Między „wszystko” a „nic” istnieje transparentna niepewność.
W jednej chwili mamy wszystko, a w drugiej nic, bo grób/ może mi być wykopany za wszystko i za nic („wszystko i nic”). Kanion niepewności między tymi pojęciami, a może most pewności ujęty w metaforze kolejnego wiersza „(nie)pewność”, ujawnił między nimi wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej, chociaż nic nie wskazywało na nią bezpośrednio. Autorka intencjonalnie uczyniła z niej tylko pretekst, by pokazać permanentną obecność konfliktów zbrojnych w dziejach ludzkości. Jednak to ona wywołała, a może przypomniała o kruchości stabilizacji, jaką człowiek zbudował pod swoimi mentalnymi stopami, zapominając o tym, że aniśmy doskonali ani wieczni („zegarowi mdleją już ramiona”) i o słowach filozofa Heraklita z Efezu panta rhei – wszystko płynie czy o płynnej nowoczesności socjologa Zygmunta Baumana.
Autorka zaprasza w tomiku do refleksji.
Do przyjrzenia się po kolei i z bliska emocjom, które wojna wywołała, do ułożenia ich w sobie i przebudowania swojego status quo. To dlatego większość z tych ujęć były datowane kolejnymi dniami wojny, ale umieszczonymi achronologicznie, odzwierciedlając chaos uczuć człowieczych, a tym samym poczucie zagubienia.
Z ciekawością przyglądałam się próbom odpowiedzi na dominujące pytanie – dlaczego?
Dlaczego niczego nie nauczyliśmy się z lekcji historii, powielając znowu błędy („na końcu była ciemność”)? Dlaczego nie wynieśliśmy z religii nauk, powtarzając grzechy („jabłko”, „nieme usta”)? I najważniejsze „dlaczego” przypominające – skąd jesteśmy (”mój przodek”) i dokąd zmierzamy, wykrzykując emocjonalnie ból i zdumienie – kaj my som? („jak już tak będzie że dalej nic i wyżej nic i głębiej nic”).
Tych pytań nasuwało się bardzo dużo.
Miały one raczej charakter retoryczny, by pobudzić do rozmyślań, przypomnień, analizy, ujrzenia poruszanych zagadnień w kontekście ludzkiej obłudy w zaniechaniu pielęgnowania wartości i przeinaczaniu znaczeń pojęć, chociażby na przykładzie śmierci – skoro dawno uznaliśmy śmierć/ za święte prawo ludzkości/ dlaczego od wojny oczekujemy/ większego poszanowania życia („nie bądźmy dwulicowi”). W wybiórczym postrzeganiu świata, który ma wyglądać tak, jak chciałoby się, a przecież wszystko nie tak jest/ jak chciałbyś widzieć/ wszystko takie jest/ że nie widzisz nic („nie tak jest jak chciałbyś widzieć”). Autorka intencjonalnie boleśnie przypomina, że życie w swojej codzienności jest wymagającą i nigdy niekończącą się grą („sudoku”) oraz ruletką, w której w następnym rozdaniu nie ma z kolei nas („ruletka”).
Z tego przypomnienia wysnuła ważny wniosek.
Pamięć o tym pomoże nam być wdzięcznym za to, co mamy na tej Ziemi („za minutę dwunasta na zegarze atomowym”), zamiast czekać bezmyślnie na jej śmierć, pewni, że to wreszcie koniec spekulacyjnej bańki/ na której nie dało się już dłużej dryfować po bezkresie życia („rest in peace, my earth!”).
Autorka umieściła w tym zbiorku również wiersze-wskazówki silniejsze niż moc roli poezji.
Te pierwsze skuteczniejsze w eliminowaniu dziedzictwa traumy wojennej, bo kiedy już będziesz matką zapomnij o swoich prababkach/ wyrzuć z pamięci wszystkie wojny domowe i nie tylko („pokolenia”). Zaproponowała skupienie się na dziedziczeniu świata bez lęku, który w tobie budził („wnuczka myśli o babci, która nie pomyślała o niej”).
To drugie zdetronizowane, bo z podważoną sprawczością roli poezji uszlachetniającej człowieka – żaden wiersz nie uratował/ świata przed wybuchem żaden tomik/ nie ułatwił wojennej tułaczki („po co komu wiersz”). Autorka nawiązała tutaj do twórczości innych poetów, którzy potępiali wojnę – Zbigniewa Herberta, którego odczytałam pośrednio za sprawą guzika wygrzebanego ze spopielonej ziemi („na końcu była ciemność”) czy Tadeusza Borowskiego jawnie przywołanego w dedykacji do wiersza „po co komu wiersz”.
Na szczęście to była tylko chwila zwątpienia.
Moment zastanowienia się, by jednak dać wiarę w potęgę słowa. Uwierzyć na nowo, że warto wyznaczać sobie zadanie na dziś – przeczytać wiersz („***”) w myśl słów-motta do niego Josifa Brodskiego – …nad człowiekiem, który czyta poezję, trudniej jest zapanować… Poezja wypełnia człowieka niczym dusza ciało, którą człowiek współczesny oddzielił od niego, tracąc to, czego w chaosie życia, podsycanym gonitwą myśli i kłębowiskiem emocji, mu zabrakło – ciszy („nie dzieje się nic”). Niezbędnej przestrzeni do zadumy, czyli artefaktu jaskini.
Autorka stwarza w tym tomiku taką pustkę.
Podarowuje w niej czas na spokojne zastanowienie się, na drobiazgową analizę, redefiniowanie własnych emocji i postaw, przemyślaną syntezę wniosków i osobiste skojarzenia, mogące być totalnie odmiennymi od autorskiego przekazu niesionego przez kolejne wersy. Tych ostatnich miałam wiele i podejrzewam, że kolejni odbiorcy będą przeżywali je zupełnie odmiennie. Za to w jednym celu, by połączyć duszę z ciałem, odkrywając tajemnice dzięki tej wspólnocie („obce sobie”). Każdy wiersz dźwięczał we mnie niczym gong, po którym słyszałam zanikający dźwięk, ustępujący miejsca ciszy i czasowi na własne myśli. Momentowi tuż przed skamienieniem ust naszych z grymasem nienawiści, jakby/ greckiej maski, której dramat trwa/ nieprzerwanie, skamieniały obojętne/ na świat obok i w nas/ czy będą takie do końca? („labrum”).
Mam głęboką nadzieję, że nie.
Taka była też intencja autorki – pozostawić czytelnika w optymistycznej wierze, która poprzedziła swój poetycki zbiorek słowami – „zranionym i pozbawionym nadziei”.
Od siebie dodam – i zagubionym.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Wszystko i nic – Katarzyna Kuroczka, Kuźnia Literacka, 2024, 64 strony, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Poezja
Dodaj komentarz