
Prezydent stwierdza, że tutaj nic się nie dzieje, ani tutaj, ani w kraju nie ma wojny.
Z taką informacją weszłam do kolumbijskiego San Jose. Miasteczka położonego na zboczu wysokiej góry, na której było widać pozaznaczane, jakby niezniszczalne domy, z dala jedne od drugich, ale jednak połączone ze sobą. Kiedyś tętniące życiem dziewięćdziesięciu rodzin.
O tym „kiedyś” opowiadał mi główny bohater Ismael.
Siedemdziesięcioletni emerytowany nauczyciel. Kochający i wierny mąż o dekadę młodszej żony Otilii, ale ze słabością do podglądania kobiet. Zwłaszcza ponętnej sąsiadki lubiącej chodzić po swoim ogrodzie nago. Żona wprawdzie wyrzucała mu tę przypadłość, ale wiedziała jedno – mąż nigdy nie zrobi nic wykraczającego poza ramy patrzenia. Nic grzesznego, czego mogliby żałować.
Jednak nastało teraz.
Czas, który wadę podglądactwa zmienił w zaletę uważnej obserwacji ratującej życie Ismaelowi i tworzącej emocjonalną opowieść o irracjonalnej przemocy oraz tragicznych losach ludzi z miasteczka. Okres wyniszczającej wojny od tak dawna, że w San Jose pozostało zaledwie szesnaście zamieszkałych domów. Wbrew zapewnieniom prezydenta wojna była i zabrała większość mieszkańców, zabijając ich, porywając dla okupu lub zmuszając do odejścia.
Nieszczęściem San Jose było położenie geograficzne.
Jego tereny stał się polem uprawnym kokainy, a zarazem „korytarzem” jej przerzutu i handlu. Terytorium, o które walczyły „zębami i pazurami” trzy frakcje – armia kolumbijska, oddziały paramilitarne i partyzanci, czyniąc ze społeczności swojego zakładnika. Ludzie ogarnięci strachem i wtłoczeni między fronty nieustannych walk, dosłownie i w przenośni, próbowali żyć na swój sposób, balansując między źle zinterpretowaną wypowiedzią a oskarżeniem przez jakiegoś bossa narkotykowego lub wojskowego dowódcy. Również na swój sposób ze szczęśliwą obojętnością wahającą się z jednej strony na drugą, w środku swego kraju i swojej wojny, zajęta swoim domem, szparami w ścianach, możliwym przeciekaniem dachu, choćby grzmiały w jej uszach wojenne okrzyki, to i tak z przyzwyczajenia kroczącą na krawędzi żartu, bo choć kule gwiżdżą i tryska krew, zawsze ktoś się śmieje i rozśmiesza innych, żartując ze śmierci i zaginionych. To w takim miejscu, czasie i stanie ducha poznałam Ismaela.
A potem zniknęła również Otilia.
Od tego krytycznego momentu w miarę stabilna sytuacja dla małżeństwa zaczęła nabierać tempa w destrukcji życia miasteczka i mordowaniu jego mieszkańców. Wojna tocząca się „podskórnie” zaczęła wychodzić na zewnątrz w rozmowach, przekleństwach, lamencie, wzywaniu i ciszy, pokazując w pełni swoją wynaturzoną i groteskową twarz. Jej obraz opowiadał los, działania, czyny i wspomnienia Ismaela szukającego Otilii. Przemieszczając się po ulicach, zakamarkach, zaułkach i domach, jednocześnie relacjonował makabryczne obrazy brutalnej przemocy, bezwzględnej agresji i powszechnej śmierci, których był świadkiem.
Ta dosłowna wojna była również metaforą życia.
Tego, które przeżywali bohaterowie opowieści. Każdy z nich na swój sposób, kierując się osobistymi wyborami, decyzjami, czynami i ponosząc adekwatne do nich konsekwencje. Również życia toczącego się wewnątrz własnej psychiki i sumienia.
Autor umieścił również tę walkę na płaszczyźnie filozoficznej.
Między Tanatosem a Erosem. Sacrum a profanum. Libido a rozkładem na styku nekrofilii. Między śmiercią, która była obecna, choć niewidzialna a życiem próbującym zagłuszyć myśl o niej lub przeboleć wywołane przez nią straty. Między popędem seksualnym, któremu nieustannie ulegał bezsilny wobec niego główny bohater a rozumem nakazującym przestrzegać mu normy społeczne i wartości moralne oraz religijne.
Położenie człowieka między frontami biegnącymi na wielu płaszczyznach było stopniowane.
Od walki o swoje życie w wojnie militarnej, poprzez psychologiczną o swój dobrostan i biologiczną z popędem seksualnym, do filozoficznej stawiającej tezę, że egzystencja człowiecza usytuowana jest między frontami przez niezależne od niego czynniki, zmuszając do nieustannej walki o siebie, dobrostan czy los. Brutalnej, bezkompromisowej i permanentnej. To dlatego główny bohater Ismael zamienia swoje imię na Nikt, czyli każdy żyjący przed nim i po nim.
Powieść-alegoria o przepięknie misternej i przemyślanej konstrukcji z ponadczasowym przesłaniem.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Między frontami – Evelio Rosero, przełożył Wojciech Charchalis, Wydawnictwo W.A.B., 2007, 180 stron, seria Don Kichot i Sancho Pansa, literatura kolumbijska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz