Taniec zegara – Anne Tyler
Przełożyła Kamila Slawiński
Wydawnictwo Poradnia K , 2019 , 270 stron
Literatura amerykańska
Pozornie nie działo się w tej powieści nic spektakularnego.
Nic, co warte byłoby zapamiętania. Nic jednoznacznego lub decydującego o jej kierunku rozwoju. Nic, co trzymałoby mnie w nieustannym napięciu, by odkryć przyczynę jakiejkolwiek zagadki, sekretu lub tajemnicy. Nic, co mogłabym ważnego śledzić, czekając niecierpliwie na wyjaśnienie. Pośpieszałam ją z kartki na kartkę. Z dekady na dekadę upływających lat, które składały się na rozdziały. Skupiona na treści, nie czytałam między wierszami. A to tam kryło się jej przesłanie.
Dokładnie w takim oślepiającym pośpiechu żyjemy.
Dzień za dniem. Tydzień popędza kolejny tydzień. Rok goni następne lata. Podobnie jak w powieści. Życie toczyło się w niej od dekady do dekady począwszy od 1967 roku, kiedy Willa, główna bohaterka, była małą dziewczynką nierozumiejącą napadów wybuchu matki połączonych z jej znikaniem na kilka dni. Dziesięć lat później w 1977 roku była już nastolatką uczącą się w Kinney College w stanie Illinois, gdzie poznała Dereka. W kolejnym przeskoku, tym razem o dwie dekady, w 1997 roku wyszła za niego za mąż i urodziła dwóch synów, by zostać młodą wdową. W 2017 roku ponownie wyszła za mąż, a dorośli synowie byli już usamodzielnieni. I pewnie za kolejnych dziesięć lat czytałabym o jej pogrzebie, gdyby nie odebrała telefonu z prośbą o zaopiekowanie się dziewczynką, której matka, była dziewczyna jej syna, została postrzelona. Mimo że Cheryl nie była jej biologiczną wnuczką, Willa zgodziła się.
Jej pobyt w Baltimore zmienił wszystko.
Jej sposób patrzenia na życie i na samo życie. Niby budowane przez jej własne wybory i decyzje. Niby dostarczające zadowolenia i satysfakcji. Niby toczące się bez większych problemów, a jeśli takie były, to świetnie sobie z nimi radziła. A jednak czegoś jej brakowało. Nie odczuwała tego, dopóki nie znalazła się w Baltimore.
Gdzie popełniła błąd?
Miała za sobą ponad sześćdziesiąt lat życia, którego nie poczuła, wpatrzona w przyszłość. Planowała, wyznaczała cele i dążyła do nich, nie zastanawiając się nad tu i teraz. Nie doceniała chwil, momentów, odcinków czasu odliczanych niczym w zegarze, który odmierzał jej życie. Składały się na jego treść, a jednocześnie umykały niczym niezauważalne sekundy tak obrazowo przedstawione przez dzieci w powieści, które nazwały je tańcem zegara. Dzieci, które potrafiły cieszyć się teraźniejszością. Jeszcze posiadające zdolność, którą dorośli gubili w pędzie życia. Dokładnie to uświadomiła sobie Willa, która, gdyby miała wymyślić taniec zegara, nie wyglądałby tak jak ten, który pokazały jej trzy dziewczynki. Nie, w jej wersji kobieta przemierzałaby z lewa w prawo, przez cały czas wirując szaleńczo, tak że publiczność widziałaby tylko kręcącą się barwną plamę, która za chwilę znikłaby im z pola widzenia. Puff – i już znika za kulisami. Bez śladu.
Jednak na zmiany nigdy nie jest za późno!
Willa robi to u schyłku życia. Zmienia tempo tańca, by każdy ją dobrze widział, a i ona sama, by cieszyć się każdym jego ruchem, każdą sekundą jego trwania. Dzielić życie nie na lata i tygodnie, ale na momenty w ciągu dnia poszerzające pole widzenia, by ujrzeć siebie okruszkiem na ziemskim globie. Maleńkim organizmem w kosmosie i z tego dystansu nauczyć się rozróżniać, co w życiu jest istotne, chociaż niewidoczne, a co zupełnie bez znaczenia, chociaż spektakularne. Nauczyć się czytać życie między jego wierszami w takt tańca zegara.
I tak też należy czytać tę powieść – nieśpiesznie, między wierszami.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Inni o książce.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz