Farma Heidy: owce, islandzka wieś i naprawianie świata – Steinunn Sigurdardótter
Przełożył Jacek Godek
Wydawnictwo Literatura Kobieca , 2019 , 316 stron
Literatura islandzka
Tyle jej zawdzięczam!
Za drugie tyle jestem jej winna ogromne podziękowanie. Nie zdawałam sobie sprawy, że nadal oddycham czystym powietrzem nad Bałtykiem nie tylko dzięki znanym organizacjom proekologicznym, ale również niepozornym ludziom. Nie mogę napisać, że nieznanym, bo Heiđa Ásgeirsdóttír była modelką.
Autorce reportażu, kiedy pierwszy raz ją zobaczyła, jawiła się niczym mieszanka wyciągniętego elfa i walkirii. 181 centymetrów wzrostu, szczupła, blond włosy, zapewniały super warunki do wybiegów modowych w Nowym Jorku i dostatniego życia. Jednak przeszkodą w podążaniu tą drogą było silne przekonanie, że to wszystko było płaskie i bezcelowe, miłość do do miejsca, w którym się wychowała i farma z owcami przejęta od rodziców w wieku 23 lat. Własne gospodarstwo Ljótarstađir w Islandii na granicy nadającego się do zamieszkania świata, w którym panuje jasność.
Tę „jasność” miała zgasić woda.
Na najżyźniejszych pastwiskach Heiđy koncern energetyczny zaplanował budowę ogromnej tamy i zalew o powierzchni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Jej walka z gigantem biznesowym uczyniła z niej osobę znaną w swoim środowisku i w parlamencie, do którego ostatecznie trafiła, zastrzegając – Wyjaśnijmy jedno: nigdy nie weszłabym w lokalną politykę, gdybym nie była zmuszona bronić swoich i nie tylko swoich racji. Całej naszej gminy, mojej ziemi, a właściwie całej Ziemi. Wygrana z kolosem biznesowym, wywalczona z ogromnym wysiłkiem fizycznym i psychicznym, była spektakularna i nieoceniona dla środowiska naturalnego. Zwłaszcza że działalność ta miała charakter społeczny i wolontaryjny upychany między morderczą pracę farmera.
Była przede wszystkim hodowcą kilkutysięcznego stada owiec.
Roboty nieludzko wymagającej, jak sama ją oceniła. Autorka, pisarka islandzka, postanowiła, zafascynowana niezwykłą kobietą, napisać o niej reportaż. Pokazać w nim walkę nie tylko z koncernem, ale z naturą, żywiołem (w cieniu czynnego wulkanu) i samą sobą (nieśmiałość, nawracające depresja, samotność, awersja do wystąpień publicznych). Poznawałam jej dzieciństwo, dorastanie i szukanie własnej drogi z ogromną ciekawością. Autorka starała się, zbierając materiały (rozmowy, twórczość poetycka, wystąpienia na konferencjach i zjazdach krasomówczych) o tej nietuzinkowej kobiecie, usunąć się w cień, by autor był niewidzialny, a czytelnik odnosił wrażenie, że słucha Heiđy. Z zachowaniem jej rytmu życia wyznaczanego przez pory roku ujęte w cztery rozdziały oraz unikalnego stylu wysławiania się Heiđy (mieszanina języka współczesnego ze staromodnym). Autorka chciała pokazać ludziom na całym świecie z dala od Islandii, jak wygląda islandzki temperament i jak tu się żyje. Z kolei Heiđa chciała, by usłyszano o jej samotnej walce. Ja otrzymałam obraz człowieka, który wciela w życie hasła z plakatów, które podobno są tylko sloganami:
Trwaj przy tym, co słuszne, nawet jeśli jesteś sam.
Przyglądając się jej piekielnym zmaganiom, do pokonywania których czerpała siły z miłości do miejsca jej życia, szukałam odpowiedzi na jedno pytanie – co ją taką stawiającą dobro innych nad własny egoizm ukształtowało? Nasuwała mi się tylko jedna odpowiedź.
Wychowanie.
Surowe, ale z miłością. Wymagające, ale wspierające. Brutalne, ale bezpieczne. Ubogie, ale zaspokajające podstawowe potrzeby. Odważne, ale w szacunku do otoczenia i pokorze wobec natury. Bez wielu szkodliwych norm kulturowych, jak seksizm, którego doświadczyła dopiero w szkole. Jej reakcja na podział ról na typowo męskie i kobiece była bezcenna. Może właśnie dlatego uroda kobiecego ciała nie była dla niej wartością, na której chciałaby zbudować swoją przyszłość. Z czasem zorientowałam się, że zaczęłam myśleć o niej nie jak o kobiecie, ale jak o człowieku. Twardym na przekór depresji. Kochającym farmę, dla której podjęła walkę z Goliatem. Wrażliwym, ale potrafiącym zabić owcę, gdy jest taka konieczność. Wymagającym przede wszystkim od siebie, a dopiero potem od innych. Heroicznym w swoim słabym człowieczeństwie. Broniącym wartości, które inni zamieniają na pieniądze. Świadomym swej tymczasowości, mówiącym – Nie chciałabym, żeby moja mama albo tata, babcia albo dziadek sprzedali choćby piędź ziemi i kupili szminkę albo farmala. My, ludzie, jesteśmy śmiertelni, ziemia żyje dalej, przyjdą nowi ludzie, nowe owce, nowe ptaki i tak dalej, a ziemią z rzekami, jeziorami, roślinnością i nieużytkami będzie trwać…
Stała się dla mnie współczesną bohaterką!
Tak jak dla Islandczyków przede mną, bardzo różniących się. Młode kobiety – od studentek po gospodynie wiejskie – widziały w niej inspirację, podziwiały Heiđę za to, że bierze sprawy w swoje ręce. Mężczyźni widzieli w niej swoją utalentowaną córkę i byli z niej dumni. Rolnicy z lubością czytali o swoim życiu. Mieszczuchów zainteresowało życie w odludnym gospodarstwie. Należałam do tej ostatniej grupy, a dostałam motywujący przykład życia w zgodzie z sobą i w zgodzie z naturą.
Upragniony balans współczesnego człowieka.
Receptę na jego osiągnięcie. Niełatwą do zrealizowania, ale wykonalną, jeśli zrozumie się jedno – Ziemia nie należy do mnie. To ja do niej należę. Być własnością całej tej ziemi to kolosalna odpowiedzialność. Obrona ziemi przed sępami wymaga ogromnego wysiłku. Jeśli jeszcze raz usłyszę, że mały, jeden, samotny człowiek nic nie może, to podsunę ten tytuł.
Heiđa wyrzuci wszystkie usprawiedliwiające niemoc argumenty z powrotem do kosza.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Książkę wybrałam spośród nowości księgarni Tania Książka.
Heiđa na swojej ukochanej farmie.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Dodaj komentarz