Dziennik sprzeciwu: tajne zapiski obywatela III Rzeszy 1939-1942 – Friedrich Kellner
Przełożył Andrzej Kopacki
Wydawnictwo Ośrodek Karta , 2015 , 372 strony
Seria Świadectwa XX Wiek: Niemcy
Literatura niemiecka
Dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludności niemieckiej ponosi pośrednią bądź bezpośrednią winę za dzisiejszy stan rzeczy. – zanotował autor w swoim dzienniku w 1941 roku.
A wiedział, co napisał.
Był Niemcem, żył wśród rodaków, uważnie obserwując wszystko, co się wokół niego działo. Jednym z niewielu należących do pozostałego jednego procentu niezgadzającego się na świat dyktowany przez większość. W represyjnym reżimie narzuconym przez nazistów przyjął postawę sprzeciwu – pomagał Żydom, świadomie popełniał „przestępstwo radiowe”, poddawał krytyce politykę Hitlera, balansując na krawędzi bezpieczeństwa swojej i rodziny, cudem unikając obozu koncentracyjnego. Był w pełni świadom, na co się naraża, pisząc – Ileż to razy próbowano mnie podgryźć. Jak dotąd nie udało się tym ludziom, mającym w pogardzie człowieka, położyć mnie na łopatki.
Na szczęście nigdy im się to nie udało, pomimo wielu prób.
A mimo tych zagrożeń, nadal pozostawał jednym z niewielu, którzy nie dali się uwieść propagandzie władzy, twierdząc – Adolf Hitler wszystkich ich przechytrzył albo przekupił. Tylko mnie Adolf Hitler nie zdołał dopaść. Dlaczego? H. Zawsze wydawał mi się szalbierzem i fanatycznym krzykaczem ludowym… Wyjątkowość postawy autora polegała także na systematycznym zapisywaniu swoich myśli, bo jak napisał autor posłowia – Nielicznym przychodziło do głowy, aby swój krytycyzm przelewać na papier i to w sposób regularny, na kształt diarystycznego zapisu. A mimo tego ogromnego ryzyka, notował niemalże codziennie od 1939 roku do roku 1945, z czego w polskim wydaniu znalazły się zapisy do roku 1942. Siła niezgody, frustracji i bezsilności wobec zbrodniczego systemu, który nazywał ładem zbójeckim, była dużo silniejsza niż strach i lęk, czemu dał wyraz w ostatnim zdaniu komentarza poprzedzającego dziennik – Jako wołający na puszczy uznałem, że powinienem spisać myśli, które zawładnęły mną w tamtych, szarpiących nerwy czasach, ażebym później – o ile to jeszcze będzie możliwe – przekazał swoim potomnym prawdziwy obraz rzeczywistości.
A była ona przerażająca!
Nie tyle w samym widzeniu, który miałam jako Polka, ale w jego bolesnej ostrości i rozległości szaleństwa rozciągniętego na cały świat. Już sam fakt, że Niemcy bardzo dobrze wiedzieli i widzieli, co tak naprawdę dzieje się w ich kraju (obozy koncentracyjne, eksterminacja Żydów i eutanazja w ramach eugeniki) i dokąd zmierza polityka nazistów, wstrząsnął mną. Autor bezwzględnie obnażał ich postawy pełne asekuranctwa, egoizmu, oszustwa, hipokryzji wykorzystywanych do osiągania własnych, osobistych celów, zadając tym samym kłam powszechnie przyjętej linii obrony opartej na przymusie wykonywania rozkazów czy niewiedzy. Autor mówił wprost – wiedzieli, widzieli i godzili się na to!
Był tego żywym, niepodważalnym dowodem!
Wystarczyło myśleć, analizować, porównywać i wyciągać wnioski. Dokładnie tak, jak robił to w swoich dziennikach. Czytał uważnie ówczesną prasę, studiował wypowiedzi polityków, wynotowywał fragmenty lub wklejał je do zeszytu, jak widać to w oryginale,
porównywał i zestawiał ich treść ze sobą i z tym, co usłyszał w radiu (również w stacjach obcych), cytował wypowiedzi zdeklarowanych nazistów i przytaczał dialogi znajomych Niemców, poddając w ten sposób zdobyte informację bezkompromisowej krytyce. Był przy tym niezwykle logiczny, inteligentnie podsumowując działania ówczesnej dyplomacji i kierunki polityki wewnętrznej oraz zewnętrznej nazistów, jak i polityki państw obcych. Często powoływał się na myśli filozofów, przysłowia i literaturę piękną, by w trafny sposób podsumowywać swoje racje. Wykorzystywał do tego również ironię, kpinę i sarkazm. Bezbłędnie stawiał wnioski, prognozując rozwój wypadków. Gdybym nie wiedziała, że po prostu błyskotliwie i rzeczowo myśli, posądziłabym go o zdolności jasnowidzenia lub prorocze.
