Zaczynamy życie jako wymagające pełnej opieki słodkie niemowlęta, później stajemy się samodzielni, aż w końcu opieki wymagają rodzice, którzy przez lata nami się zajmowali.
Dokładnie w tym ostatnim punkcie życia znalazła się trójka rodzeństwa – Renata, Anna i Mateusz. Pod ich naprzemienną opieką znalazł się ich ojciec, której sprawny na początku system powoli zaczął szwankować. W trzecią rocznicę śmierci matki spotkali się w mieszkaniu ojca, by wspólnie powspominać tę, której odejście zmieniło wiele dla rodzeństwa, ale dla ojca wszystko.
Jednak oni tej różnicy nie dostrzegali.
Autor tak poprowadził rozmowę między nimi, aby pokazać każdego z nich indywidualnie. Z planami, priorytetami, sytuacją rodzinną, poglądem na opiekę nad ojcem, sposobem radzenia sobie z problemami i wyzwaniami życiowymi, a przede wszystkim z przeszłością.
Kluczem do zrozumienia jej determinującego wpływu na obecną postawę wobec opieki nad osiemdziesięciodwulatkiem.
Trójka dzieci z jednego domu wychowana przez rodziców w jednym z wrocławskich mieszkań w bloku. Rodzice dali im miłość, cierpliwość, wyrozumiałość i troskę. W teorii i praktyce. W ich rodzinie nie było agresji i przemocy.
A mimo to różnili się bardzo pod każdym względem.
Renata apodyktyczna, Anna wycofana, a Mateusz odpowiedzialny. Każdy z mocnym powodem, by przerzucić opiekę nad ojcem na pozostałych. Przyjemna rozmowa wspomnieniowa powoli zamieniała się w ostrą wymianę krytycznych zdań, złośliwości, zarzutów i pretensji.
Byłam zauroczona tym emocjonalnym spektaklem.
Tak – spektaklem! Czułam się jak w teatrze, w którym na scenie rozgrywał się dramat przechodzący niezauważalnie w tragedię rodzinną. Walkę na argumenty w dylemacie pomiędzy – »przecież nie mogę się poświęcać dla mojego ojca, on jest dorosły« a »przecież ojciec nikogo innego nie ma i poświęcał się dla nas latami«. Takich analogicznych prób wyjścia z sytuacji z korzyścią dla jednej tylko strony było więcej. Każda stawiała przed trudnym wyborem nie tylko bohaterów, ale również czytelnika.
Starość i opieka nad seniorem okazały się równoważnymi bohaterami tej historii.
Chociaż tak transparentne, jak niewidzialny dla dzieci był ich ojciec. W dyskusji nie brał udziału. Nikt nie pytał go o zdanie, potrzeby, oczekiwania, emocje, priorytety czy plany. Dzieci nie były tego wszystkiego świadome. Ja poznawałam je dzięki dziennikowi, w którym ojciec zapisywał swój wewnętrzny świat. Przepojony przede wszystkim tęsknotą za zmarłą żoną i przeraźliwym poczuciem samotności.
Był jeszcze ktoś.
Osoba stojąca z boku i przyznająca sobie pełne prawo do oceny postaw rodzeństwa – sąsiadka. Dziewczyna mieszkająca piętro wyżej stanowiła kontrapunkt do zachowania dzieci sąsiada. Jej przeszłość zestawiona z przeszłością Renaty, Anny i Mateusza miała pomóc sformułować bardzo ważną myśl – dopóty nie docenia się tego, co się ma, dopóki tego się nie straci.
Po czym kurtyna opadła w ciszy rodzinnej tragedii.
Pozostawiając mnie z pytaniami, na które każdy musi znaleźć swoją odpowiedź – W którym to momencie życia przechodzimy w ten stan, że partnerzy i dzieci stają się dużo ważniejsi niż rodzice? Czy to później się odwraca i gdy dzieci wychodzą z domu i mają swoje dzieci, wracamy z większą miłością do rodziców? A jeśli nie mamy dzieci, to czy więzi z rodzicami są przez całe życie mocniejsze i bardziej intensywne? Bardziej ich kochamy i czujemy się za nich bardziej odpowiedzialni? Czy to równoznaczne z tym, że jeżeli nie mamy potomstwa, to powinniśmy rezygnować z planów, żeby nasze rodzeństwo mogło się realizować w rodzicielstwie? A jeśli nie my, to kto? Lista pytań pozostaje otwarta. Warto sobie na nie odpowiedzieć, bo większość z nas stanie przed nimi najpierw jako dziecko, a potem jako senior.
I to jest największa wartość tej powieści.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zadzwoń, jak dojedziesz – Jakub Bączykowski, Wydawnictwo Mięta, 2024, 272 strony, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz