całe to życie było udziałem. Trochę nim rozczarowanej, ale może dlatego przestrzegającej przed zapomnieniem, by przede wszystkim żyć.
Bo może sama o tym zapomniała?
To wiersze do czytania wielokrotnego. Do dyskusji i samodzielnych błądzeń myślowych. Dawkowane jak lekarstwo raz dziennie po jednym mogą pomóc w postrzeganiu współczesnego świata.
Taki swoisty, ciepły przewodnik po życiu zaklęty w poezji do odbioru sercem.
Zbiorek ilustrują rysunki Grzegorza Gortata, które celnie oddają ich istotę. Najbardziej spodobał mi się ten współbrzmiący z wierszem-polemiką do słów ks. Jana Twardowskiego, z których autorka uczyniła tytuł, a który przytulił mi się do serca i zapadł w pamięć.
„Gdy Pan Bóg drzwi zamyka,
To otwiera okno”
I tak stoję, proszę księdza, w tym oknie
A za oknem przepaść.
I myśli same napływają…
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
I jakby mimochodem – Dorota Koman, ilustrował Grzegorz Gortat, Wydawca Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, 84 strony, seria Kolekcja Literacka, tom 8, literatura polska.
Spotkanie autorskie, na którym można posłuchać wierszy w wykonaniu Doroty Koman z wcześniej wydanego zbiorku Maszyna do czytania.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Poezja
Dodaj komentarz