Dziecię boże – Cormac McCarthy
Przełożyła Anna Kołyszko
Wydawnictwo Literackie , 2009 , 222 strony
Literatura amerykańska
Studium przypadku klinicznego.
Bo nie mogę inaczej określić głównego bohatera, dwudziestosiedmioletniego Lestera Ballarda. Jego historię, zachowanie, czyny determinujące los i w końcu makabryczne przestępstwa powoli poznawałam z opowieści znających go ludzi. Kiedy okazało się, że jest wielokrotnym mordercą i kolekcjonerem trupów, wszyscy próbowali doszukiwać się w jego przeszłości symptomów zapowiadających jego psychopatyczne zachowania. Człowiek, który nosi na głowie skalp swojej ofiary i bieliznę zdjętą z zamordowanych kobiet, uprawiając z nimi nekrofilię, nie może być zdrowy psychicznie. Musi być szajbusem, jak określali go opowiadający.
A mimo to.
Mimo narastającej grozy jego postępowania, coraz szerszej skali ohydnych czynów i odrażających zachowań, nie byłam w stanie go potępić, skrytykować, oskarżyć czy napiętnować. Nie potrafiłam dołączyć do chórku nienawidzących go ludzi. Nie po tym, gdy w morzu doświadczanego i wyrządzanego innym zła i okrucieństwa, kiedy ukucnął, spuścił głowę na kolana i rozpłakał się, a ja zobaczyłam w nim człowieka. Porzucone, niechciane, zagubione dziecię boże.
Tliło się w nim dobro.
Ale prowadziła go zła gwiazda. Samotnego, opuszczonego, osieroconego, nieszczęśliwego, rozpaczliwie i desperacko szukającego odrobiny szczęścia, miłości, uwagi, życzliwości i ciepła na swój wypaczony i pokręcony sposób. Innego nie znał. Nikt mu nie pokazał. Inaczej nie potrafił. Chociaż próbował opanować w sobie narastający gniew, który pojawił się na widok wiszącego na sznurze ojca. Były takie chwile, w których nie przemawiał przez niego demon, lecz jego dawny duch, który odzywał się w nim jeszcze raz na jakiś czas, usiłując przywracać go do zdrowia psychicznego, pomocna dłoń, która odciągnęła go znad krawędzi wyniszczającego gniewu. Sam, bez tej niezbędnej dłoni drugiego człowieka, nie potrafił trzymać się od niej zbyt długo. Ciągnęło go nad nią. I znowu wracał na ścieżkę gniewu, który utrzymywał go na powierzchni życia.
To mocna proza w swojej wymowie.
Zdążyłam przyzwyczaić się do jej stylu przekazu dzięki dwóm poprzednim powieściom tego autora – Droga i To nie jest kraj dla starych ludzi. Oskarżycielska pod adresem ludzkości, która trzyma przy piersi istoty kalekie i obłąkane, która pragnie mieć ich złą krew w swoich dziejach, ale gdy traci nad nimi kontrolę, gdy wymykają się jej wpływom, nie czuje się winna sytuacji, żądając głów. Wydając wyrok śmierci. Jest przy tym bardzo oszczędna w doborze słów, precyzyjnie kreśląc nimi zarówno przerażające zakamarki najciemniejszej strony psychiki człowieka, jak i baśniowe krajobrazy miejsc akcji. Tak, jakby chciała przeciwstawić sobie brzydotę człowieczą i piękno natury. Skonfrontować prozę i poezję ludzkiej egzystencji. Skontrastować ciemną i jasną stronę życia. A wszystko razem jako dzieło jednego stwórcy. Tak, jakby chciała powiedzieć – taki mamy pięknomroczny świat i takie po nim chodzą mniej lub bardziej udane dzieci boże.
Uwielbiam moc pióra tego autora!
Również i tę powieść autora zekranizowano.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Tagi: literatura amerykańska
Dodaj komentarz