Magiczne lata – Robert McCammon
Przełożyła Maria Grabska-Ryńska
Wydawnictwo Papierowy Księżyc , 2012 , 650 stron
Literatura amerykańska
Nikt – szepnęła pani Neville – tak naprawdę nie dorasta.
Nikt.
A jeśli wydawało mi się, że jestem wyjątkiem, to faktycznie – tylko mi się wydawało. Wystarczyło, że wzięłam do ręki tę magiczną opowieść, w której jednak nie ma czarodziejskich sztuczek i mocy nadprzyrodzonych, by w najciemniejszym zakątku mej duszy odnaleźć małą dziewczynkę, drepczącą wytyczonymi ścieżkami przez dorosłe życie i uwolnić z kajdan konwenansów społecznych, a w najgłębszym miejscu serca odkryć na nowo i ożywić skamieniałe emocje, których nie wolno było mi ujawniać, by nie otrzymać etykiety dziwaczki (bo śpiewam pod nosem ulubioną melodię w miejscu publicznym), kłamczuchy (bo wymyślam pajęczyny, tam gdzie nie ma pająków, a mrok tam, gdzie palą się światła) , naiwnej (bo pomagam wrogom) czy stukniętej (bo noszę kolczyk w nosie, nie mając nastu lat). Ale w tej opowieści można było mi wszystko, bo kłamczucha oznaczała dar wyobraźni i umiejętność jej ubrania w słowa, naiwna obdarzała darem współczucia i przebaczania krzywdzącym, stuknięta dawała posiadanie czarodziejskiej, wewnętrznej mocy czynienia świata wokół ciekawszym i piękniejszym w swojej różnorodności, a dziwaczka oznaczało żyjące we mnie dziecko, potrafiące otworzyć drzwi do magicznego świata dzieciństwa, w którym schowane są skarby niepozwalające iść przez życie niemym, ślepym i głuchym na wszechobecne zło.
A wszystko to udowodnił mi autor za sprawą głównego bohatera i jednocześnie narratora tej opowieści. Dwunastoletniego Cory’ego, mieszkającego w małym, amerykańskim miasteczku Zephyr, jakich wiele na całym świecie, gdzieś w Alabamie, na przełomie lat 1964/1965. Cudownych lat sześćdziesiątych, jak powiedziałby dorosły, a o których Cory mówił tak – Na świecie zachodziły wielkie zmiany, o których nie miałem pojęcia. W tamtej chwili wiedziałem tylko, że mam ochotę na jeszcze jedną szklankę soku pomarańczowego i że będę pomagał tacie na trasie, zanim odwiezie mnie do szkoły. Wątek kryminalny rozpoczęty w drodze z tatą stał się przewodnim w tej opowieści, ale jego rozwikłanie, którego podjął się chłopiec, z czasem zeszło na plan dalszy. Toczyło się przy okazji wielu, wielu innych, jakie przyniosło życie. Równie ciekawych, pasjonujących, przerażających, wzruszających, sensacyjnych z elementami horroru, thrillera, humoru, powieści psychologicznej, obyczajowej i społecznej, czasami na pograniczu jawy i snu, których Cory był uczestnikiem, świadkiem lub słuchaczem i które interpretował oraz oceniał na swój dziecięcy sposób. To dzięki temu nieograniczonemu przez dorosłe życie spojrzeniu, Zephyr stało się wyjątkowym miasteczkiem z jeszcze bardziej wyjątkowymi mieszkańcami, w którym problemy społeczne (rasizm, prohibicja, przemyt, przestępczość, przemoc w rodzinie, alkoholizm, komercjalizacja życia) oraz problemy ludzi (choroba, śmierć, utrata pracy, problemy emocjonalne i psychiczne), nabierały innego wymiaru. Świata, w którym można było wszystko wytłumaczyć sobie własną wyobraźnią, prostą logiką, skojarzeniami i wybrać jedną ze ścierających się stron – dobra lub zła. Ten radykalny podział jednak nigdy nie dotyczył bohaterów powieści. Nie było w niej tylko dobrych lub tylko złych ludzi, ale zagubionych w meandrach życia dorosłych, w których ktoś zabił delikatne dziecko, wykorzenił ochronne wspomnienia i wtłoczył w twarde reguły gry życia. I mimo, że bohaterem powieści jest chłopiec, to tak naprawdę skierowana jest przede wszystkim do dorosłych, jak podkreśla to autor we wstępie, bo opowieść rozpoczyna i kończy dorosły Cory, który nie zapomniał w sobie dziecka i który w magiczny sposób ożywił je również we mnie.
Przekornie uważam, że powieść nie ma ograniczeń wiekowych, chociaż muszę przyznać, że jej moc oddziaływania wzrasta wraz z wiekiem czytelnika uderzając tym mocniej w serce, im więcej ma lat i im bardziej obciążony jest ołowiem dorosłości. Spektrum emocji jakie mi towarzyszyły w przygodach Cory’ego od głośnego śmiechu z dialogów, charakterystyki postaci czy humoru sytuacyjnego, półuśmiechu porozumienia w dawno nieodczuwanej emocji, poprzez wzruszenie odkurzonym, nieużywanym od lat, ironicznym spojrzeniem na świat dorosłych, aż do wzruszeń szklących niebezpiecznie oczy wcale niewywołanych pięknymi scenami, a grozą życia, po których długo wybrzmiewała we mnie cisza, zanim byłam w stanie rozpocząć następne zdanie, rozwijało we mnie pełny ich wachlarz. Chłonęłam tę opowieść nie umysłem, a sercem, nie tylko widząc podsuwane mi przez nią obrazy, ale przede wszystkim czując i przeżywając je tak, jak własne.
Bo tak naprawdę one były jak moje własne.
Autor w cudowny sposób pootwierał drzwi do moich emocji z lat dzieciństwa i pozwolił mi na ponowne ich przeżycie. To one były głównymi bohaterami tej powieści, w którym miasteczko, ludzie, wydarzenia i sieć wzajemnych zależności miedzy nimi były tłem dla świata uczuć, które swoją największą, magiczną moc posiadają w latach dzieciństwa. To dlatego łzy nie polały się w trakcie opowieści, ale w ostatnim rozdziale, kiedy Cory, jako dorosły mężczyzna, odwiedza Zephyr po dwudziestu pięciu latach, by pokazać je żonie i dwunastoletniej córeczce, dla której magiczne lata były właśnie jej udziałem. To był ten moment zrozumienia, że tak naprawdę człowiek nie wie dokąd zmierza, dopóki nie uświadomi sobie, gdzie był.
To dobrze, że książka została ponownie wydana (pierwsze polskie wydanie ukazało się pod tytułem Chłopięce lata w 1996 roku), bo potrzeba nam, dorosłym, takiego klucza do odnajdywania w sobie magii, niezbędnej, wręcz koniecznej, do wychowywania własnych dzieci.
Przepiękna, cudowna opowieść w magiczny sposób opowiedziana, która mnie oczarowała i uczyniła ze mnie żebraczkę pragnącą odzyskać choćby szczyptę tej magii, bo magia ma potężne, potężne serce, a w wychowaniu właśnie o nie przede wszystkim chodzi.
Proszę, nie przegapcie jej.
Książkę wpisuję na mój top książek czytanych w 2012 roku.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2012
Dodaj komentarz