Jakie to pyszne – wyrwało się jej i nie wiedzieć czemu poczuła się szczęśliwa, że może sączyć w ten sposób tokijską noc.
Tak jak Eiko, jedna z bohaterek powieści, wyraziła swoje emocje, porównując je do pitego koktajlu, tak ja mogłabym to samo powiedzieć, porównując tę subtelną, uważną, oniryczną powieść do literackiego melanżu, który przyniósł mi przyjemność już z samego nieśpiesznego smakowania jego treści. Koktajlu składającego z dobrze dobranych proporcji i jakości jego składników, czyli elementów fabuły.
Opowieść zaczynała się zawsze o godzinie pierwszej.
Głęboką nocą podkreślaną za każdym razem opisem położenia wskazówki na tarczy zegara lub widoku zegarka ręcznego wskazującego godzinę pierwszą w nocy albo starego zegara ją wybijającego. Jednocześnie był to zawsze moment powrotu do punktu wyjścia, gdy kończyła się historia jednego z dziesięciorga bohaterów, a zaczynała druga i każda kolejna.
Ludzi nocnego Tokio.
Taksówkarza, restauratorki, inspicjentki planu filmowego, pracownicy telefonu zaufania, antykwariusza, barmana, detektywa czy aktorki, których różniły powody wyboru nocnej aktywności, a łączyło poszukiwanie czegoś lub kogoś. Z czasem ich osobne losy przypominające wyspy w archipelagu powoli zaczynały łączyć się w jeden wątek tworzący sieć powiązań, znajomości, pokrewieństwa czy zależności, wykluczającą działanie przypadku w człowieczym życiu.
Autor, kreując tajemnicę połączeń między ludźmi, ukazywał „prawdopodobieństwo przypadku” w najgęściej zaludnionym mieście Japonii, wbrew pozorom jako niewiarygodnie wysokie. Wręcz wprost proporcjonalne do ilości mieszkańców. Tym samym czyniąc miasto mniejszym, niż się wydawałoby. Miejscem bardzo podatnym na kontakty, których można byłoby nawet nie zauważyć, przechodząc tuż obok kogoś ze swoich krewnych, powinowatych lub znajomych, dosłownie po drugiej stronie ulicy. Jednocześnie tak kruche i delikatne w swojej naturze, jak zmiennymi bywają ludzie.
To ta magia przeznaczenia wykluczającego przypadek otulała miasto niewidzialnym kokonem.
Przeznaczenia, które było niezbędnym i ostatnim elementem powieściowej układanki w warstwie przekazu. Budowali ją poszukujący ostatniego elementu bohaterowie i ja, abym mogła wraz z nimi zrozumieć, że magia kontaktów międzyludzkich polega na ich różnorodności. Są ludzie, którzy chcą się spotkać, więc po prostu to robią. Są ludzie, którzy chcą się spotkać, ale uważają, że nie przyszła jeszcze na to pora. Są ludzie, którzy chcą się spotkać, ale postanawiają, że tego nie zrobią. Są ludzie, którzy chcą się spotkać, ale nie są w stanie ponownie odnaleźć tamtej osoby… To w tej zmienności natury ludzkiej ukryte było przeznaczenie wykluczające przypadek.
Wszechobecność odrealnienia autor budował również tajemniczością odwiedzanych miejsc, które gromadziły dziwne starocie lub przyciągały zagadkowych ludzi. Często spowite ćmą lub ukryte w cieniu albo wypełnione mrokiem.
A wszystko zanurzał w niebieskiej poświacie księżyca.
Taksówkarz prowadził samochód w kolorze nocnego nieba, a ono wpadało w czerń granatu. Nawet niepozorna paczka była w kolorze niebieskim.
Jednak magia nocy nie trwała wiecznie.
Chociaż nieustannie cyklicznie, bo każda noc zmierzała do świtu zwiastowanego przez jedyną, jasno świecącą gwiazdę na horyzoncie. Jutrzenki, która zamieniała się w dzień, a ten z kolei w wieczór, by przejść znowu w noc. Ten cykl dobowy człowieka był metaforą jego życia, a także psychiki. Zajrzenie do jego sennej, ukrytej części miało oswoić z jego pozorną mrocznością i lękiem przed jego nieprzewidywalnością. Miało nadać mu smak i pokazać, jak się tym koktajlem życia i własnych cech człowieczej psychiki delektować.
Nie tylko w nocnym Tokio, ale w każdym innym mieście świata.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Dobranoc, Tokio – Atsuhiro Yoshida, Wydawnictwo Kirin, 2024, 220 stron, literatura japońska.
Tokio nocą na podstawie powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz