Selfish – Kim Kardiashian West
Wydawnictwo Rizzoli International Publications , 2015 , 446 stron
Literatura amerykańska
Celebrytoza ogarnęła również kulturę.
Taką opinię przeczytałam w wywiadzie z Pawłem Goźlińskim Nie jesteśmy czytelniczym wygwizdowem. Ale marudzić musimy na temat książek wydawanych przez celebrytów. Zdanie wyjęte z kontekstu może nabrać wydźwięku negatywnego. Jednak w kontekście dalszej wypowiedzi bohater wywiadu daje takim publikacjom szansę, twierdząc – Jeśli jest to książka celebrytów, to już trudno, zawsze jest to punkt wyjścia do dalszych przygód czytelniczych.
I w tym momencie całkowicie zgadzam się z rozmówcą.
Nie od razu czyta się książki z górnej półki, a nawet w ogóle nie czyta się od razu dużo i wszystko. Od czegoś trzeba zacząć. Niech to będą komiksy, niech to będą „harlekiny” czy inne romanse i niech to będą „produkty książkopodobne”, bo tak nazywa rozmówca książki podobne do tej pozycji wydanej przez znaną celebrytkę amerykańską. Spojrzałam na tę publikację właśnie z punktu widzenia Pawła Goźlińskiego, który kontynuuje myśl – żeby te książki były po ludzku napisane, żeby do czegoś wartościowego zachęcały.
Poszperałam więc w tej pozycji w poszukiwaniu jakichkolwiek wartości.
Właściwie albumu fotograficznego wydanego w formie książki, która na pewno niesie ze sobą wartości estetyczne. Jest na co popatrzeć i doznać przyjemności czerpanej z ludzkiej urody. Pięknie wydanej, w twardej oprawie, z kredowanym papierem porządnie zszytym w trzonie, by mogła służyć oglądaniu przez lata. Pod seksowną obwolutą kryje się ascetycznie biała okładka.
A na niej tylko imię autorki i sugestywny tytuł, określający osoby samolubne, egocentryczne, skupione na sobie, ale jednocześnie przez świadome jego użycie, podkreślający dystans do samej siebie. I chociażby za to już ją polubiłam. Zdjęcia w albumie posegregowała chronologicznie, zaczynając od pierwszego w życiu selfie w 1984 roku.
To jedyne zdjęcie z dzieciństwa, bo lata następne 2006-2014 to już czas młodej kobiety. Na początku jeszcze panny kuszącej wdziękami wszystkich, potem narzeczonej inspirującej swojego chłopaka, a potem męża takimi odważnymi zdjęciami,
by zakończyć oglądanie albumu zdjęciem ślubnym już jako pani West.
W zdecydowanej większości selfie są bardzo dobrej jakości. Wykonywane w różnych miejscach i sytuacjach – podczas sesji fotograficznej, nakładania profesjonalnego makijażu, na siłowni, w podróży, z psem i kotkiem, w ubraniu i w bikini, które są jej ulubionymi ujęciami, ze znajomymi, przyjaciółmi i rodziną, a także w łazience. To ostatnie należy do ukochanych miejsc do robienia selfie. Najlepiej w bikini albo bez. Te roznegliżowane, znajdują się w osobnej części, która w trzonie książki odznacza się szarym paskiem.
Publikowane na czarnym tle nadają im atmosferę intymności, a według autorki – tajemniczości. Półmrok je okalający to idealne warunki do oglądania urody jej ciała w śmiałych odsłonach w skąpym bikini, bieliźnie, w mokrym podkoszulku i topless. Bardzo erotyczne, jeśli weźmie się pod uwagę sugestywny układ dłoni lub pozę ciała. Publikuję tylko jedno ze względu na cenzurę stosowaną przez Fotobucket, w którym przechowuję swoje zdjęcia, a który już raz skasował zdjęcia ilustrujące mój tekst na temat książki Historia nagości. Pokażę więc najbardziej niewinne, bo jest szansa, że go portal nie usunie.
Oglądając selfie, dowiedziałam się również dokąd Kim jeździ na zakupy i na wakacje, na czym polega jej praca, z kim się spotyka, jaką ma rodzinę, jak wygląda rano po przebudzeniu
i jak bez makijażu, gdy ulegnie poparzeniu słonecznemu:
A przede wszystkim, jak dba o siebie i nie zmienia się mimo upływu lat i po urodzeniu dziecka. Dziewczyna z 2006 roku niczym nie różni się od kobiety z 2014. Większość zdjęć krótko opisała drobnym, czytelnym pismem. Teksty dłuższe, podobne do tego komentarza poniżej, to rzadkość.
Co zatem wartościowego znalazłam w tym albumie?
Przede wszystkim kobietę bez kompleksów, szczęśliwą, pewną swej urody, która potrafi to wykorzystać w show-biznesie i, jak wyjaśniła mi moja córka – „zdjęcia są odważne, ale uświadom sobie, że nie ma tam pornografii albo przemocy, są tylko zdjęcia kobiety pewnie czującej się w swoim ciele”. Zatem osobę spełnioną jako kobieta, matka i żona.
Czy nie o to chodzi kobietom na całym świecie?
Oczywiście to pytanie retoryczne. Pozostaje nadal otwarte pytanie, czy należy to osiągać taką drogą, jaką obrała Kim? Ekshibicjonizmu, pornografii (to, co dla jednego nią nie jest, dla drugiego już jest) i w jakimś sensie prostytucji – wszak sprzedaje swoje ciało. Wprawdzie wirtualnie, bo nakręciła również śmiały film, ale jednak. A z drugiej strony – jest podwójnym produktem społeczeństwa, na który istnieje popyt – na nią, jako celebrytkę i na jej produkty. W tym przypadku na album z jej selfie. Ponoć bestseller za granicą, jak poinformowała mnie moja zaprzyjaźniona młodzież, a który trafił do mnie pośrednią drogą z mediolańskiej, firmowej księgarni wydawnictwa Rizzoli.
Autorka daje to, czego ludzie się od niej domagają.
I jakoś mnie to nie cieszy. Raczej przeraża mnie społeczeństwo kupujące takie „produkty”. Dramat? Paweł Goźliński przewrotnie zauważa – To w ogóle nie jest kwestia dramatu – przecież nie wymrzemy jako naród, jeśli nie będziemy czytać. Owszem, będziemy głupsi, będziemy mniej samodzielni w myśleniu, będziemy mniej konkurencyjni, będziemy mieli gorsze życie seksualne, gorsze życie rodzinne – ale to nie problem, prawda?
Nie problem?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna
Tagi: literatura amerykańska
Dodaj komentarz