
Kapłan w narodowosocjalistycznej koloratce – taki obraz zapamiętała z czasów II wojny światowej ocalała z Zagłady Agnes Mandl Adachi.
W dyskursie publicznym, a nawet naukowym nie było go w ogóle. Ponad pół wieku później kapelan w służbie Wermachtu przestał istnieć. Nie, nie było. – taką odpowiedź potwierdzającą nieistnienie ich w liczbie tysiąca otrzymała autorka, profesorka z zakresu badań nad Zagładą na Uniwersytecie w Toronto, od historyka wojskowości Sthephena Ambrose’a na pytanie – Czy w Wermachcie byli chrześcijańscy kapelani?
Ta ewidentna rozbieżność sprawiła, że lukę, którą dostrzegła, postanowiła wypełnić.
Materiałów badawczych zagadnienia pozornie było mało. Jednak konsekwentne poszukiwania w archiwach źródeł pochodzących zarówno od kapelanów (okresowe raporty dla przełożonych, listy i dzienniki, korespondencja między władzami kościelnymi i państwowymi), jak i ze wspomnień naocznych świadków (niemieckich żołnierzy, jeńców wojennych, członków szwadronów śmierci SS, Żydów, ludności cywilnej, władz alianckich), pozwoliły na dokładne odtworzenie historii kapelanatu w Wermachcie. Drogi przystosowywania i dostrajania się do narodowosocjalistycznego reżimu w 1933 roku poprzez czasy wojny aż do współczesnych czasów wypierania się roli współuczestników w zbrodniach nazistów. Wszystkie źródła, które zajęły prawie sto stron, umieściła w aparacie informacyjnym umieszczonym na końcu książki. Tak ukazana linearnie w czasie wiedza, poparta licznymi cytatami i ilustrowana zdjęciami, pozwoliła autorce na pokazanie mechanizmu budowania kapelanatu legitymizującego przemoc reżimu faszystowskiego, a jednocześnie przesłaniającego ją wypaczoną ideą chrześcijaństwa.
Wiedziała też, co chciała przez to powiedzieć.
Wybrzmiało to bardzo silnie niczym teza – że kapelani Wermachtu byli świadkami mordowania Żydów, że są współwinni Zagłady i że ich losy stanowią przestrogę dla chrześcijan i dla ludzi wierzących w każdym miejscu, dowodząc, jak wysoki jest koszt współpracy z brutalnym państwem, a być może z każdym państwem. Strona po stronie pokazywała symbiotyczny proces współistnienia, wsparcia i współodpowiedzialności w zbrodniach, poszerzając je do zjawiska „kultury ludobójstwa” i „chrześcijaństwa wojującego”. To z kolei umożliwiło prześledzenie ewolucji zachowań nie tyle kapelana jako jednostki, ile instytucji, do której należał, jako dostosowującej się do sytuacji, mając na celu tylko jedno – wyłącznie własne dobro. Taki zabieg pozwolił również na ukazanie procesu „wybielania”, a potem wymazywania obecności kapelanów w Wermachcie.
Wypełnianie tej celowej luki w wiedzy wymagało od autorki wnikliwości, ostrożności w interpretacji dokumentów i czujności wobec celowych zakłamań i apologetycznych wspomnień kapelanów Wermachtu po wojnie.
Skrupulatnie więc przyglądała się czynnikom elastycznego zmieniania perspektywy postrzegania roli kapelanów. Kwestiom, które ukształtowały stosunki między nimi a narodowym socjalizmem, ugruntowującym zachowania na lata. Przypisywaniu skromnych przejawów indywidualnego bohaterstwa całości instytucji. Narracjom zamieniającym aktywny lub bierny współudział i współodpowiedzialność na rolę ofiary, która pozwalała przejść do porządku dziennego nad zbrodniami bądź przesłonić je cierpieniem Niemców. Wykorzystaniu idei chrześcijaństwa do budowania kłamliwie pozytywnego wizerunku w ludobójczych wojnach Niemców i w Holokauście. Przekształceniu Zagłady w chrześcijański moralitet, a Żydów we wrogów.
Ta elastyczność mimikry, symbiozy i transparentnej obecności przerażała.
