Odrodzona – Tucker Malarkey
Przełożyła Elżbieta Łęcka
Wydawnictwo Amber , 2007 , 328 stron
Literatura amerykańska
Jakiś czas temu ksiądz profesor Tomasz Węcławski najpierw zrezygnował z kapłaństwa, a potem odszedł z Kościoła wyrzekając się wiary katolickiej. Decyzję swojej apostazji uzasadnił w tej deklaracji, nie podając jednak konkretnych powodów. „Tygodnik Powszechny” zasugerował, że miało to związek z odkryciem nowego spojrzenia na obraz Jezusa i jego roli w wierze, z odrzuceniem jego boskiej natury. Ponieważ uczynił to tuz polskiej myśli katolickiej, uznany teolog, nauczyciel akademicki, autor około 30 publikacji naukowych, a nie szeregowy kapłan, Kościół suspendując go, na wszelki wypadek zasugerował chorobę psychiczną. Nie zdziwiła mnie ta sytuacja, bo metody radzenia sobie Kościoła z rozwiązywaniem problemów niestandardowych pozostały niezmienne (no, może poza paleniem na stosie), ale bardzo zaciekawił mnie ten nowy obraz Jezusa.
Książka w dużej mierze nasyciła mój głód wiedzy na ten temat. Jej fabuła (podróż głównej bohaterki do Egiptu i jej irytujący mnie brak umiejętności wyboru między dwoma mężczyznami) osnuta jest na fakcie odnalezienia w 1945 roku, w Egipcie, w pobliżu starożytnego miasta Chenoboskia, ewangelii, które nie weszły w skład obecnego Nowego Testamentu. W świecie archeologów i historyków znane jako ewangelie z Nag Hammadi.
Do końca II wieku, wszystkie istniejące ówcześnie ewangelie były przez teologów i Ojców Kościoła kolekcjonowane, redagowane, kompilowane, a co najważniejsze, uznawane za równie autentyczne i wartościowe, dopóki biskup Ireneusz z Lyonu po raz pierwszy nie oznajmił, że tylko cztery z nich są dogmatem wiary chrześcijańskiej, ponieważ wszechświat ma cztery strony, ponieważ są cztery główne wiatry, dlatego prawdziwe mogą być tylko cztery ewangelie. Na bazie takiego argumentu dał chrześcijaństwu kodeks, a sobie władzę nad nowo powstałym Kościołem. Reszta ewangelii to herezja, a ich wyznawcy to heretycy.
To na początek, bo każda następna strona to dawkowanie faktów, które sypią się jak pustynny piasek. Powoli, kartka po kartce, ziarnko po ziarnku, jak w klepsydrze, tak aby na koniec pozostawić mnie z wiedzą, z którą nie wiadomo co zrobić?
Zapomnieć się nie da, bo będzie uwierać jak piasek w butach. Zbagatelizować też nie, bo jak patrzeć z piaskiem w oczach, który przeszkadza widzieć tak czysto jak dotychczas? Zanegować też nie, bo jak zaprzeczyć faktom archeologicznym, obficie przytaczanym i cytowanym w powieści? Uznać i przyjąć za pewnik? Wymagałoby to napisania historii na nowo, a przecież przeciętny katolik tego nie chce. On nie chce czytać i słuchać o tym, a co dopiero burzyć i budować. Nikt nie lubi uczucia usuwania się gruntu spod nóg. Dobry katolik nie pyta, lecz przyjmuje to co mu dają. Nieważne, czy coś rozumie. Tym bardziej Kościół. On też tego nie chce. Wręcz zrobi wszystko, żeby temu zapobiec. Ma w tym 2000 lat tradycji i doświadczenia.
Książka-dylemat, książka jak piasek, rozsiany w świadomości i trudny do wytrzepania z umysłu. Pozostał mi tylko jeden pewnik – cytat z Ewangelii Filipa, który jest świetną odpowiedzią na permanentnie zadawane mi pytanie – „Po co ty w ogóle czytasz?” Teraz będę mogła cytować: bo
Zdjęcie pochodzi z artykułu Apokryf – cóż to takiego?, w którym Kościół ustosunkowuje się do problematyki zawartej w powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Tagi: książki w 2009
Dodaj komentarz