Zapiski semiotyczne – Marcin Rychlewski
Wydawnictwo Naukowe Katedra , 2014 , 262 strony
Literatura polska
Jestem zachwycona tą publikacją!
Spodziewałam się, sądząc po wydawnictwie i naukowym terminie w tytule, bardzo poważnego wywodu, wykładu lub, w najlepszym razie, dyskursu w podejściu do semiotyki (semiologii lub semantyki) jako nauki.
A tu niespodzianka!
Na dodatek odkrywcza, która przypomniała mi moje pierwsze doświadczenia z odczytywaniem obrazów, kiedy to na zajęciach z malarstwa dowiedziałam się, że wizualność obrazu (ciekawym jest, że podobne doświadczenia miał autor, tyle że dużo wcześniej, bo w dzieciństwie) i jego stopień doskonałości odwzorowania przedstawianego obiektu, to niejedyne kryterium jego genialności i niejedyna płaszczyzna jego odczytywania. To również treść niesiona przez zawarte w nim symbole. Podobnego odkrycia i głębszego wejścia w rzeczywistość mnie otaczającą doświadczyłam dzięki tej publikacji. Chociaż to ostatnie określenie bardzo ogólnie oddaje jej charakter, bo i trudno określić, czym ta książka jest, do jakiego rodzaju tekstu literackiego czy gatunku ją przypisać, a przede wszystkim do kogo jest skierowana. Zresztą podejrzewam, że autorowi nie bardzo też na tym zależy. Wręcz utrudnia pracę „szufladkującym”, wzbogacając „wyraz artystyczny” pozycji minigalerią zdjęć, w których bohaterką jest maszyna do pisania w różnych ujęciach kompozycyjnych:
Odbiorcy wymienieni przez autora we wstępie – kulturoznawcy i poloniści – nie będą z niej zadowoleni w pełni. W najlepszym przypadku – z jej niektórych rozdziałów lub fragmentów, zarzucając autorowi nierówność merytoryczną. Od tych pierwszych polecą nawet krytyczne gromy wyrażające niezadowolenie z ostatecznego efektu pracy hybrydy – poety, krytyka i semiologa. Bo to nietypowa pozycja jest, która przedstawia semiologię poprzez pryzmat osobisty.
W sposób nienaukowy.
Ta nienaukowość, która może być wadą dla profesjonalistów z różnych dziedzin nauk społecznych, dla mnie, „zwykłego czytelnika” (dlaczego w cudzysłowie, napiszę później), do którego również skierował swoją książkę, była ogromną zaletą. Nie było w niej poważnego wykładowcy stojącego przed studentami, ale był człowiek. Mężczyzna podobny innym. Przeżywający życie ze wzlotami i porażkami, jak inni. Myślący, czujący i odbierający realizm świata tak, jak inni, ale jednocześnie inaczej niż inni – poprzez okulary semiologa. Bo taką ma profesję, która w mniejszym, ale częściej w większym stopniu, wpływa na odbiór rzeczywistości, która go otacza.
I właśnie to odkodowywanie przede mną wszechotaczających mnie znaków i ich konotacji przede wszystkim przez człowieka, a potem semiologa, tak mnie zachwyciło.
Autor, pozwalając sobie na przeniknięcie treści tonem osobistym, lojalnie uprzedził o tym we wstępie – Nie ukrywam , że niniejsza książka jest momentami dla mnie bardzo osobista. oraz w tytule – „zapiski”. Słowo jednoznacznie sugerujące luźne myśli zanotowane w formie krótkiej notatki na niecałą stronę,
dłuższych lub jednozdaniowych, ale osobnych refleksji, wyraźnie od siebie oddzielonych, w jednym rozdziale,
niekiedy obszerniejszego eseju, a czasami tekstu niemalże poetyckiego, zawierającego własne wiersze lub zakończonego zaskakującą, podsumowującą całość puentą albo zadaniem dla mnie do wykonania – pomyśleć błękit lub oswoić nieoswajalne. O tematyce bardzo różnorodnej, sięgającej do szeroko pojętej kultury bez granic czasowych – muzyki, literatury, sztuki, reklamy, filozofii – w środku której stoi człowiek. Słaby, kruchy, zagubiony, samotny, próbujący się w niej odnaleźć, odczytać siebie, innych ludzi i rzeczywistość, w której funkcjonuje. Sam autor swoją książkę przedstawił szczegółowiej – Traktuje ona o kaligrafii, semiotyce koloru, sztuce średniowiecznej i nowoczesnej, literaturze, muzyce rockowej, reklamie, a nawet chiromancji. Nade wszystko jednak o kulturze współczesnej i naszej kruchej, niepewnej egzystencji. O naszym niespójnym „ja”, o samotności, cierpieniu i próbach oswojenia świata poprzez znaki. Autor jest w tym procesie walki i oswajania i bohaterem-człowiekiem poprzez obnażenie swojej intymności oraz prywatności, i przewodnikiem dla czytelnika po swoim świecie, i naukowcem posiadającym określoną wiedzę, by ten świat ukazać, odkryć, a może nawet nauczyć dekodować. A przynajmniej wskazać taką alternatywną lub równoległą możliwość.
Dokładnie w takiej kolejności ról.
Wspólnym mianownikiem spajającym wszystkie rozdziały w logiczną całość czyni semiotykę. To ona stanowi klucz do interpretacji, nawiązań, wątków i analizy świata i siebie samego. Jak wyznaje autor we wstępie – Semiotyka bowiem często stanowi dla mnie jedynie punkt wyjścia do snucia refleksji na tematy ogólniejsze. Między innymi z myślą o zainteresowaniu tą mało znaną dziedziną nauki również tak zwanych „zwykłych czytelników”. Czy takich zwykłych? – raczej nie, ale dlaczego, odpowiem na to pytanie na koniec moich refleksji. Ale to z uwagi na tę grupę odbiorców tak dużo w tekstach osobistych refleksji i tak mało naukowych pojęć i terminologii, ograniczonych do niezbędnego, podstawowego minimum. Ale to dokładnie takie podejście w przekazie dało mi odwagę do podejmowania wewnętrznych dyskusji z autorem na poruszane tematy. Z naukowcami „zwykły czytelnik” raczej nie dyskutuje, ale z człowiekiem z naukową wiedzą, już tak. Nieobligatoryjność snutych poglądów pozwalała mi na niezgadzanie się chociażby z interpretacją wierszy Zbigniewa Herberta, ale i ujrzenie możliwości interpretacyjnych w zależności od odbiorcy. Warunkowanych jego doświadczeniem i posiadanym zasobem wiedzy.
Bo nie ma faktów, są tylko interpretacje – na tę tezę Fryderyka Nietzschego powoływał się autor.
Z wynikających z nich różnic biorą się wszelkie problemy ludzi między innymi w komunikacji interpersonalnej. To dlatego autor podkreśla rolę semiologa we współczesnym świecie – Niemniej demaskowanie tego, co znajduje się pod powierzchnią „signifiant”, ma wymiar etyczny i powinno być strategią działania każdego semiologa, swoistą krucjatą przeciw kreującym rzeczywistość środkom masowego przekazu. To niełatwe dla tak mało znanej dziedziny nauki, która może pełnić rolę zapobiegawczą i profilaktyczną w stosunku do naprawczej roli psychoterapii, a istotę czego oddaje ten fragment – Na ruchliwym skrzyżowaniu dróg dwoje ludzi dzieli kłótnia. Z karabinów maszynowych języka lecą serie słów. Ludzie, rozstrzelani przez znaki, idą, słaniając się, każde w inną stronę. Na czerwonym świetle. Tyle zostaje z człowieczeństwa bez umiejętności dekodowania, a przez to łatwości ulegania manipulacji znakami przez innych. Zdobycie tej umiejętności wymaga dużego, systematycznego i nieustannego nakładu pracy umysłowej i wyobraźni, co przy egalitaryzmie Internetu staje się dla wielu wręcz wyzwaniem intelektualnym.
I tak potraktowałam to spotkanie literackie z autorem.
Trochę jak wyzwanie. Poznałam podstawowe pojęcia podsunięte mi przez autora we wstępie. Wyjaśniłam te, które napotkałam w tekście. Przyswoiłam powoli swoisty język autora, bym mogła zrozumieć treść jego przekazu i wejść w jego mocno spersonalizowany świat. Odszukałam i przyjrzałam się obrazom, które interpretował, by widzieć i wiedzieć o czym mówi. By na końcu zrozumieć krótki tekst Bez tytułu, w którym tęskni za przerwaniem łańcucha semiozy i pisze antyhymn, jako odpowiedź dla biblijnego, pochwalnego Hymnu o Miłości św. Pawła:
To książka dla poszukujących innego spojrzenia na świat, głębszego niż płaski odbiór bez skojarzeń i szerszego niż dziurka od klucza. Żądnych poznania innych wymiarów widzenia i obszarów pojmowania. Chętnych do przekraczania uznanych i zastanych granic w analizowaniu i syntetyzowaniu. Chciwych interpretacji diametralnie różnych od tych powszechnych i uznanych za jedynie słuszne. Pragnących zanurzyć się pod powierzchnię spokojnej tafli realiów, pod którą aż kipi od skojarzeń burzących poczucie stabilności. Łaknących nowej wiedzy, ale niekoniecznie zgadzających się z nią. Odważnych w budowaniu alternatywnych rzeczywistości i wyruszenia w ich dziewiczy interior z zasadą binarności. I wreszcie gotowych na samotność wynikającą z daleko wyspecjalizowanego języka dekodowania. A wszystko po to, by odnajdywać w tym świecie siebie i swoje uczucia stale od nowa i na nowo. Dokładnie takich „zwykłych czytelników” zaprasza autor, pisząc – Czekam, aż drzwi się otworzą i stanie w nich Inny, który wejdzie do mojego świata. Będzie częścią mnie, niestabilnego, płynnego „ja”. Pomoże zdjąć ciężar. Zabierze część mojej wolności. Przyniesie ogień.
Weszłam, byłam, poznałam i zostawiłam ten tekst.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2015 roku.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2015
Dodaj komentarz