I ja kładę trąbkę pocztyliona na moim stole, by mi zawsze przypominała o sensie życia.
Taki symbol obrał sobie bohater Sørena Kierkegaarda cytowany w motcie do tej powieści. Posłużyła się nim również autorka, umieszczając go w tytule swojej książki, by głosił i nieustannie przypominał, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. Po raz pierwszy główna bohaterka Ellinor uświadomiła sobie tę zapomnianą prawdę w momencie tajemniczego zniknięcia jej współpracownika, a dawniej mentora wprowadzającego ją w zawód. Mężczyzna nagle porzucił projekt wyraźnie wskazujący we wnioskach, że dyrektywa pocztowa wprowadzana przez rząd przyczyni się do dumpingu społecznego. Zdecydowanie sprzeciwiały się temu związki zawodowe. Ellinor jako konsultantka do spraw mediów podjęła się zadania spotkania i porozmawiania z przedstawicielami Norweskiego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
To spotkanie zmieniło ją diametralnie.
Początkowo jej spojrzenie na miejsce i rolę człowieka w społeczeństwie. Na jego pozycję w systemie kapitalizmu, który w pogoni za zyskiem odczłowiecza mechanizmy i procesy nim kierujące zgodnie z prawem akceptowanym przez polityków. Powoli, osamotniona w swoim śledztwie dochodzenia do sedna sprawy i tkwiącej w nim prawdy o położeniu pracowników poczty, a potem zamieniania ich poruszających tekstów składających się na zbiorowy krzyk, zamieniała go w protest. W bunt przeciwko systemowi podtrzymywanemu przez polityków z egoistycznymi interesami swoich partii. W jednokobiecą rewolucję przeciwko podążaniu świata w złym kierunku. W sprzeciw wobec bycia maluczkim. W niezgodę pozbawiania sensu życia tych na dnie społeczeństwa przez tych na jego powierzchni.
Pod wpływem teraźniejszych wydarzeń zaszłych w okresie sześciu miesięcy Ellinor zaczęła zmieniać się również wewnętrznie.
Ją dawną poznawałam naprzemiennie w odczytywanym dzienniku prowadzonym przed laty przez główną bohaterkę. Kobietę, która poddała się monotonii i szarości życia. Samotnej w związku partnerskim, w rodzinie i wśród ludzi. Postrzegającą otoczenie i inne osoby wokół siebie poprzez depresyjne spojrzenie podające sens egzystencji w wątpliwość. W tej przygnębiającej rezygnacji miała dość zakurzonych kawalerek w pobazgranych wieżowcach pełnych brudu, gnijących domów między stacjami benzynowymi i magazynami, przejść podziemnych pełnych śmieci i ludzi bez pracy, smutnych i zaniedbanych. Przytłaczały ją niechęć, pogarda, zgryzota i trywialność dnia powszedniego. Tęskniła za jednym – porządnym załamaniem, które spowodowałoby jej przeniesienie w spokojne, chłodne miejsce, gdzieś daleko, w miejsce, gdzie czas płynie wolno.
To teraźniejsze wydarzenia spowodowały, że zamiast ucieczki w samobójstwo, bezdomność czy uzależnienie, Ellinor wybrała siebie.
Zrozumiała, że jeden człowiek może wiele, a nawet bardzo dużo. Że nie ma ludzi bez znaczenia i że każdy z nas każdego dnia musi wybierać między budowaniem cywilizacji a pogrążaniem świata w ruinie, że każdy drobiazg to zadanie dla nas. Że poprzez zwyczajność można celebrować i afirmować życie takim, jakim jest. I nigdy nie jest za późno, by zamieniać obojętność w zainteresowanie, bo dopóki jest nadzieja, jest życie. Autorka tak poprowadziła losy bohaterki, by pokazać, że to właśnie inicjatywa oddolna ma największe szanse powodzenia na zmianę rzeczy niepożądanych i narzuconych przez rząd. To właśnie jednostka ma moc transformacji, bo nie utraciła kontaktu z tym, co pulsuje na dole drabiny społecznej – z uczuciami. Autorka, pokazując działanie Ellinor, opisywała tak naprawdę działania polityki, której stała się częścią, a którą może poprowadzić zwykły obywatel, bo bycie całkiem zwyczajnym człowiekiem to coś wielkiego, a nawet coś więcej, i skoro już nim jesteśmy, powinniśmy być nim z wdzięcznością i z zapałem, zamiast się wstydzić i się obezwładniać na własne życzenie. Zamiast uciekać, poddawać się lub rezygnować, wybierać działanie, bo decyzje polityczne mają realny wpływ na życie ludzkie, uchwały parlamentarne konkretne konsekwencje, a dyrektywy realne skutki. Ellinor zrozumiała jeszcze jedno, a właściwie poczuła – ogromną chęć zamiany dotychczasowego monologu z samą sobą na rozmowę z innymi.
Pomimo trudnego tematu społecznego to bardzo optymistyczna historia w warstwie psychologicznej.
Autorka uniknęła ckliwości, używając oszczędnej, surowej i dynamicznej narracji. Ciepło i wzruszenie płynęło z opisów wydarzeń, a nie emocji bohaterów. W ten sposób skalę odbioru uzależniła od stopnia empatii odbiorcy. Również od jego poczucia humoru, bo on tam był. Również ascetyczny. To pozwoliło autorce zbalansować ostrość przekazu z emocjami, czyniąc opowieść daleką od sentymentalizmu i hura optymizmu. A wszystko po to, by wyraźnie wybrzmiało najważniejsze pytanie skierowane do czytelnika – Jakie jest twoje miejsce w społeczeństwie, twój wkład?
Pozostaje wziąć trąbkę pocztyliona podaną przez autorkę i przypomnieć sobie stare, dobre powiedzenie – nic o nas bez nas.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Niech żyje trąbka pocztyliona! – Vidgis Hjorth, przełożyła Katarzyna Tunkiel, Wydawnictwo Glowbook, 2024, 192 strony, literatura norweska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz