Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Księga kłamców – Mariusz Zielke

21 marca 2019

Księga kłamców – Mariusz Zielke
Wydawnictwo Principum , 2011 , 480 stron
Literatura polska

Uwaga, wśród nas krąży Księga kłamców!
Taki wilk w owczej skórze. Dopalacz o nieznanym składzie i nieprzewidywalnych skutkach. Gdybym wiedziała o niej przed przeczytaniem tyle, co po, zastanowiłabym się kilka razy nad zaglądaniem do jej treści. Bo to nie była spokojna wyprawa w realia starej, dobrej rzeczywistości kreowanej według zasad klasycznej powieści, ale zakamuflowany bilet na szaloną przejażdżkę Diabelskim Młynem i kolejką górską w jednym, prosto w odklejoną rzeczywistość zdopingowanego (nie mam pojęcia czym?!) umysłu malarki Anny Blume i jej kochanka Siergieja. A może nie jej? Może narratora Księgi kłamców? Ale nie tej, którą mam w ręku, ale tej, którą otrzymują niektórzy bohaterowie powieści? A może tylko jeden bohater, ten który kradnie jej pierwodruk z biblioteki, zastanawiając się nad jej ponownym wydaniem?
Próbowałam znaleźć w tych meandrach pomieszania klucz, który otworzyłby mi drogę do jakiegokolwiek porządku, myśli przewodniej i… znalazłam!
Był na okładce!
A dokładniej w tytule, który jeszcze o niczym nie świadczył, ale małe, niepozorne, odwrócone „k”, już tak! To kłamstwo kreowało treść opowieści, chociaż sama w sobie scalała poplątane wątki, łączyła na swój pokrętny sposób zmiennych bohaterów, panowała na chaosem, spinając klamrą początek z jej końcem, by przestrzeń między nimi jednak wypełnić hybrydą wiedzy i wyobraźni licznych bohaterów i narratora. To kłamstwo było bazą, podstawą, normą, zasadą i wyznacznikiem kształtu świata złożonego z jeszcze mniejszych jego odmian, aberracji i mutacji, tworzonych, czytanych, opowiadanych, śnionych, poprawianych przez bohaterów i rosnących jak grzyby po deszczu z rodzaju tych halucynogennych. Rzeczywistości zmiennej i stwarzanej stale od nowa, gdzie sen mieszał się z natchnieniem, marzenia z jawą, przyszłość z przeszłością, a małe kłamstwo z większą nieprawdą. Nic nie było w niej pewne oprócz kłamstwa, a to co było, stwarzało tylko takie pozory. Nie opowiem, co było wątkiem wiodącym w tej bardzo wielokrotnie złożonej fabule, bo porwałabym się na wyznaczenie toru pioruna przed jego uderzeniem, ale to właśnie ten chaos i jego nieprzewidywalność ze stale zmieniającymi się bohaterami, przybierającymi w kolejnej historii inną, choć znajomą postać lub osobowość, wyznaczały drogę mojej czytelniczej uwadze.
Drogę przez mękę.
Miałam wrażenie (ale nie dam sobie ręki uciąć, że było prawdziwe!), że ten świat poskładany z elementów przejawów współczesnej kultury oraz tej przeszłej, odwołującej się do mitów, historii biblijnych czy faktów historycznych, tworzy bardzo niepochlebny obraz współczesnego człowieka. Podobny hologramowi bez duszy, a tym samym bez zdolności do miłości, ale za to owładniętego seksem, który wręcz przelewał się ze strony na stronę, aż do zniesmaczenia i obrzydzenia. Człowieka wyssanego z marzeń i radości życia przez wampirów energetycznych, które rozsiewają zarazę umartwiania się i cierpienia, dającą im jedyną rozkosz i przyjemność istnienia. Człowieka okłamującego siebie oraz innych i stwarzającego w ten sposób siebie, a także świat wokół jako byty fikcyjne. Smutny, ale prawdziwy obraz. Tylko, że to Księga kłamców, więc czy, aby na pewno prawdziwy?
Tak mi się przynajmniej wydawało. Takie miałam wrażenie, chociaż ubranie go w słowa wymagało ode mnie ogromnej woli skupienia się na dygresyjnej, wielowątkowej, rozgałęzionej niczym korona drzewa, fabule, za którą nie podążałam z własnej woli. To ona mnie niosła tam, dokąd chciała i w tym kierunku, w którym jej było wygodnie i po drodze. Nie było w niej miejsca na moją kreatywność, moją logikę i na moją wyobraźnię, a złapanie równowagi i gruntu pod nogami wymagało nie lada woli i uporu, by czytać dalej. Miałam dać się ponieść i przeżywać jak na rollercoasterze wizji. Czułam się wykorzystana i sprowadzona do roli bezwolnego słuchacza, ograniczonego tylko i wyłącznie do tej roli pod hasłem – Czytaj i podziwiaj moją wyobraźnię oraz umiejętność operowania słowem!
A tego bardzo, ale to bardzo nie lubię.
Nie sprawia mi żadnej przyjemności jednostronna komunikacja, rola przedmiotu do podziwiania sztuki dla sztuki, pogoń myśli bez przewidywanego celu lub końca, oglądanie świata zbudowanego na kłamstwie i znajdywanie ziarenka prawdopodobnej prawdy, którego koszty pozyskania przewyższają moje siły czytelnicze, ocierając się wręcz o masochizm. Z kolei zachwycać się urodą kłamliwej historii byłoby z mojej strony czystym turpizmem, którego nie jestem zwolenniczką. Dlatego wzięłam sobie do serca motto z powieści:

Porzućcie nadzieję, wszyscy wierzący w prawdę.
Ona zwykle wysiada na innej stacji.

 

Z ulgą wysiadłam również i ja, także na innej.
Nie po drodze mi z kłamstwem.
Ale, ale…
Są tacy, którzy taką jazdę bez trzymanki uwielbiają! Nazywają się homo ludens. To właśnie dla nich są budowane Wesołe Miasteczka, a w witrynach antykwarycznych wystawiane Księgi kłamców.

Bilet wstępu (czyli książkę) do tej pojechanej i szalonej rzeczywistości otrzymałam od autora. I jak tu teraz dziękować za takie przeżycia? Ale dziękuję, bo darowanej książce w kartki się nie zagląda, a potem… choćby potop!

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść filozoficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *