Małe życie – Hanya Yanagihara
Przełożyła Jolanta Kozak
Wydawnictwo W.A.B , 2016 , 816 stron
Literatura amerykańska
Ranliwa jest ta opowieść!
To nowe dla mnie słowo, które napotkałam w tej powieści, ale jakże adekwatne! Ujmuje cały bagaż emocji, jaki ze sobą niesie opowieść, zalewając mnie nimi do granic tolerancji i wytrzymałości psychicznej. Mogłabym użyć bliskoznacznego „tkliwa”, a ból napłynąłby natychmiast, ale „ranliwa” wskazuje dodatkowo na jego źródło – rany. Którejkolwiek kartki nie dotknęłabym, czułam go,bo każda była ziejącą raną posypaną solą, wciąż od nowa otwierająca się lub autodestrukcyjnie otwieraną. Bo historia Jude’a, który jest głównym bohaterem, sadystycznie tnie, szarpie, rozrywa i rozdrapuje głęboko. Do żył, do mięsa i kości. Sięga ostrymi szponami do najgłębszych warstw emocji, wyciągając je na zewnątrz. Ekshibicjonistyczne rozwlekając je, babrząc się w nich i niemiłosiernie przedłużając cierpienie, żebym dobrze poznała jego życie i zrozumiała jego postępowanie. Żebym adekwatnie, do dna, do korzeni nerwów, poczuła (a i tak nie do końca!) to, co Jude. Tak skutecznie, że przestawałam czytać, nie mogąc brnąć dalej.
Dwa razy dotknął mnie kryzys czytelniczy!
Dwa razy zastanawiałam się, czy czytać dalej? Czy to jest opowieść dla mnie? Czy dam radę przejść przez życie Jude’a obnażone i rozwleczone, niczym psychiczne bebechy, przez 800 stron?
Przez małe życie, owszem, ale w kosmosie cierpienia.
I chociaż kosztowało mnie to sporo obrzydzenia, lęku, bólu, złości i najbardziej nielubianej przeze mnie bezsilności, to warto było ponieść ten koszt, bo przeczytałam opowieść, która zdetronizowała wszystkie znane mi powieści (Szczygieł, Tajemna historia, Mały przyjaciel) Donny Tartt. Właśnie tymi wyśrubowanymi emocjami przelanymi na mnie, bo pod względem warsztatu pisarskiego są sobie równe, a nawet podobne w drobiazgowości, w upodobaniu do szczegółów, w przywiązaniu do detali w tworzonych opisach.
A początkowo nie zanosiło się na taki zachwyt z mojej strony!
Autorka nie uległa trendowi na przykucie mojej uwagi poprzez stosowanie zasady „trzęsienia ziemi” Alfreda Hitchcocka. Wybrała tradycyjny sposób przekazu zimnego wprowadzania w świat czterech przyjaciół – JB, Malcolma, Willema i Jude’a. Sielankowy, przeciętny, prozaiczny moment w życiu – przeprowadzkę dwudziestokilkuletnich chłopców do wspólnie wynajmowanego mieszkania w Nowym Jorku. Powszechny epizod wchodzenia młodych ludzi w dorosłe życie tuż po ukończeniu studiów, który wykorzystała na retrospekcję ich przeszłości, by naszkicować psychofizyczny portret każdego z nich, z których najbardziej skryty, pełen sekretów, niedopowiedzeń i tajemnic okazał się Jude. Chłopak znikąd, którego bolesne losy będzie mi dane poznawać przez następne kilka dekad. Ich delikatne sygnalizowanie wystarczało mi, by mieć nadzieję na więcej, mimo, co tu dużo mówić, dosyć nudnego, aż dwustronicowego, początku. Pozornie zapowiadającego zaledwie letnią obyczajówkę. Tak może go odebrać czytelnik przyzwyczajony do opowieści, które mniej więcej w tym momencie przeważnie się kończą, a tutaj okazał się zaledwie preludium. Ale to właśnie temu mylącemu początkowi, który zniechęcił moją koleżankę, książka trafiła do mnie.
A ja się nią delektowałam, cierpiąc!
Z jednej strony, pod względem warsztatu pisarskiego, to majstersztyk. Opowieść dopracowana w każdym jej elemencie. Narracji zewnętrznej pozwalającej krążyć mi w czasie, zarówno w przyszłości, ale najczęściej w przeszłości, by budować zrozumiałą teraźniejszość. Sylwetek bohaterów nawzajem budujących i uzupełniających swoją historię i profil poprzez opowieść o sobie i o innych. Bogactwa wątków subtelnie poprowadzonych i splecionych ze sobą w zakończeniu. Tematyki do przemyśleń poruszającej zagadnienia uniwersalne, jak miłość (w tym homoseksualna), przyjaźń czy zło, poparte zwyczajnym życiem bohaterów. Środków stylistycznych, wśród których metafory były najskuteczniejszymi w obrazowaniu zarówno opisów rzeczywistych, jak i stanów psychicznych oraz pojęć materialnych i abstrakcyjnych. By z drugiej strony boleśnie poznać granice własnej wytrzymałości emocjonalnej oraz granice tolerancji pojmowania okrucieństwa, by ostatecznie poczuć ból istnienia w morzu nienawiści i miłości! Który wprawdzie nie jest moim udziałem, ale może być udziałem osób z mojego otoczenia. Każdego życia, które nie wiem, jak bardzo, wydawałoby mi się małe. Nawet tego zwierzęcego.
I chociażby z tego powodu, nie pozwolę, by moja koleżanka nie doczytała tej powieści.
Książkę wpisuję na mój top książek czytanych w 2017 roku.
Zwiastun książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wszystko
Tagi: literatura amerykańska
Dodaj komentarz