Był aż tak w celności swoich przewidywań genialny!
Już 28 października 1939 roku, gdy Niemcy w ogólnej euforii stały na początku „błyskawicznej wojny”, w którą wierzył prawie każdy Niemiec, zanotował w swoim dzienniku – W Altenhain oświadczyłem Horstowi, że Niemcy przegrają tę wojnę. A potem dzień po dniu ukazywał, obnażał i udowadniał drogę wiodącą ku klęsce, wbrew propagandzie sukcesów i zawsze pod prąd.
Był przy tym bezpardonowy.
Nie oszczędził nikogo w ostrych ocenach wyrażanych w brutalnych słowach. Dostało się wszystkim. Hitlerowi, którego uważał za obłąkanego zbrodniarza, krętacza i szczurołapa, który na słabościach swoich bliźnich wybudował partię. Umocnił ten gmach za pomocą najbardziej wyrafinowanych środków – wszystko w jednym celu: żeby zdobyć panowanie w kraju. Rodakom, którzy dla niego zamienili się w zwierzęta, naród bez głowy, szmatławcy bez przekonań, tchórzliwa zgraja, by ostatecznie podsumować – masy „narodu” to jedna wielka i okropna kupa gówna. Inteligencji , która, przyjmując służalczą postawę wobec partii, zabrała się i poszła w nowym kierunku politycznym, odsuwając na bok wszystko, czego wcześniej broniła i nauczała. Politykom niemieckim, których określał wprost – Awanturnicy, arcyłotry, zdrajcy narodu, szalbierze, karierowicze, recydywiści, hazardziści, hołota – wszyscy oni w jednej komitywie. Eldorado dla szpiclów i denuncjatorów. Sadyści i krwiożercze psy u władzy. Politykom innych krajów niewzbudzającym w nim szacunku tchórzostwem w podejmowaniu decyzji, krótkowzrocznością i nieudolnością, dla których widział tylko jedno wytłumaczenie – w sztabach generalnych zasiadali zdrajcy własnego narodu. Ludzie, którzy chcieli zaprowadzić faszyzm także we własnych krajach. Mocne oskarżenie! A nawet Kościołowi o schizofrenicznej postawie rozpiętej między szczytnymi hasłami a podłymi czynami.
Czułam jego frustrację, gniew, niezgodę na przemoc, bezsilność, której dawał upust w słowach przelewanych na papier i ból wstydu za rodaków, których już w 1939 roku przestrzegał – Byłeś przy tym – kara cię nie minie! Nie mógł zrozumieć i przeboleć, że naród z dziedzictwem tak pięknej kultury, wszystkie dobre cechy i zdobycze duchowe minionych stuleci odrzucił precz i pobiegł za szczurołapem i jego świtą, dając się tak bez walki omamić, upodlić i zniewolić. Od początku zapisów przewidywał konsekwencje tego narodowego szaleństwa i powojenną amnezję Niemców.
I jak zwykle miał rację!
Nie doczekał wydania swoich dzienników za życia (zmarł w 1970 roku), które w Niemczech ukazały się dopiero w 2011 roku! To kolejny dowód na to, z jak potężną siłą walczył autor, której skutki działania tak długo tkwiły w światopoglądzie i postawach Niemców, lansujących tezę, jako powojenną linię obrony – Niczego nie wiedzieliśmy, bo nie mogliśmy się niczego dowiedzieć. Dokładnie tak, jak przewidział autor, który po to pisał, by być sprawiedliwym wśród Niemców i swoim dziennikiem świadczyć, jednoznacznie wskazując winnych – wiedzieliście i widzieliście wszystko bardzo dobrze! Gdyby autor żył, mógłby przytoczyć w tym momencie (a lubił to robić) bardzo dobrze pasujące do tej sytuacji słowa Zbigniewa Herberta – „Ignorancja ma skrzydła orła i wzrok sowy”.
Ale najbardziej przerażało mnie w tych dziennikach duże podobieństwo ówczesnej sytuacji do obecnej. Wystarczyło zastąpić Hitlera Putinem, a kilka innych elementów współczesnymi ich odpowiednikami i prognoza naszej europejskiej przyszłości stała przede mną bez tajemnic. Może panikuję, może nadinterpretuję, ale wiem też, że historia lubi się powtarzać, bo jak napisał autor – nigdy nie kłamie się bardziej, niż przed wyborami, podczas wojny i po polowaniu.
Warto zapamiętać, warto się przyglądać , a najbardziej warto myśleć!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: literatura niemiecka
Dodaj komentarz