Miejsca, fakty i postaci są w tej książce prawdziwe. Niczego nie zmyśliłam…
Tak napisała autorka we wprowadzeniu do swoich wspomnień, by zaraz dodać – chociaż powstała na kanwie prawdziwych wydarzeń, trzeba ją czytać jako powieść.
Tak też ją odbierałam.
Jak historię włosko-żydowskiej rodziny. Zdeklarowanych antyfaszystów w faszystowskich Włoszech dyktatora Benita Mussoliniego. To mocne zakotwiczenie w historii nie przełożyło się na martyrologię jej losów, chociaż autorka wspominała o skutkach działalności opozycyjnej członków rodziny. Skupiła się przede wszystkim na życiu codziennym i jego powszednich elementach, charakterystyce rodziców, braci i sióstr oraz przyjaciół rodziny, samą siebie stawiając obok. Jak zapewniała – Nie miałam ochoty mówić o sobie. Nie jest to opowieść o mnie, ale raczej, pomimo opuszczeń i braków, jest to historia mojej rodziny.
Przyjęła rolę uważnego świadka i obserwatora.
Najpierw jako dziewczynka i dorastająca nastolatka, a potem żona i matka, zmieniając wraz z wiekiem dojrzałość narracji.
Za główną cechę rodziny przyjęła język porozumiewania się.
Kod językowy tworzący swoisty glosariusz dostępny tylko dla najbliższych. „Łacinę” dla uprzywilejowanych. Bardzo charakterystyczny i elitarny. Wystarczyło słowo albo zwrot: jeden z tych dawnych zwrotów, usłyszanych i powtarzanych w nieskończoność w czasach naszego dzieciństwa, […] żeby w jednej chwili przywrócić dawne więzi, nasze dzieciństwo i młodość, nierozerwalnie związane z tymi zwrotami, z tymi słowami. Był dla niej identyfikatorem członków rodziny, który pozwalał bezbłędnie rozpoznać się w ciemnej jaskini, pośród miliona osób. Łączył rodzinę w jedno jako trwały fundament jej istnienia na przekór rozłące geograficznej i chłodowi emocjonalnemu. Pełnił również funkcję platformy emocjonalnego porozumienia, ponieważ na co dzień nie afiszowano się z uczuciami.
Dotyczyło to zwłaszcza ojca.
Znanego profesora wykładającego na uczelni. Despoty i tyrana z napadami wściekłości z błahych powodów. Matka bardziej wylewna była osobą spolegliwą z niesłabnącym optymizmem, częściej ustępującą mężowi. Razem z pięciorgiem dzieci tworzyli dom pełen skrajnych emocji, do którego zapraszano wielu znajomych i przyjaciół, a obecnie znanych nazwisk związanych polityką, nauką i w mniejszym zakresie literaturą, ponieważ, jak tłumaczyła narratorka – ojciec zaraził ją niejasną, niezrozumiałą odrazą do świata literatów, świata nieznanego u nas w domu, do którego wstęp mieli tylko biolodzy, uczeni lub inżynierowie.
Czuła ironia narratorki sprawiła, że polubiłam tę rozedrganą emocjonalnie rodzinę.
Wraz z jej zaletami i wadami, a przede wszystkim elitarnym językiem. To pozwoliło mi wejść ze zrozumieniem w rodzinne środowisko, w którym z czasem poczułam się jedną z nich. Wtajemniczoną. Przygotowało mnie to również na kończący wspomnienia długi dialog między rodzicami narratorki, który odebrałam z ogromną nostalgią.
To podejście sprawiło, że wiele rodzin będzie mogło łatwo identyfikować się z bohaterami opowieści. Myślę, że jest wiele takich z wewnętrznym kodem językowym.
Wszystkie te walory sprawiły, że wspomnienia autorki stały się bardzo popularne we Włoszech, a nawet lekturą szkolną.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Słownik rodzinny – Natalia Ginzburg, przełożyła Anna Wasilewska, Wydawnictwo Filtry, 2021, 320 stron, literatura włoska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz