Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Złocista Dolina – Iwona J. Walczak

21 marca 2019

Złocista Dolina – Iwona J. Walczak
Wydawnictwo Replika , 2012 , 415 stron
Literatura polska

Tytuł obiecujący miejsce pełne nadziei na lepsze, okładka podkreślająca jego optymistyczną kolorystykę, tak dobrze dobraną do barwy w nazwie i to zdanie umieszczone na tylnej okładce,

 

 

mogły sprawić, że moje oczekiwania na optymistyczną opowieść miały uzasadnione podstawy.
I początkowo wszystko na to wskazywało.
Niewielka wieś Mordki położona na Pojezierzu Ełckim w dolinie, która, poza zimą, mieniła się złotym kolorem kwitnącego w czerwcu łubinu i kołysanych letnim wiatrem kłosów dojrzałych zbóż, była idealnym miejscem dla uciekających od dotychczasowego, męczącego życia, trzech przyjaciółek – Majszy, nauczycielki geografii i w wolnych chwilach malarki, Doroty, emigrantki w Niemczech opiekującej się starszymi osobami i Kasi, pracownicy banku. Idealnym pomysłem na odmianę szarego losu, na rozpoczęcie życia od nowa i na uporanie się z narosłymi problemami z przeszłości. Kobiety wspólnie postanowiły przeobrazić stary, rodzinny dom Doroty na pensjonat o pasującej do otoczenia nazwie – Złocista Dolina. Duży budynek z szerokim wejściem z rudobeżowego kamienia i drewnianymi, rzeźbionymi balkonikami na piętrze, świetnie nadawał się na miejsce szkoleniowych pobytów grup zawodowych, chcących odetchnąć od miejskiego zgiełku i pogłębiać wiedzę bliżej natury. Złocista Dolina stała się więc idealnym miejscem na rozegranie tragedii, komedii, romansu i wreszcie czegokolwiek, co ożywiłoby jej mury. Czekałam na to cierpliwie, dając narratorowi szansę na rozwinięcie opowieści, ale przez pierwsze kilkaset stron dziewczyny narzekały na swój los i sprowadzały się do Mordek, a potem, przez kolejne kilkaset, remontowały i urządzały pensjonat, w którym mieszkały i… żyły. Po prostu, najzwyczajniej w świecie żyły, a raczej próbowały żyć z całym dobrodziejstwem jego inwentarza, by pod koniec powieści go opuścić.
Opowieść przypominała mi obietnicę wycieczki dobrze przygotowanym do tego samochodem, w ciekawie zapowiadającym się towarzystwie do jeszcze ciekawszego miejsca, ale po dłuższym postoju i oczekiwaniu na start, po wysłuchaniu narzekań trzech kobiet na niesprawiedliwe życie i podłych mężczyzn, okazało się, że donikąd nie pojadę, bo w całej konstrukcji logistycznej przedsięwzięcia zabrakło… silnika. Tego motoru nadającego tempo i rytm fabule. Motywu lub wątku (tajemnicy, tragedii, romansu, intrygi – czegokolwiek!), który przeciągnąłby moją uwagę przez fabułę od początku do końca. Nie od środka, nie na końcu, ale właśnie od początku. Tymczasem to ja musiałam sama ją popychać, czasami łapiąc ją odpływającą od opowieści narratora. Byłam przytłoczona wszechobecnym smutkiem trzech sfrustrowanych kobiet, które uciekały nie tylko od życia, od siebie wzajemnie, ale i od problemów starych i nowych, stale narastających, nie zdobywając się na ich próbę rozwiązania, konfrontację, wyjaśnienie, przeanalizowanie, by przeżyć katharsis i oczyścić własną duszę, wzajemne kontakty i atmosferę , która z czasem stała się duszna, lepka i ciężka od toksycznych relacji. Złocista Dolina z czasem zaczęła tracić na blasku, przybierając kolor szary. Życie trzech kobiet było mistrzowską kopią rzeczywistości, która mnie otacza bez próby jej interpretacji, a przez to po prostu nużące i przeraźliwie smutne. Ciekawe wątki, które pojawiły się w trakcie (ale szybko znikły, a szkoda!), a zwłaszcza pod koniec (niestety) powieści, nie maskowały tego dominującego odczucia. Nie mogę nawet napisać, że przez to powieść nabrała charakteru psychologicznego, ponieważ bohaterki nie były skore do zwierzeń. Narrator zewnętrzny skupiał się przede wszystkim na zrównoważonej i pragmatycznej Kasi, pomijając ciekawszą osobowość nadpobudliwej Doroty i introwertycznej, a przez to tajemniczej Majszy. Zabrał mi w ten sposób możliwość wniknięcia w ich psychikę, nawiązania więzi z bohaterkami, polubienia ich, a to z kolei skutkowało brakiem zrozumienia ich postępowania i stale towarzyszącą irytacją. Miałam wrażenie, że zamieniam się w czwartą, sfrustrowaną bohaterkę tej opowieści, która przeżywa smutek innych dla „przyjemności” umartwiania się i jego kontemplowania.
Opuściłam Złocistą Dolinę z ulgą tak, jak uczyniły to bohaterki. Skoro one same nie polubiły tego miejsca, skoro nie stało się ono świadkiem rozstrzygających decyzji, zwrotów życiowych, bolesnych analiz, szczęśliwego zakończenia (a niechby nawet tragicznego!), oferując tylko pesymizm i zgryzoty wpisane w ten dom, to tym bardziej nie polubiłam go ja.
Kiedy przeczytałam udany debiut tej autorki Nagie myśli, zastanawiałam się, w którą stronę skieruje swoją twórczość – powieści tragicznych czy raczej lekkich, optymistycznych, rozrywkowych. Nie pomyślałam o trzecim wyborze, o pozostaniu na rozstaju dróg i rzemieślniczym kopiowaniu rzeczywistości. Robi to zresztą bardzo dobrze warsztatowo pod kątem treści, techniki i języka narracji, porządku formy, ale zabrakło mi elementu najważniejszego – siły przekazu, która wszystkie te elementy scaliłaby w zajmującą opowieść.
To jest bardzo dobry przykład powieści, o której się mówi – dobrze napisane, ale czegoś mi w niej zabrakło.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 

 

Zaproszenie do Złocistej Doliny wraz z autografem otrzymałam od autorki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *