Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Zapach spalonych kwiatów – Melissa De La Cruz

21 marca 2019

Zapach spalonych kwiatów – Melissa De La Cruz
Przełożyła Ewa Polańska
Wydawnictwo Znak Literanova , 2011 , 303 strony
Cykl ; Tom 1
Literatura amerykańska

Niewielu słyszało o niewielkim, zagubionym wśród łąk, wydm i mgieł, miasteczku North Hampton, do którego jeśli ktoś trafił, to zupełnie przypadkowo. Położonym na samym skraju Atlantyku, w którym żyli od pokoleń ludzie utrzymujący się z darów ziemi i morza. Nieliczni pracowali dla innych tak, jak matka Joanna – gospodyni domowa, jej starsza córka – bibliotekarka i najmłodsza Freya – barmanka. Na pozór przeciętne miasteczko, jakich wiele na całym świecie z jeszcze bardziej przeciętnymi mieszkańcami tworzącymi klany rodzinne.
Na pozór.
Bo tak naprawdę ten punkt, którego nie zaznaczono nawet na mapie, skrywał szew między dwoma światami i bronił miasta przed mroczną krainą ciemności, a trzy kobiety z rodziny Beauchamp – czarownicami. Niestety, pozbawionymi mocy i zdolności magicznych przez radę i skazanymi na życie przeciętnego człowieka wśród słabych ludzi. Uwięzionymi w śródświecie.
Dożywotnio!
Czyli praktycznie na zawsze, biorąc pod uwagę ich nieśmiertelność poprzez zdolność odradzania się w nowym ciele. Pierwsza zakaz złamała Freya, najbardziej zbuntowana i niepokorna istota spośród kobiecej trójki, komponując, mieszając i podając nieszczęśliwym klientom w barze miłosne drinki. Potem Joanna użyła magii w codziennych pracach domowych, a Ingrid zaczęła leczyć ludzi.
To były dobre czarownice, przynoszące ulgę ludziom w fizycznym i psychicznym cierpieniu.
Jednak w miasteczku i wokół niego zaczęły pojawiać się niebezpieczne, mroczne i trudne do wyjaśnienia przypadki – bezpłodność kobiet, choroby i śmierć ludzi, podziemna eksplozja, martwe zwierzęta i trudna do zidentyfikowania mazista toksyna rozlewająca się na powierzchni oceanu i zatruwająca powietrze. Spokojne dotychczas miejsce opanowywało zło oplatające dusze i ciała mieszkańców srebrną nicią, z którym czarownice, łamiąc narzucone przez radę wszystkie zakazy i nakazy, zaczęły prowadzić własną walkę i śledztwo, tropiąc jego przyczynę i źródło.
Opowieść o tym wciągnęła mnie w wir magicznej przygody.
Odnalazłam w niej tak dobrze znany mi styl narracji i prowadzenia fabuły przez autorkę z cyklu dla młodzieży Błękintokrwiści – powolne wprowadzanie w kreowaną rzeczywistość, która pod powierzchnią współczesnych czasów, kryła w sobie prastarą magię sięgającą mitów. Były więc nadprzyrodzone zdolności wybranych bohaterów na tle przeciętnych ludzi należących do innego świata i rasy, była walka dobra ze złem, były wyraziste białe i czarne charaktery, było narastające tempo akcji i porywające tornado przygody, była skomplikowana miłość Frei do dwóch braci, było nawet nawiązanie do Błękitnokrwistych (w powieści gości tak dobrze znana mi, arogancka Mimi Force!) oraz nowy element, który dotychczas autorka w młodzieżowych powieściach konsekwentnie pomijała.
Seks!
A dokładniej opisy scen seksualnych, które ze smutkiem muszę określić jako bardzo nieudane. To najsłabszy (na szczęście jedyny!) element powieści. A szkoda, bo zarysowany wątek miłosny już od początku był bardzo ciekawy i odważny. Przecież niecodziennie narzeczona kocha się w toalecie z właśnie przybyłym i poznanym bratem narzeczonego na przyjęciu zaręczynowym, aż pojawia się dym ze spalonych kwiatów od eksplozji skondensowanego pożądania! Śmiałe sceny erotyczne w oprawie magii i narastającego, wzajemnego uwodzenia oraz walki z własnym sumieniem i uczciwością, mogłyby dodać smaku tej historii. Tymczasem otrzymałam beznamiętne, lektorskie szkice rodem z filmów pornograficznych zamieniających tak pięknie opisaną miłość w seks i… tylko seks, a język użyty do ich tworzenia zadziwiał mnie prostotą, jeśli nie prymitywizmem! Opis tej skomplikowanej miłości zatrzymałabym w kadrze do gry wstępnej, pozostawiając jej dalszy ciąg wyobraźni czytelnika i darując sobie określenia typu: kiedy tak sobie dogadzali cali zdyszani albo leżący pod nią Bran wydał z siebie potężny ryk albo i znów na nią naparł, i znów, i znów….
Na szczęście było tych groteskowych scen, przyprawiających mnie o zawał z powodu ryku i zadyszki galerników ruchów frykcyjnych, tylko dwie.
No, ale autorka chciała napisać tym razem powieść dla dorosłych myśląc, że umieszczenie w niej śmiałej i odważnej erotyki będzie jedynym elementem odróżniającym ją od powieści dla młodzieży. Problem polega na tym, że albo się to potrafi (a potrafi niewielu!) i tworzy takie wysublimowane sceny, jak Elżbieta Cherezińska w Sadze Sigrun albo nie potrafi i w konsekwencji nie opisuje ich i nie umieszcza. Z tej książki wykreśliłabym obie sceny, czyniąc z niej pierwszą część kolejnego, świetnego cyklu dla młodzieży. Bo jak przeczytałam na stronie autorskiej pisarki i jak wywnioskowałam z otwartego zakończenia tego tomu, będzie kontynuacja! No, ale skoro ma być to cykl dla dorosłych, to te bezpruderyjne sceny będę czytać jednym okiem, żeby mi ryk i dyszenie w nawyk nie weszło.
Przecież człowiek uczy się wielu rzeczy podświadomie!

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 Ten amerykański trailer powieści dobrze wprowadza w jej atmosferę przesiąkniętą magią.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Fantastyka

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *