Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Ludzie z nieba – Ignacy Karpowicz

15 grudnia 2024

Zacznę od tego, że Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura z Ludzi z nieba nie są Franciszkiem Żwirko i Stanisławem Wigurą z międzywojnia. Biografie bohaterów powieściowych i tych rzeczywiście istniejących stykają się w wielu miejscach, lecz zasadniczo pozostają rozłączne.

   Słowa autora umieszczone na końcu książki polecam przeczytać przed zagłębieniem się w powieść, ponieważ staną się kluczem do jej przesłania. Gdybym miała znaleźć wspomniane punkty wspólne, to faktycznie jest ich niewiele – imiona, nazwiska, pasja zawodowa, przyjaźń i niewiele informacji z życia prywatnego, o czym też wspomniał autor. Za to dużo hagiograficznych, które autora nie interesowały. Zwłaszcza w przypadku Franciszka Żwirki. Autor poszukiwał wiedzy mówiącej o lotnikach jako ludziach. Człowieku, jako takim.

   Spróbował więc uzupełnić ten brak.

   Stworzył opowieść nie tyle o samych lotnikach, ile o ludziach im podobnych – marzycielach i  wizjonerach niebojących się łamać schematy, by realizować swoje priorytety i cele.

   O ludziach z nieba.                                         

   Opowiedział o nich pośrednio, powołując do życia siostrę bliźniaczkę Franciszka – Korę. To ona była główną postacią odbijającą w sobie, niczym w lustrze, marzenia brata. Była jego żeńskim doppelgangerem. Postacią prosto z bajki, jak samą siebie określiła, ale o jak najbardziej realnych emocjach, marzeniach i drogach ich realizowania. To w tym dążeniu per aspera ad astra autor poddał weryfikacji dotychczasowe pojęcia narzucane nam przez społeczeństwo – patriotyzm, odwaga, honor, przyzwoitość oraz inne, które bohaterowie, paradoksalnie będący ich źródłem w stwarzaniu i windowaniu na wyżyny społeczne, próbowali takie okrzepłe dopasować do siebie na nowo. Z większym lub mniejszym powodzeniem, płacąc cenę wysoką, bo przecież marzenia generują niebotyczne koszty. Odwaga Kory-pana żołnierskiego była tą samą odwagą, co loty samolotami dopiero rozwijającego się lotnictwa w powojennej Polsce. Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura zginęli przecież w katastrofie lotniczej podczas burzy, która ułamała skrzydło samolotu.

   Autor stawia te wartości również poza płcią.

   Uniknął tym samym „maczyzmu”, równoważąc dokonania męskich bohaterów dominującymi postaciami kobiecymi – babci i sześciu sióstr Franciszka, z których jedna w dążeniu do realizacji marzeń, łamiąc surowe obyczaje, trafiła do zakładu psychicznie chorych.

   Marzenia w tej powieści nie mają płci.

   Nie dzielą, a łączą. Mają wspólne, wzajemnie wspierające się krwiobieg i serce łączące Korę i jej przyjaciela Andrieja w jedno tętno oraz wspólny oddech łączący babcię z Korą. A jeśli dzielą, to sztucznie z przyczyn obowiązującego patriarchatu w czasach akcji lat 1905-1917. Jednak i na to autor znalazł remedium w postaci babci, żony i sióstr wspierających męskich bohaterów w ich dążeniach. Wybór kobiet podkreślał również trud podążania za głosem pasji w jej trudnej roli w ówcześnie obowiązującym systemie drabiny społecznej. Marzenia również podlegały procesowi emancypacji dokładnie tak, jak pozycja kobiety.

   Zaistniała w tej powieści jeszcze jedna, bardzo ważna wartość.

   Przyjaźń. To ona łączyła wszystkie postacie – i te realne, i te fikcyjne. W wirze wojny i bieżeństwa, w których znalazła się nagle Kora, przyjaźń z dziewczynką symbolizującą czystość i niewinność, stała się centrum ciszy w oku cyklonu. Ostoją dla jej psychiki, o której mówiła – dziewczynko znaleziona w oku wojny, moje schronienie, moje, myślę, moje drugie serce i życie, a która metaforycznie wzięła Korę za rękę i poprowadziła z mroku w światło. Potem jej przyjaźń z Andriejem, a dalej przyjaźń z ludem lodowych Saamów, do których można przyjść z nieba, ale paradoksalnie przynieść również śmierć z bombami w innej scenie. I wreszcie niezwykła przyjaźń na gruncie zawodowym pomiędzy lotnikami budująca przyszłość ludzkości.

   To pacyfistyczny akcent w tej powieści.

   Parafrazujący znane słowa Johna Lennona – make peace not war, czyli rób pokój nie wojnę. Ta stara prawda tutaj w roli toposu czyniła powieść bardzo współczesną. Napisaną przepięknym językiem świadczącym o wysokim poziomie warsztatu pisarskiego autora. Niebojącym się eksperymentów konstrukcyjnych fabuły (naprzemienność scen, różnorodność form przekazu) i językowych w osobowej narracji zmiennej. Czasami w jednym tylko zdaniu. Języka łamiącego schematy, sztampowość czy utarte tory, a przez to przyjemnie burzącego spokój odbiorcy i podkreślającego alinearność przekazu na rzecz jego meandrowania i zapętlania wątków i scen. Sięgający poza dobrze znane i zmuszający do wyskoczenia z zardzewiałych torów konwencjonalnej opowieści, a przez to naśladujący życie z jego nieprzewidywalnością, wystawiając elastyczność czytelnika na próbę, bo życie to sztuka nawigowania pomiędzy rafami nonsensu.

   Z dużą dozą humoru stoika.

Ludzie z nieba – Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie, 2024, 344 strony, literatura polska.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść historyczna, Powieść społeczno-obyczajowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *