Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Złodziej z szafotu – Bernard Cornwell

21 marca 2019

Złodziej z szafotu – Bernard Cornwell
Przełożyła Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo Bellona , 2012 , 454 strony
Literatura angielska

Jeśli zagląda się za okładkę książki, w którym panuje rok 1917 opisany przez tego autora, który nie zwykł oszczędzać czytelnikowi szczegółów mrocznej strony życia przeszłego, to trzeba liczyć się z tym, że prędzej, czy później stanie się świadkiem powszechnej i częstej „atrakcji” wieszania skazanych na szafocie.
W tej książce spotkało mnie to prędzej.
A dokładnie już na samym początku. Towarzyszyłam sir Henry’emu Forrestowi, przedstawicielowi londyńskiej Rady Miasta, w imieniu której wizytował więzienie Newgate, w dniu stracenia kolejnych skazanych.

 

Wikipedia

 

Wyjątkowo podłe i ohydne miejsce. Szliśmy jakimiś cuchnącymi korytarzami, wdychając miazmaty łajna, potu i zgnilizny oraz odór chowanych trupów pod kamienną powierzchnią korytarza prowadzącego z więzienia do sądu. Ruszającą się z nadmiaru trupich gazów! Przez plac o wymownej nazwie Press Yard, jakby kamień przed śmiercią i po śmierci był jedyną należną więźniom rzeczą. Do Sali Zgromadzeń, w której czekali już inni odwiedzający, zarządca więzienia, ksiądz, kat i wreszcie skazani, z których ci ostatni wydawali mi się najnormalniejszymi ludźmi w obliczu śmierci. Goście, popijając brandy, rozprawiali o handlu i cenach, zarządca zapraszał po egzekucji na cynaderki na ostro, ksiądz straszył mękami piekielnymi, a kat obliczał zyski ze sprzedaży pociętych sznurów wisielców i leczącego dotyku ręki powieszonych, a na dziedzińcu przed szafotem gromadził się podekscytowany tłum, czekający na szubieniczną wersję tańca morris – śmiertelne podskoki duszonych, dławionych ciał i opróżniających w przedśmiertnych drgawkach zawartość jelit. Wszystkim się coś od życia należało – gościom cynaderki, zarządcy podniesienie pensji, katowi pomocnik, księdzu satysfakcja z szerzenia wiary podsycanej strachem, tłumowi „show” (nie wykluczam, że byłabym jednym z gapiów), a skazańcom śmierć. W ówczesnych czasach to był bardzo sprawiedliwy i słuszny podział.
I tak, mniej więcej, co trzy dni.
Uraczona taką wstrząsającą sceną myślałam, że najwięcej emocji mam za sobą. Nic z tego! Przygoda, ku mojemu zadowoleniu, dopiero zaczynała się!
Na tenże szafot miał trafić niejaki Charles Cardey. Gwałciciel i morderca hrabiny Avebury, skazany jednoznacznym wyrokiem sądu. Okazał się jednak być również synem szwaczki Jej Wysokości Królowej Charlotty, która zleciła Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, a te z kolei kapitanowi Sandmanowi, przeprowadzenie niezależnego śledztwa w tej sprawie, dostarczającego dowodów, potwierdzających słuszność wyroku. Kapitanowi Sandmanowi, który właśnie został bankrutem za sprawą samobójstwa zadłużonego ojca, przyjęcie dorywczej pracy śledczego obiecywało szybki i łatwy zarobek.
Mylił się i to bardzo!
Tydzień jaki dostał na złożenie raportu okazał się pełnym zaskakujących niespodzianek, szokujących informacji, niebezpiecznych odkryć, gwałtownych zwrotów akcji i ciekawych znajomości zarówno w świecie arystokracji, niższych stanem, jak i wśród przestępców, a przede wszystkim wzrastającej presji uciekającego czasu, by zdążyć z wynikami śledztwa przed katem. W finałowej scenie zapomniałam oddychać.
Bo tak właśnie mogło być naprawdę!
Intryga kryminalna z niektórymi bohaterami, jaką przedstawił autor, była jedyną fikcją (ale możliwą do zaistnienia!) w tej powieści. Przerażało mnie to, że świat, w którym się rozgrywała łącznie z zarządcą więzienia, katem i ordynariuszem, kiedyś istniał. W latach 1805-1832 śmierć na szafocie była powszechną karą w Anglii i Walii (oprócz Szkocji) z apogeum 100 egzekucji rocznie w latach 1816-1820, jak przeczytałam w Notce historycznej Autora umieszczonej na końcu książki, a autor wykorzystał ten okres, by ukazać ówczesne tło społeczne i sztywne w nim podziały. Strach arystokracji przed niższymi stanami, która w odpowiedzi na francuską gilotynę, stosowała szafot, jako narzędzie dyscypliny i porządku społecznego. Szubienica stanowiła środek odstraszający, karę i przykład. Była koniecznością. Była machiną cywilizacji i chroniła przestrzegających prawa obywateli przed drapieżnikami. Istnienie i powszechność kary śmierci z jej „krwawym kodeksem” gwarantowało rządzącym dalsze istnienie dotychczasowego i pożądanego przez nich ładu społecznego, nawet kosztem pomyłek sądowych. Nieuniknione niewinne ofiary cierpiały, aby ogół społeczeństwa mógł być bezpieczniejszy, a nadzieja, że dzień, w którym minister przejmie się niesprawiedliwością dotykającą kogoś z niższej klasy, będzie dniem, w którym słońce wstanie na zachodzie.
To jedna z mroczniejszych kart Londynu i Anglii, którą autorowi udało się odtworzyć ze szczegółami – jedzeniem, ubiorem, obyczajami i zwyczajami, stylem życia różnych warstw społecznych, przyglądając się z bliska nawet przestępcom i ich żargonowi. Jest w tym mistrzem. I nieważne, czy osią licznych powieści czyni znaną legendę czy prozaiczne morderstwo, bo ich historyczna oprawa jest za każdym razem najmocniejszą stroną jego twórczości, czyniącą ją wyjątkową, charakterystyczną i niepowtarzalną.
I jeszcze jedno.
Tytułu powieści nie należy odczytywać wprost. Jego zaskakujące znaczenie odkryłam w połowie opowieści, robiąc z wrażenia „rybkę”. Pozostawię więc tę przyjemność zaskoczenia i odkrywania również innym.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 

 

Ta powieść to dopiero początek powieści sensacyjnych tego autora. W planach wydawniczych, jak zobaczyłam na zakładce dołączonej do książki, są thrillery z żeglarstwem i żeglowaniem w tle, o czym donosi wzmianka, umieszczona w notce biograficznej tuż za okładką tytułową.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Kryminał sensacja thriller

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *