Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Korona śniegu i krwi – Elżbieta Cherezińska

21 marca 2019

Korona śniegu i krwi – Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo Zysk i S-ka , 2012 , 768 stron
Cykl Odrodzone Królestwo ; Tom 1
Literatura polska

Powiedzenie – Gdzie dwóch Polaków, tam trzy poglądy. – ma bardzo, ale to bardzo długą tradycję i korzenie sięgające… No, właśnie, jakich czasów? Może nie szlacheckich z liberum veto, ale właśnie tych opisanych w tej powieści między 1253 a 1296 rokiem i czasów książąt, które geograficznie i politycznie pokazano na mapie wydrukowanej na wyklejce książki:

 

 

Bez blasku korony zgaszonych grzechem Bolesława Śmiałego (a może jeszcze wcześniej, przez Bezpryma?) i zatopionych w mroku Wielkiego Rozbicia na dzielnice, rządzone przez piastowskich potomków wołających – Nie daj Boże zjazd piastowski!
Dzisiejsze kłótnie polityczne w sejmie to salony z parlefransami w porównaniu z ubiegłowiecznymi. Dorównujemy w bezwzględnych, nierzadko kończących się śmiercią, intrygach i spiskach dynastii Tudorów czy rodzinie Borgiów, bo i nasza historia nie mniej krwawa, podstępna i bratobójcza w dążeniu do władzy i korony. Biskup Mikołaj w swojej szczerości w taki oto sposób uświadomił Lukardis, pierwszą żonę Przemysła II – Porwanie narzeczonych jadących na ślub, uprowadzenia księżniczek z klasztorów prosto spod ołtarz, gdy zaszła nagła potrzeba dynastycznych mariaży, odsyłanie tychże do ojców, gdy nie spełniły pokładanych w nich nadziei, oraz trucicielstwo na weselnej uczcie. Co tam jeszcze: uprowadzenia wdów z małymi dziećmi, rozboje tychże, porwania na ucztach, to zresztą najczęstsza przypadłość, gdy dwóch Piastów walczy o księstwo, Otrucia, zwane niewyjaśnionymi zgonami, no i perła w koronie: mord w łaźni!. A od siebie dodam, że to nie wszystko! I gdyby przyszła małżonka, wówczas jeszcze księcia Przemysła, dobrze słuchała biskupa, nie stałaby się kolejną perełką w królewskim symbolu władzy.
A wszystko to w opowieści o dążeniu księcia Przemysła II do zdobycia korony, niczym legendarnego Świętego Graala (autorka wykorzystuje dzieje króla Artura i jego rycerzy), jest! Tym samym czyniąc z niej nie tylko powieść historyczną, wykorzystującą fakty z dziejów Polski, ale i sensacyjną, polityczną, kryminalną, a nawet fantastyczną! Taki też był zamiar autorki wsączyć w nią emocje i podnieść temperaturę wydarzeń, bo i ona sama po obłożeniu się książkami historycznymi, jak wspomina w Od autorki, dostała gorączki. Tą gorączką, fascynacją, wizją naszych przodków z krwi i kości, żywych, targanych uczuciami, udało się zarazić i mnie, Polkę z XXI wieku. I nic to, że minęło kilka wieków. Szczegół. Ja tam byłam! Ja to czułam! Ja to wszystko widziałam!
Ja dostałam takiej samej gorączki jak autorka!
Bo to wszystko było moje. Takie mi znane. Takie bliskie i w tym zbliżeniu na nowo odkrywane. Bo, co ja wiedziałam o tamtych czasach? Prawie nic. Tylko tyle, że był taki okres rozdrobnienia dzielnicowego, a sam Przemysł II (mea culpa, bom niegodna w tym momencie zwać się Polką!) był mi zupełnie nieznany. Na swoje wytłumaczenie mam fakt (tym razem nie obciążę pana od historii), że w kronikach zapisał się bardziej z powodu tajemniczej śmierci pierwszej żony, niemogącej urodzić mu dziedzica, niż politycznych dążeń do jedynowładztwa i ogromnej wagi tego historycznego wydarzenia. A przecież w końcu mu się to udało po dwustu latach bezkrólewia, kopiując ideę pierwszego króla Bolesława Chrobrego (o którym czytałam w Grze w kości tej samej autorki), realizowaną z biskupem Jakubem Świnką – wykorzystać to co wspólne, język i Kościół, do pokonania rozbicia dzielnicowego. Siła jednej wiary i jej moc nadawania godności króla, wynoszenie do statusu pomazańca bożego, zadziałała po raz drugi. Niestety, w przypadku rządów Przemysła II, na krótko, bo zaledwie na 200 dni, po których zginął w zamachu. Chociaż hipotez na ten temat jest wiele, ale jak wspomina autorka – Ja wybrałam jedną z nich i owinęłam w materię swojej powieści.
Owinęła, owszem, ale mnie dookoła swojej książki!
Tchnęła w nią pulsujące, rozedrgane życie w palecie swoich emocji. Od miłości (również tej zmysłowej!) po zabójczą nienawiść. To dzięki temu, pomimo dużej liczby bohaterów, każdy z nich był jedyny, wyjątkowy, nie do pomylenia z innym zarówno pod względem fizycznym, jak i charakterologicznym.
Czułam benedyktyńską pracę autorki ze źródłami historycznymi, bym mogła spijać oczami nektar jej mrówczego wysiłku – całe 766 uzależniających stron.
Ale nie tylko fakty historyczne i bohaterowie oraz ożywiający je dar wyobraźni autorki przemawiały do mojego serca i umysłu, obdarzając mnie złudzeniem uczestnictwa w nich.
Była w tej opowieści również magia.
Ta pierwotna, animistyczna, płynąca z pierwszych plemiennych wierzeń, w których przyroda ożywała, a człowiek był jej nierozerwalną częścią. Realna mocą animizacji, którą się bardziej czuło sercem niż pojmowało rozumem. Wypierana i tłumiona przez ówczesne chrześcijaństwo.
Przewijała się również magia płynąca z legend o ówczesnych świętych za życia. Tej nie polubiłam, bo najmniej w nią wierzyłam, a mój sceptycyzm na szczęście potwierdzał racjonalizm jednego z najdzielniejszych książąt. Konusa, Władysława zwanego Karłem.
I wreszcie trzeci rodzaj magii – fantastycznej, pełniącej rolę wspomagania wizualizacji emocji skrywanych pod maską dyplomacji przed rozmówcą. Co naprawdę czują i myślą bohaterowie, wiedziałam dzięki animacji ekspresji zwierząt w herbach noszonych na ubiorze przez członków poszczególnych rodów i dynastii. Pomagało mi to również szybko umiejscowić postać w drzewie genealogicznym, które wraz z herbami, umieszczono na końcu książki:

 

 

Nie miałam prawa pogubić się w tym gąszczu postaci historycznych i wydarzeń również dzięki zabiegowi rozpoczynania kolejnego akapitu od imienia bohatera sygnalizującego wydarzenie lub symbolizujące rodzinę, do których byłam przenoszona. Miałam wrażenie przejrzystości, logiczności i precyzyjnie zazębiających się wątków pomimo ogromnego rozmachu tematyki fabuły. Efekt ten dopełniała narracja zewnętrzna.
Chociaż początkowo miałam trochę żal, że opowieści nie snuje narrator wewnętrzny, że historii nie opowiada w pierwszej osobie Przemysł II, ale potem przyznałam autorce rację. Tej historii nie można było opowiedzieć w taki sposób, bo to nie biografia jednego człowieka na tle historii Polski, ale historia całej Polski i jej książąt z mnóstwem opowieści szkatułkowych z zapadniami – jak ładnie ujęła to autorka.
Przyjemnie było się w nich pojawiać, obserwować i co chwilę zapadać.
A kiedy opowieść, niestety, dobiegła końca, przeczytałam ostatnie słowa od autorki – Na koniec zostałam sama w pustym pokoju. Uprzątnęłam notatki, książki, atlasy, zamknęłam wszystko razem w dwóch skrzyniach. Umarł król. Ale odzyskaliśmy koronę. Mamy nową opowieść o odrodzonym królestwie. Nową wersję historii w nowym cyklu Odrodzone Królestwo, na które kolejne części czekam z cierpliwością urzeczonego słowem czytelnika wiedzącego, że twórcę nie należy poganiać, bo czas pracuje na jakość.
Na koniec zdradzę, co się kryje pod obwolutą książki, na której grzbiecie znajduje się pieczęć Przemysła II, zaprojektowana przez prof. Józef Stasińskiego, jak przeczytałam na odwrocie strony tytułowej:

 

 

Na schowanej pod nią białej, twardej okładce widnieje, wytłoczony krwistą czerwienią, jej odpowiednik:

 

 

Zaintrygował mnie napis na jej obrzeżach, którego pełne wyjaśnienie znalazłam na stronie Dziennika historycznego IOH. To jeden z tych drobnych szczegółów, składających się na piękno wydania całości. Biorąc książkę do ręki czułam nie tylko jej ciężar fizyczny, ale i ten treściowy – dostojny, poważny, mroczny i niekoniecznie szlachetny.
Ale mojej Polski.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 

Po takim trailerze książki zamarzyła mi się ekranizacja.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść historyczna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *