Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Łakomstwo – Florent Quellier

21 marca 2019

Łakomstwo: historia grzechu głównego – Florent Quellier
Przełożyła Beata Spieralska
Wydawnictwo Bellona , Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki 2013 , 224 strony
Literatura francuska

To, że od jedzenia można się uzależnić – wiedziałam. Poznałam to uzależnienie od strony procesów biofizycznych i psychicznych. Obserwowałam i nadal obserwuję, jak wygląda permanentna walka konkretnego człowieka z pokusą zjedzenia jeszcze jednego batonika, a nakazem rozumu zabraniającego tego z różnych powodów. Najczęściej zdrowotnych lub estetycznych.
Nigdy nie spotkałam się z motywacją religijną.
I właśnie ta zaskakująca myśl uderzyła mnie, kiedy zobaczyłam okładkę tej książki. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego jeden z głównych grzechów w chrześcijaństwie tak bardzo zsekularyzował się we współczesnych mi czasach?
Podróż przez dzieje grzechu łakomstwa począwszy od czasów średniowiecza aż do dnia dzisiejszego, okazała się dla mnie fascynującą, ciekawą i zarazem odkrywczą nie tylko dlatego, że uzyskałam odpowiedź na moje pytanie, ale i dlatego, że ujrzałam ludzkość od bardzo nietypowej strony. Ewolucji wiecznej walki z łakomstwem i próbą nie tyle wygrania z nim, co złagodzeniem jego negatywnego wymiaru i konsekwencji poprzez wprowadzenie dobrych manier zachowania się podczas jedzenia w myśl zasady:

 

Sprytnym zakamuflowaniem pod postacią innej nazwy (obżarstwo na smakowanie), by bezkarnie móc jeść dalej bez poczucia winy. Podniesieniem rangi znaczenia, nadając mu wymiar wręcz dziedzictwa narodowego i uczynienia z regionalnych specjałów atut turystyczny. Pobłażaniem poprzez infantylizowanie łakomstwa, nazywając go łasuchowaniem przypisanym słabszym z natury czyli dzieciom i (feministki bardzo mocno by się w tym miejscu zirytowały!) kobietom.
Społeczeństwo na przestrzeni dziejów przypominało mi człowieka, który próbuje walczyć z nałogiem, ograniczając go różnorodnymi metodami lub wystrzegając się jego pokus na różne sposoby, jednak z góry skazanym na przegraną, bo obiekt pożądania nie mógł być całkowicie wykluczony tak, jak czyni się to podczas leczenia odwykowego. Wszak jeść trzeba! A niemożność oddzielenia potrzeby fizjologicznej od przyjemności, z jaką wiąże się przyjmowanie pokarmów (endorfiny i inne hormony szczęścia) sprawiały, że definicja łakomstwa na przestrzeni dziejów nabierała elastyczności. Zupełnie jak w reklamie lekarstwa na wykończoną przez żarłoka wątrobę. Nie możesz już jeść? Weź cudowną tabletkę i będziesz nadal mógł! Dlatego obżarstwo tak pięknie nazwano smakowaniem, łasuchowaniem, by nadać mu rangę sztuki wyznaczoną przez dobre maniery zachowania się przy stole, a nawet nobilitując do poziomu nauki, wprowadzając pojęcie gastronoma. A wszystko po to, by uciszyć wyrzuty sumienia i poczucie winy, bynajmniej nie z powodu grzechu, za który to najłatwiej dostać rozgrzeszenie od Kościoła, jak pisał Grimod de La Reyniere w 1803 roku w Almanachu Łakomczuchów. To świecki kult młodego, jędrnego ciała nadał grzechowi „guli” nową siłę dla akceptacji społecznej, gdzie „gula” oznacza „gardło”.
I to jest poznawcza warstwa tej pięknie wydanej pozycji.
Bardzo ciekawa i niezbędna do ukazania jeszcze ciekawszej (ech ten hedonizm żołądka!) – biesiad urządzanych przez naszych przodków. Siedziałam przy wielu stołach. Tych skromnych z prostym jadłem, które lubię najbardziej

 

i tych arystokratycznych z wymyślnymi daniami i delicjami:

 

Odwiedziłam nawet „niebo dla ubogich”. Słynną krainę utopii – Kukanię, w której echa słychać w powiedzeniu: kraina mlekiem i miodem płynąca. Tak uwieczniona przez Pietera Bruegela w XVI wieku:

 

Przekonałam się, że można jeść oczami, nasycając żołądek. A było na co popatrzeć, ponieważ tekst ilustrowano reprodukcjami obrazów znanych malarzy, a nawet poetów, jak Johanna Wolfganga Goethego:

 

A patrząc, słuchałam licznie przytaczanych tekstów literackich o tym, co i jak drzewiej się jadało. To intertekstualne i interdyscyplinarne podejście autora sięgającego do literatury, publicystyki, reklamy, malarstwa, filozofii, religii nadało tematyce publikacji wielowymiarowe spojrzenie na kulturę ludzkości stymulowanej przez… jedzenie. Jeden z czynników jej rozwoju tak powszechny, że niezauważalny, a przez to mało uświadamiany, jak silnym jest motorem naszej ewolucji społecznej.
Ta książka uzmysławia jak bardzo.
Był jednak rozdział, w którym czułam się zdecydowanie najlepiej. To ten o smakach z dzieciństwa i słodyczach:

 

Jak się okazało łakomstwo ulegało również specjalizacji w zależności od rodzaju pożywienia. Łasuchowanie, kojarzone ze słodyczami i słodkim smakiem królującym w krainie słodyczy, było moim żywiołem, jeśli nie rajem wręcz. Dziecięcą Kukanią, której nigdy nie opuściłam na rzecz kiełbasy, a z bajki o Jasiu i Małgosi, najbardziej zapamiętałam domek Baby Jagi ze słodkości:

 

Książka napisana jest z europejskiego punktu widzenia z naciskiem na Francję, ponieważ jej autor stamtąd pochodzi, będąc historykiem i wykładowcą na francuskim uniwersytecie oraz dyrektorem katedry historii żywienia, jak przeczytałam na okładce książki. Zamarzyła mi się taka sama publikacja z punktu widzenia azjatyckiego z akcentem na Japonię i Chiny. A potem z afrykańskiego. Mogłoby być równie fascynująco, bo o jedzeniu nigdy dosyć, nawet jeśli się o nim tylko mówi lub czyta. Zwłaszcza przy suto zastawionym stole. A jeśli jeszcze tę przyjemność ubrać w usprawiedliwienie podtrzymywania i zacieśniania więzi społecznych integrujących narody dzielące podobne upodobania, to czemu nie? W imię pokoju (takiego kamuflażu jeszcze nie było!) jedzmy! Oczywiście w granicach rozsądku, żeby nie było, że namawiam do grzechu.
Wszak Polak głodny, to Polak zły!

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 Wiedzę poznaną w książce uzupełniłam powyższym, równie ciekawym filmem dokumentalnym.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *