Oczarowana – Jill Shalvis
Przełożyła Ewa Siarkiewicz
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2012 , 384 strony
Literatura amerykańska
Miałam ochotę na romans!
Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie, ale ja zawsze myślę o historiach na papierze i w druku. Zawsze! A po co mi on był? Dawno nie płakałam, a oczy się kurzą i od czasu do czasu dobrze jest je przemyć. Najbezpieczniejszym sposobem na wywołanie kontrolowanych łez jest historia rozdzierająca serce i rozszarpująca emocje. I właśnie do tego służą mi powieści romantyczne. No, dobrze, stworzyłam teorię do praktyki i to mocno naciąganą, ale liczy się efekt – łzy. Przygotowałam sobie nawet paczkę chusteczek, z nadzieją, że łzy poleją się obficie, a moje spojrzenie zyska na głębi zielonego koloru i przejrzystości widzenia.
I to był mój błąd!
Przyzwyczaiłam się do klasycznych romansów, w których przestrzeń między pożądaniem a spełnieniem rozciąga się jak guma i osiąga szerokość lat świetlnych, krojąc w międzyczasie, ku mojemu zadowoleniu, serce na drobne paseczki i doprowadzając moje emocje do katatonii, a budżet domowy na skraj bankructwa z powodu zapotrzebowania na chusteczki.
Zapomniałam, że świat idzie do przodu!
A spośród ludzi chyba tylko ja nie nadążam za nim, zwłaszcza w kwestii miłości, a co ta opowieść właśnie mi dobitnie uświadomiła. Seks w romansie, jako końcowa pochodna starań, zalotów, flirtów i wreszcie miłości, zmienił radykalnie położenie w tym procesie wzajemnych podbojów miłosnych – oczarowanie, zakochanie, miłość, przyzwyczajenie – wysuwając się na pozycję pierwszą!
Maddie i Jax, główna i jedyna para bohaterów tej powieści, uprawiała seks, bo miłością na etapie oczarowania nazwać tego nie mogę, niemalże od początku swojej znajomości. Przeskoczyli w tempie strusia Pędziwiatra wszystkie etapy romansu klasycznego, konsumując wielokrotnie związek zanim się zdążył w cokolwiek rozwinąć i wyjść poza etap oczarowania i fizycznej chemii! Gdyby ich zachowanie i myśli opisywane na co drugiej stronie tej książki miały postać płynną, to ciurkałoby z niej jak z niedokręconego kranu.
Troszkę się tym faktem zmartwiłam, wręcz załamałam ręce, zastanawiając się, czym autorka zainteresuje mnie w pozostałej jej większej części, a do końca było ho,ho, a nawet dalej, skoro wszystko tak, jak kawę na ławę wyłożyła na samym początku?
I tutaj autorka mnie zaskoczyła!
Pokazała mi, że pagórek to jeszcze nie góra, a seks to jeszcze nie miłość. Do zdobycia były serce, dusza i emocje, a Maddie nie miała chęci, ochoty i odwagi komukolwiek ich oddawać. Zwłaszcza mężczyźnie. Przede wszystkim jemu. Przyjechała do niewielkiej, nadmorskiej miejscowości Lucky Harbor, by uleczyć serce i fizyczne rany, zaczynając nowe życie, w nowym miejscu, wolne od sadystycznych mężczyzn wykorzystujących ją w pracy i krzywdzących ją psychicznie i fizycznie w życiu prywatnym. Miała zamiar wykorzystać do tego odziedziczony i zadłużony pensjonat po zmarłej matce i trzy pomysły na nową drogę. Po pierwsze przekonać swoje dwie przyrodnie siostry, Chloe i Tarę, do wspólnego wyremontowania i poprowadzenia pensjonatu. Po drugie zmienić swoje postępowanie na zgodne z jednym z przepisów na życie pozostawionych jej przez matkę, który brzmiał:
A które otwierały niczym motta, każdy rozdział tej powieści. Po trzecie trzymać się z daleka od mężczyzn i zapomnieć o ich istnieniu raz na zawsze.
Wszystkie pomysły i plany ich realizacji okazały się piekielnie trudne z naciskiem na postanowienie trzecie. Jax okazał się być nie tylko przystojny i inteligentny, ale i cierpliwy, konsekwentny i wyrozumiały wobec uprzedzeń dziewczyny, bo sam znajdował się w podobnej sytuacji. Na dodatek miał zdolność wycałowywania z mózgu wszystkich inteligentnych komórek. Maddie nie miała szans, by mu nie ulec fizycznie, chroniąc jednak swoje uczucia za grubym murem niedostępności. Przyglądanie się ich wspólnemu rozwiązywaniu swoich problemów i rodzącej się miłości ilustrowanej śmiałymi scenami erotycznymi w każdym miejscu, o każdej porze i w każdej pozycji (scena z pralką wprawiła mnie w osłupienie!), było nie tylko ciekawe, ale i przyjemne. Czekanie na ten moment, w którym oboje przestaną bronić swojego serca jak niepodległości, było równie pasjonujące, co oczekiwanie spełnienia seksualnego w romansie klasycznym. Na dodatek każdy kontakt Maddie z Jaxem był inteligentnie poprowadzonym flirtem z dużą dawką humoru, nadając powieści cechy komedii romantycznej.
Ale ta opowieść to również historia odnajdywania, zaprzyjaźniania i poznawania się na nowo sióstr, które miały trzech różnych ojców i trzy różne osobowości, lecz były córkami tej samej matki – słodkiej, zwariowanej, opętanej obsesją podróżowania hipiski. To siostrzane trio i ich ciągła rywalizacja między sobą pełna ukrywanej, ale rodzącej się miłości siostrzanej, sprawiała, że często się uśmiechałam.
Dialogi między bohaterami tej powieści, pełne ciętych ripost, sceptycyzmu i humoru, to jedna z największych zalet tej powieści.
To one wraz z wulkanem endorfin równemu tabliczce czekolady, pozwalały mi na przymykanie oka na nie zawsze adekwatne i monotonne określenia emocji Maddie, która zbyt często drżała, trzęsła się, aż do drgań macicy (sic!). Gdyby nie jej 29 lat, zaczęłabym podejrzewać ją o początki choroby Parkinsona. Mogłabym też zarzucić opowieści zbyt daleko posunięty idealizm w kreowaniu postaci mężczyzny, który właściwie jest projekcją kobiecych marzeń, gdyby nie trzeźwość umysłu matki dziewczyn i jej kolejny przepis na życie:
A z wolnymi i dostępnymi ostrożnie, bo dlaczego są? – dodam od siebie.
Wprawdzie nie popłakałam sobie, ale uśmiałam się nad historią Jaxa, Maddie i jej sióstr, chociaż były momenty wzruszeń z innych powodów, to dowiedziałam się, że o miłości można opowiedzieć w ciekawy, optymistyczny, ciepły, erotyczny sposób zaczynając od… seksu!
Określiłabym ją, w odróżnieniu od powieści romantycznej, powieścią erotyczną z dużą dozą humoru.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Tagi: książki w 2012
Dodaj komentarz