Meneliki 2: cwane główki i chłopaki z drogówki – Krzysztof Daukszewicz
Wydawnictwo Bellona , 2012 , 208 strony
Literatura polska
Meneliki.
Bardzo trafne, adekwatne i przyjemnie brzmiące określenie żartów, kawałów, anegdot i humorystycznych zdarzeń, których tematem, osią, sensem, bohaterem głównym i sednem jest alkohol, a dokładniej człowiek pod jego wpływem, którego autor żartobliwie, dobrotliwie, ale i dyplomatycznie nazywa człowiekiem wstawionym, panem wczorajszym, mocno sponiewieranym, podchmielonym, miejscowym degustatorem, nadużywającym, zamroczonym, smakoszem alkoholi niebanalnych i wieloma, wieloma innymi mniej lub bardziej wysublimowanymi określeniami. Śmiem twierdzić, że prawie tyloma, ile jest w tej książce zamieszczonych kawałów. Autor zebrał ich tak dużo z własnych obserwacji i zdarzeń przypadkowych oraz od znajomych, nieznajomych i życzliwych, że wystarczyło ich na kolejne, drugie wydanie. Pierwszym były Meneliki, limeryki, epitafia sponsoruje ruska mafia. I jak zastrzega w przedmowie – być może powstanie trzecia.
Życie nie zna kresu wyobraźni i pisze kolejne gagi, a autor je niestrudzenie zbiera. Śmieszne i przytrafiające się nie tylko tym, którzy najpierw muszą wypić, by nie jeść chleba na czczo, ale i tym pijącym sporadycznie. Po alkoholu wszyscy ludzie są równi i ponadczasowi. To dlatego żarty autor zebrał w rozdziały między innymi o nazwie Z zagranicy i bliższej okolicy albo Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach czy Z czasów po 13. Ten ostatni rozdział przetestowałam na mojej zaprzyjaźnionej młodzieży i niestety usłyszałam, że wcale nie są śmieszne. Widocznie trzeba trochę pożyć w czasach PRL, by zrozumieć ich clou. Natomiast z moją mamą miałyśmy rozrywkę na całe popołudnie. Mnie najbardziej spodobał się ten o czytaniu:
Długo zastanawiałam się, czy w moim repertuarze kawałów usłyszanych znajdę jakiegoś menelika. I znalazłam tylko jednego, ale niestety jest z czasów PRL (nie każdego rozbawi) i na dodatek bardzo obrzydliwy, więc nie będę go przytaczać. Ale moja mama znała ich więcej i „sprzedała” mi kilka, których nie było w zbiorku, chociaż nie wiem, czy były w wydaniu pierwszym. Jeden z nich brzmiał tak:
Idzie zawiany mężczyzna późną nocą, próbując się bardzo śpieszyć i spotyka patrol policyjny.
– A dokąd to obywatel tak się śpieszy? – pytają policjanci.
– Na kazanie – odpowiada mężczyzna.
– A kto o tej porze wygłasza kazania? – pytają zdziwieni policjanci.
– Moja żona!
Kawały trzeba umieć opowiadać, a wyższą sztuką jest ich przełożenie na słowo pisane, o czym właśnie się przekonałam. Myślę, że autor zrobiłby to dużo lepiej ode mnie.
Ale ta książeczka to nie tylko źródło dobrej rozrywki i powodu do uśmiechu. To także inny obraz nieszczęścia ludzi, którzy z własnej woli wyrzucili się lub zostali wbrew sobie wyrzuceni na margines społeczny, a co autor ujął w bardziej ludzki sposób – którym nie pofarciło się w przeszłości, i tacy którzy nie potrafili poradzić sobie z codziennością. Dał im prawo do psychicznej kruchości, która nie wytrzymała z takich prozaicznych powodów, jak choćby coraz droższy gaz, prąd, czynsz, albo rozkapryszone żony, wkurzające dzieci albo wkurwiający mężowie.
Kawały to bardzo dobry wskaźnik patologii społecznych, a żarty są cennym, socjologicznym materiałem badawczym. Śmiejemy się z tego, co nie jest normą, co odbiega od powszechnych standardów. Dlatego nie zgodzę się z autorem, że tego typu publikacje nie zasługują na słowo wstępu napisanego przez intelektualistę łączącego w sobie eseistę i filozofa, bo to książka tak niepoważna w treści i wymowie, że aż wstyd by było kogoś takiego poprosić nawet choć o jedno zdanie. Może i jest niepoważna, pełna humoru i żartów, komicznych sytuacji opowiedzianych z przymrużeniem oka, ale to trochę śmiech przez łzy, który ma moc zmieniania niechętnego, a nawet agresywnego stosunku ludzi do bohaterów tych kawałów na bardziej wyrozumiały i przychylny. To dlatego autor jest nazywany przez specjalistów od wszelkich wynalazków zaskakujących pomysłowością ich sfatygowane wątroby, ich promotorem. Dodam od siebie promotorem człowieczeństwa, o którym czasami zapominam widząc żebrzącego o 2 zł na „chleb w płynie” pod marketem.
Różnię się od nich tylko silniejszą konstrukcją psychiczną.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Humor anegdota żart
Tagi: książki w 2012
Dodaj komentarz