Wywoływała obrzydzenie moralne. Z takim narastającym uczuciem przyjmowałam to wstrząsające studium przystosowawczej, uległej, defensywnej roli duchowieństwa katolickiego i ewangelickiego w czasie wojny, która przybrała ostatecznie postać analizy porażki chrześcijaństwa pośród wszechobecnej przemocy. Nie byłam przygotowana na aż tak szeroką perspektywę spojrzenia i skalę obnażenia, chociaż autorka w przedmowie uprzedzała – Moja książka będzie opowieścią moralną o porażce kapelanów, o ich słabości i wysiłkach, aby stać na straży chrześcijaństwa, które jednak doprowadziły ich do służenia ludobójstwu.
Tak odkryta brutalna prawda rozczarowywała i przygnębiała.
Jednocześnie tłumaczyła, dlaczego żołnierze na sprzączkach pasów od munduru nosili napis Gott mit uns – Bóg z nami. Patrząc oczami kapelanów, nie widziało się ewidentnej dla innych sprzeczności. Najciekawsze jednak było to, że trwali w tym przekonaniu do końca, nie dostrzegając zmarnowania czasu i energii w służbie morderczego reżimu, lecz cierpienie i ofiarę w imię Chrystusa. (Sic!) Nawet po wojnie, gdy zacierali ślady albo bronili zbrodniarzy wojennych w sądach.
To dlatego bardzo ciekawiło mnie ich sumienie.
Niestety, autorka nie dysponowała materiałem wnikającym w zakamarki ich psychiki. Zasada trzymania „języka za zębami” była ściśle przestrzegana. Jak bardzo skuteczny był hitlerowski system w wyborze najbardziej uległych i lojalnych na stanowisko kapelana i jak bardzo dbali oni o interes własnej instytucji, może również świadczyć fakt, że wśród kapelanów nie było żadnego Stauffenberga, gotowego dokonać zamachu na Führera i żadnych dowodów na to, aby uczestniczyli w takich podobnych aktach sprzeciwu. Stąd mój wniosek, o który nie pokusiła się autorka – zebrana wiedza rzuciła mroczny cień na głowę zbrodniczej instytucji – papieży. Byli jej najwyższymi zwierzchnikami, więc nic nie działo się bez ich wiedzy i zgody. To rodziło kolejne pytanie, a było ich w tym opracowaniu mnóstwo – Jakie jest miejsce religii w wojnie i konflikcie? Dla mnie odpowiedzią na nie była zacytowana kwestia Billy’ego Budda z powieści Hermana Malville’a pod tym samym tytułem – równie nie na miejscu, jak muszkiet na ołtarzu w dzień Bożego Narodzenia.
Autorka wystarczająco obnażyła destrukcyjną dla istoty wiary i samych wiernych rolę religii i jej przedstawicieli w wojnach.
Nie można mieć jednego serca do nienawiści, a drugiego – do miłości, jak powiedziała rosyjska sanitariuszka ratująca jednocześnie Rosjanina i Niemca w bitwie pod Stalingradem. Chrześcijańscy pastorzy ewangeliccy i katoliccy księża jednak tego dokonali. Ba! Przytoczona przez autorkę historia chrześcijaństwa uwikłanego w wojny pokazała, że tak było zawsze i nadal tak jest, jeśli zastanowić się nad rolą duchowieństwa, w tym kapelanów, w ludobójstwach w Rwandzie, Gwatemali i Indonezji w latach dziewięćdziesiątych, osiemdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, a także nad buddyjskimi kapelanami w wojsku japońskim podczas II wojny światowej oraz nad chrześcijanami, którzy na przestrzeni wieków wzywali do mordowania rdzennych ludów Ameryki Północnej i usprawiedliwiali czystki. Pozornie odrębne, a jednak powiązane ze sobą.
Przygnębiająca lektura dla chrześcijan, a zwłaszcza katolików, ale bardzo potrzebna.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Między Bogiem a Hitlerem: Kapelani wojskowi w służbie nazizmu – Doris L. Bergen, przełożyła Aleksandra Czwojdrak, Wydawnictwo Bo.wiem, 2025, 464 strony, Seria Historiai, literatura kanadyjska.
Autorka: Maria Akida
Dodaj komentarz