Tymczasem kurczyłam się, zajmowałam coraz mniej miejsca w świecie, co niosło nadzieję, że nareszcie się schowam i znajdę sposób, jak radzić sobie z tym całym badziewiem.
Z życiem, bo je miała na myśli czternastoletnia Luśka chora na anoreksję. Chociaż w 1987 roku, w którym zaczęła się akcja powieści, medycyna nic nie wiedziała o tej chorobie. Ówcześnie leczono ją od strony organizmu, a nie psychiki. Jej przebieg i pobyt w szpitalu psychiatrycznym poznawałam dzięki pierwszoosobowej narracji zagubionej i przerażonej nastolatki.
Drugą bardzo ważną postacią była jej matka Maryla.
Niespełna pięćdziesięcioletnia kobieta w okresie menopauzy. Jej spojrzenie w narracji zewnętrznej naprzemiennie wplatanej w wypowiedzi córki, razem budowały powoli obraz skomplikowanego mechanizmu zależności funkcjonujących w ich trzyosobowej rodzinie wraz z ojcem Luśki, a mężem Maryli. Skomplikowanych relacji między matką a córką, ciałem a psychiką oraz warunkami dorastania w przeszłości a teraźniejszością budującą przyszłość.
To, co misternie utkała autorka, stało się wnikliwą analizą materii tego zjawiska.
W pierwszej warstwie widać było przede wszystkim cierpienie fizyczne nastoletniej córki i jej matki. Luśki męczącej się z chorobą i Maryli cierpiącej z powodu pierwszych objawów menopauzy. Pod nią kryła się dużo grubsza warstwa psychologiczna obu bohaterek. Wątek tłumaczący przyczynę objawów fizycznych – głód miłości u obu, chociaż u każdej innego charakteru i pochodzenia. Córce brakowało uważności i obecności matki, a Maryli miłości mężczyzny, którego kochała. To w tej sferze autorka położyła nacisk na uwypuklenie skutków spowodowanych wyborami życiowymi. Zdecydowanie odcięła jakość życia od determinującego wszystko „parszywego” losu, przypadkowości czy fatalnego przeznaczenia. W efekcie obie podjęły świadomie (matka) lub nieświadome (córka) decyzje, które wpłynęły na ich życie.
Zupełnie nie spodziewając się, że ich ciała zaprotestują.
W pojmowaniu obu były dla nich „antyciałami”, które zbuntowały się chorobą lub nasilonymi objawami menopauzy. W mniemaniu Maryli babską powłoką, która nigdy nie daje spokoju. Najpierw pokwita, przerasta, potem kiełkuje do porodu, a po porodzie dźwiga wszystkie bóle dziecka, które wydało na świat. W końcu zaczyna wysychać, a to wysychanie, to obumieranie rodzi ból podwójny, bo nie nosi już w sobie ani śladu nadziei. Autorka wykorzystała najwrażliwsze etapy w rozwoju psychofizycznym człowieka – dojrzewanie i przekwitanie, w których ciało łatwo może przekroczyć krytyczny punkt własnej odporności i załamać się w prawidłowym funkcjonowaniu. Dobrostan nazywany szczęściem, do którego każdy dąży, a który w tym momencie nie może być osiągnięty, rodząc głód.
Dosłowny i metaforyczny.
Ten ostatni sposób wyrazu bardzo często wykorzystywany przez autorkę, by nadać opowieści plastyczności obrazów i opisów zarówno rzeczywistych, jak i abstrakcyjnych, budowanych językiem emocji sięgającym do doświadczeń i skojarzeń czytającego.
Przewijał się w tej bolesnej historii jeszcze jeden istotny wątek.
Dziedzictwo międzypokoleniowej traumy. Maryla była sierotą wojenną wychowaną w sierocińcu z pozrywanymi więziami z rodzeństwem. Silna psychicznie zawsze posługiwała się rozumem, spychając emocje w podświadomość, bo kto wtedy cierpiał na choroby okresu dojrzewania? Wszyscy marzyli o jednym – żeby jak najszybciej się stamtąd wydostać, wrócić do domu, którego najczęściej już wcale nie było, bo zniszczyła go wojna. Kobietą niedopuszczającą innej drogi w budowaniu bezpiecznego życia. Ten ochronny pragmatyzm przed skaleczeniem, zniszczeniem i destrukcją stosowała w wychowaniu Luśki, obserwując jednak z przerażeniem, że córka zaczęła odtwarzać jej wojenny los. Tym samym wykluczając zbudowanie zdrowej z nią relacji, mimo że coś w Luśce przypominało jej krzyk, który starała się przez lata odpamiętać. Autorka celnie ukazała, jak nastolatkowie radzą sobie albo nie ze zniewalającym, oplatającym i duszącym ich wolność stylem wychowania wyrosłym na własnych doświadczeniach rodziców. Pokazała dwa kierunki próby poradzenia sobie z toksyczną relacją rodzica – ucieczka w chorobę lub podjęcie walki poprzez odcięcie się od niego. Luśka wypróbowała obie drogi, decydując się ostatecznie na tę drugą, bo zrozumiała to, czego nie chciała matka – trzeba było się rozdzielić, żeby każda mogła przeżyć własną historię, w innej konfiguracji nic nie było możliwe. Inaczej byłybyśmy pozlepiane przy brzegu, jedna by ciągnęła drugą, jedna drugą dusiła niewłaściwym ułożeniem. Byłyśmy z jednego ciała, ale nie mogłyśmy żyć bez odłączenia, bo byłam odrębną strukturą, nie kopią. Do tego balastu dołączali wszyscy napotkani w życiu toksyczni ludzie, bo nie tylko ci w nas siedzą, co w genach, wszystkich się ze sobą zgarnia, wstrętnych, okrutnych, złych ludzi. Unoszą się w nas, zatruwają jak odpady chemiczne.
Wbrew pozorom opowieść nie była depresyjna.
Pomimo ogromnego bólu przeżywanego przez Luśkę, jej rodziców i bohaterów drugoplanowych, autorka zrównoważyła to wskazówką w postaci pozytywnego przesłania w tej powieści – miłość leczy, a ciało nie jest naszym wrogiem, lecz sygnalistą jej braku.
Wystarczy go słuchać i dobrze wybierać.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Przeciwciało – Ewa Szawul, Wydawnictwo Nisza, 2023, 270 stron, literatura polska.
Rozmowa z autorką o książce.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz