Kiedyś Robert powiedział mi, że życie rządzi się swoimi paradoksami.
Te słowa jednej z bohaterek tego zbiorku siedmiu opowiadań bardzo dobrze go podsumowały. Autor uchwycił w nich życie. Takie zwyczajne, codzienne, powszechne i przeciętne, które było udziałem wspomnianego wcześniej Roberta – Co chwila ktoś przechodził pod oknem jego mieszkania, szybko i automatycznie, po raz kolejny pokonując tę samą drogę do tej samej pracy, by po południu tą samą drogą wrócić do domu i po raz kolejny wypełnić te same obowiązki, i po raz kolejny spędzić w ten sam sposób pozostały wolny czas. Taka sama automatyzacja życia cechowała innego bohatera – Każdy dzień Rolanda wyglądał tak samo jak poprzedni, a każdy poprzedni jak ten, który go poprzedzał.
Trochę jak życie Adasia Miałczyńskiego granego przez Marka Kondrata w Dniu świra.
Jednak to było tylko tło dla paradoksów. Celowy zabieg, by tym bardziej wybrzmiały konsternacja i emocje w końcowej części opowiadań. Porównałabym go do rozwoju depresji u osoby, którą otoczenie zauważa w chwili jej samobójstwa. Z czasem nauczyłam się z opowiadania na opowiadanie zauważać symptomy, objawy, sygnały nadchodzącego katharsis. Głownie dzięki bohaterom historii. Często niedookreślonym lub z ułomnościami, które mogły, choć nie musiały, determinować totalną niespodziankę prosto z powieści kryminalnej lub horroru. Chociaż z kolei „normalność” lub standard zachowania postaci budowały napięcie, by niczym w thrillerze zaskoczyć dewiacyjnym społecznie zachowaniem.
To czyniło atmosferę poszczególnych historii mocno nieprzewidywalną.
Niepokój, który narastał w miarę rozwoju fabuły opowiadającej o realnym życiu, utwierdzał w przekonaniu, że nad bohaterami ciąży nieodwracalne fatum wpływające na ich zachowania, postawy i wybory wprowadzające prosto w rzeczywistość nierealną, fikcyjną, oniryczną – groźną. Bardzo niebezpieczną.
Moje serce skradło mi szczególne opowiadanie.
Króciutkie na cztery strony Wrony. Poprzedzała je dosadna dedykacja – Opowiadanie to chciałbym zadedykować wszystkim wstrętnym dziewczynom. Pełna uprzedzeń nastawiłam się na męski żal do wszystkich zołz świata tego. Po kilku scenach, wprawiających w stupor i zadziwienie, przenicowałam swoje postrzeganie i pojmowanie wyrażenia „wstrętne dziewczyny”. Dla mnie to miniperełka literacka, w której autor umieścił maksimum przekazu w minimum słów i krótkiej formie prozatorskiej. Idealna historia budująca dla każdej dziewczyny pełnej kompleksów i poczucia niedowartościowania. Również bardzo dobry tekst do pracy biblioterapeutycznej.
No i jeszcze ten pozornie ad hoc tytuł.
Wzięty z sufitu wyobraźni autora? Nic bardziej mylnego, bo zdarzyło mi się jeść sandacza w bursztynie. Dokładnie tak mi się skojarzyło przyniesione mi danie. To dokładnie takie paradoksy na tle kontrastowo szarego i nudnego życia zauważał autor. Potem pięknie przyrządzał, formując w opowiadania i podawał czytelnikowi na talerzu-książce.
Mnie smakowało.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Sandacz w bursztynie – Piotr Cegiełka, Wydawnictwo Ha!Art, 2005, 280 stron, literatura polska.
Zwiastun „Dnia świra” – polecam.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fantastyka, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz