Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

W cieniu drzewa banianu – Vaddey Ratner

21 marca 2019

W cieniu drzewa banianu – Vaddey Ratner
Przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2012 , 408 stron
Literatura amerykańska

To bardzo podstępna książka.
Kusiła ciepłem okładkowej kolorystyki, powiewem egzotyki w tytule, urodą kobiecego profilu i łagodnością ciszy skupienia pogrążonej w modlitwie postaci.
Obietnica zapowiadanej tematyki spełniła się tylko na początkowych stronach powieści, rozpoczętej na przełomie 1974 i 1975 roku. Jeśli dodam do tej daty słowo – Kambodża – wielu czytelnikom zapali się czerwone światło ostrzegawcze. Ale jeszcze nie mnie, jeszcze ta data nic mi nie mówiła, z niczym się jeszcze nie kojarzyła, chociaż powinna. Może dlatego, że narratorką była siedmioletnia dziewczynka, która pokazując mi swoją królewską rodzinę pod tytułowym drzewem banianu, odpowiednikiem naszego polskiego, rodzinnego stołu, skupiła się na swoim szczęśliwym, bezpiecznym świecie. Na miłości rodziców podglądanych ukradkiem w chwilach intymnych, na młodszej siostrzyczce rozpieszczanej przez dorosłych, na Mlecznej Matce opowiadającej magiczne historie, na poezji tworzonej przez ojca, na wskroś przenikającej duszę i umysł małej Raami, na magii wierzeń przenoszonej na świat realny, w którym każdy motyl nosił w sobie duszę człowieka, a wokół pełno było duchów opiekuńczych i tevodów, na Królowej Babce otoczonej bezwzględnym poważaniem wszystkich członków rodziny i wreszcie na szacunku wobec tradycji, przodków i przeszłości rodziny oraz kraju. Ani Raamia, ani ja nie zwróciłyśmy uwagi, otoczone bezpiecznym kokonem rodzinnej miłości, na kanonadę, na doniesienia prasowe, na warkot zbliżającego się helikoptera. Bo dla niej rewolucja nie zaczęła się hukiem bomb i wystrzałów, lecz krokami ojca. Dla mnie nie zaczęła się nicością odczuwaną w żałobie po stracie rodziny, ale ich gwarem, śmiechem, gestami czułości i ciszą drzemki poobiedniej w cieniu drzewa banianu.
Pięknem bezpiecznego świata, jakiego potrzebuje każde dziecko na świecie.
Świata, który roztrzaskał się na drobne kawałki w ciągu jednego dnia wraz z wejściem do rodzinnego miasta dziewczynki, Czerwonych Khmerów. Z okrzykami – Zapomnijcie o dawnym świecie! Wyzbądźcie się nawyków feudalnych oraz imperialistycznych skłonności! Zapomnijcie o przeszłości! Organizacja się o was zatroszczy!
I zatroszczyła się z całą skrupulatnością i uwagą, wywożąc do przymusowej pracy, do budowania nowego ładu, ale już w roli rodziny chłopskiej. Raami pozostały tylko słowa papy, wywiezionego nie wiadomo dokąd – Pamiętaj kim jesteś. Raami więc pamiętała, próbując tłumaczyć otaczającą ją nową rzeczywistość na swój dziecięcy sposób, często uciekając w świat fantazji i modląc się do Organizacji. Jednak z każdym ubywającym członkiem rodziny spod drzewa banianu, ubywało jej odporności psychicznej. Tak pięknie zaczęta opowieść, pełna metafor, nawiązań do przekazów rodzinnych, mądrych sentencji i powiedzeń, pisana poetyckim językiem i do poezji często odwołująca się, z czasem zaczęła zamieniać się w przerażającą opowieść podobną do dziennika z chińskiego gułagu Zupa z trawy Zhanga Xianlianga, która nie wywoływała we mnie współczucia lub wzruszenia, ale mroziła emocje i paraliżowała odruchy serca. Wszystko co usłyszałam, co mnie poruszyło, co mną wstrząsnęło, wprowadzając w emocjonalny stupor, kryło się w treści dziecięcego szeptu między dwoma, skrajnymi w przekazie, zdaniami – W oddali zagrzmiało. Podniosłam wzrok. Rozwiana chmurka sunęła po półksiężycu jak woalka zasunięta na krzywy uśmiech, aby ukryć rozbawienie. i Odgłos metalu kruszącego wyschniętą ziemię niósł się echem aż do nieba. Nieba chorego. Nieba sinego od razów. Czerwonego i rozjuszonego, w odcieniu zgnilizny, umierania i śmierci, ostatniego tchnienia.
Wydarzeń, które kryją się między tymi zdaniami, mającymi wpływ na zmianę spojrzenia z dziecka szczęśliwego na depresyjne, nie da się opowiedzieć. Trzeba usiąść z autorką pod drzewem banianu, poznać jej szczęśliwą rodzinę, jej beztroskie dzieciństwo i wsłuchać się w opowieść opartą na wątkach autobiograficznych, o miłości do tradycji, kultury, kraju, przeszłości i zobaczyć, jak reżim Pol Pota niszczył systematycznie, po kolei, wszystkie te wartości, z wartością największą każdego narodu – człowiekiem.
Nie dajcie się zwieść tej ciepłej okładce i bajkowemu początkowi tak, jak ja.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 Kambodża kojarzyła mi się zawsze z Pol Potem i filmowymi Polami Śmierci. Tutaj zobaczyłam je w obecnym stanie. Więcej filmów autora o Kambodży obejrzałam tutaj.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *