Od lat każdy gest oddziela mnie od siebie, znikam gwałtowniej niż linie papilarne na gorącym fajansie filiżanki, szybciej niż rysa na skórzanej walizce, kiedy przeciąga się po niej poślinionym palcem.
Tak myślała o sobie główna bohaterka Roma. Sześćdziesięciodziewięcioletnia poetka, żona i matka. Jednak poetka nieuznawana przez rodzicielkę mamulkę, pytającą córkę retorycznie – Jak mam się posrać z radochy i dumy, kiedy te twoje wierszyki nie są po myśli Pana Boga, córucho berbelucho? Żona Mateusza w małżeństwie, w którym każde z osobna czuwało nad samym sobą. Matka uzdolnionej muzycznie Zuzanny, która odcięła się od swojego talentu i toksycznych rodziców. Dla siebie z kolei stara kobieta, mówiąca o sobie – zramolała seksualnie jestem i jakby nadal rozzmysłowiona.
Byłam zafascynowana jej postacią.
Autorka ujawniła to, o czym może myśleć starzejąca się kobieta. Bez użalania się nad sobą i przemijaniem, ale z rezygnacją zauważająca upływ czasu. Stwierdzająca fakty opisujące jej stan fizyczny i duchowy pełen detali oddających naturalizm spojrzenia. Zarówno w opisie siebie w zewnętrznym wyglądzie – stara, mała, z czołem jak łyżka, jak i fizycznym ciała – Pokancerowana. W plamach. Liszajach. Wyżłobieniach. Kwilę w strupkach szarych. Sflaczała i obrzmiała. Spocona, obśliniona od myśli, która wraca do domu, do mieszkania, do zatyczek do uszu, proszków na sen, czopków na hemoroidy, tych wszystkich insygniów mowy detronizacyjnej, złożonych na krzyż w szafce nocnej. Włącznie z wonią starości wydzielaną przez ciało, które perfumowane i tak będzie czuć tą, co prawie zamieniła nylony na przeciwzakrzepowe rajstopy, majteczki na luźne figi, podpaski na pieluchy, obcasy na półbuty, zęby na perełki wciśnięte między odleżynę a dziąsło.
Przyczynę rozczarowania życiem i własną twórczością poznałam dzięki jej mamulce.
Dokładniej rozmowie z podwórkową studzienką, w którą wrzucała nadmiar myśli w postaci słów i zdań rozpychających głowę, duszących serce i obciążających duszę. Jej jednostronne dialogi nad studzienną przestrzenią pozwalały na zrozumienie tragicznej przeszłości matki Romy, mającej wpływ na dorastanie, a potem życie jej jedynaczki.
Na pozostawienie swojej córki samej sobie.
Tym zabiegiem autorka pokazała skomplikowany mechanizm dziedziczenia traumy międzypokoleniowej, od mamulki począwszy poprzez córkę Romę na wnuczce Zuzannie skończywszy, bo dawne czasy nie chcą przeminąć. Minione paskudztwa nie zginęły.
Również sposoby radzenia sobie z nią.
Każda z bohaterek na miarę swoich możliwości. Mamulka miała powiernicę-studzienkę, Zuzanna zerwała kontakt z rodziną, a Roma nie umiała przenieść życia do pisania. W efekcie ta ostatnia zamieszkała w „izbie pamięci”, bo doszła do wniosku, że życie gorsze niż śmierć […] Za życia musisz za coś żyć. A po śmierci to chociaż odpada wydatek na życie. Zresztą nie była w „izbie” pierwszą osobą z rodziny. Cokolwiek miałoby to oznaczać, jak sugerowało zakończenie powieści.
Napisanej językiem, który wielbię u autorki.
I tak jak w Ten się śmieje, kto ma zęby, tak i tutaj brzemienny znaczeniami, skojarzeniami, konotacjami, ale, stosunkowo do treści, ujęty w krótkich zdaniach. Mocnych, celnych, chłodnych, chociaż w skutkach niewspółmiernie emocjonalnych.
Niczym krótka wymiana ognia.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Krótka wymiana ognia – Zyta Rudzka, Wydawnictwo W.A.B., 2018, 200 stron, seria Archipelagi, literatura polska.
Wywiad z autorką.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz