Dwieście tysięcy euro, trzynastu finalistów, jeden zwycięzca lub zwyciężczyni. Przybywają z różnych części świata, spotkają się na Meetingu, najbardziej prestiżowym festiwalu w Szwecji, gdzie miała być wręczona literacka Nagroda Basske-Wortza.
Wśród nominowanych – Mona. Wykształcona Latynoska, która kompletnie pijana wylądowała na szwedzkim lotnisku w przeświadczeniu, że ten festiwal mógłby się okazać imprezą życia. Liczyła nie tyle na zwycięstwo, ile na kontakt z istotami jej podobnymi, bo działających w imię boga książek, talentu i poświecenia, czyli wśród przyjaciół. Otumaniona alkoholem, lekami, narkotykami i jet lagiem, cała w siniakach, nad których pochodzeniem nieustannie się zastanawiała, przyjęła rolę uważnej obserwatorki czekającej na rozwój wypadków. Miała nadzieję, że przez cztery dni Meetingu, wypełnionych dyskusjami, debatami i przemowami poszczególnych nominowanych do nagrody, zazna wolności od odczuwanej presji tworzenia, w której twórczość pisarska jest jak monstrum, dla którego żyje, musząc go nieustannie karmić. Festiwal był dla głównej bohaterki uosabiającej Literaturę, ale o tym później, okazją do zetknięcia się z życiem przez duże ż, z wszystkimi zmysłowymi sekretami, które zawiera w sobie Prawdziwe Życie.
Początek historii napawał ogromną nadzieją.
Taką, jaką żywiła Mona i taką, jaką ma każdy, kto styka się z literaturą i jej twórcami. Wyobrażeniem, jak jest za kulisami świata literackiego. Wysokim C śpiewanym przez Literaturę stojącą na piedestale wywyższenia.
Tylko po to, by ten wytwór fantazji z niego zrzucić.
Autorka ten proces destrukcji ukazała w idealnie do tego skrojonej powieści postmodernistycznej, wykorzystując delikatny wątek obyczajowo-kryminalny w fabule oraz jej przekaz. Ten pierwszy, prosty, linearny naszkicowałam na początku. Ten drugi przyjemnie meandrujący po rozległym obszarze w tematyce literatury, w poszukiwaniu pytań i odpowiedzi na nie. Ten monotematyzm ściśle połączony z autotematyzmem przekazu służył jednemu – ukazaniu status quo współczesnej literatury. Kondycji twórców i ich dzieł. Przemówienia nominowanych służyły do obnażenia upolitycznienie nagród literackich oraz postępującej destrukcji więzi wśród artystów, bez których niemożliwym jest tworzenie się awangard, bez których z kolei sztuka nie nabyłaby umiejętności nawigacji i nigdy nie dopłynęłaby do oceanu zbiorowej wyobraźni. Z przemówień oraz dialogów między pisarzami i poetami autorka uczyniła intertekstualną polemikę, wtórną do ich pierwowzorów, a nawet plagiatującą argumenty klasyków. Samokrytyka połączona z autoironią i inteligentnie celnymi komentarzami Mony tworzyły pastisz wyidealizowanego obrazu środowiska pisarzy. Smutną satyrę obnażającą hipokryzję podążającą prosto w śmiercionośne objęcia rozpostarte przez sztuczną inteligencję, która przejmie pałeczkę tworzenia, grzebiąc na zawsze mistyczny proces pisania, który jest wymianą energii, jest rozmową z monstrami, jest obietnicą czyśćca żywych i martwych.
Ten proces przejęcia już się zaczął, bo wszyscy jesteśmy zanurzeni w ogromnej narracji, bierzemy udział w największym w historii przedstawieniu; to Google.
Zarówno czytelnicy, którzy są za sprawą dziennikarzy poddawani codziennie reżimom językowym, agresywnym, bezwzględnym, funkcjonującym na podstawie klisz i fałszywych paradoksów, jak i pisarze tracący osobowość na rzecz monetyzacji swojego towaru, upodabniając się do prawników i spotykając się na zlotach przypominających kongres stomatologów. Jednak to nie jest tak, że w naszej epoce nie ma literackich osobowości… tylko że do takich miejsc jak to przyjeżdżają ci, którzy uważają się za pisarzy, a wyjeżdżają jako postaci z książek.
Fakty powoli zaczynają mieszać się z fikcją.
Również na poziomie fabuły, w której nie można odróżnić rzeczy realnych od przywidzeń i majaków odurzonej Mony, dostrzegającej śledzącą ją grupę postaci niczym jeźdźcy Apokalipsy zwiastującą oznaki nadchodzącego Armagedonu miejsca festiwalu i Literatury. Autorka sięgnęła w tej metaforze po postacie biblijne i mityczne oraz bardzo sugestywne skojarzenia, by osiągnąć poczucie obezwładniającej beznadziei, degrengolady, rozpadu, destrukcji i ostatecznie śmierci nie tylko literatury, ale również sztuki i historii.
Stworzyła irracjonalny spektakl totalnego zniszczenia.
Gęsty od burzliwych i ścierających się poglądów. Okaleczony jak ciało Mony jako metafory Literatury. Zniewolonej przez seksistowski szowinizm, odmawiający w niej miejsca kobietom. Z usilną próbą przypomnienia sobie, jak to się stało i kto lub co stoi za takim stanem rzeczy. Zarówno w warstwie obyczajowo-kryminalnej, jak i w filozoficznym przekazie. Wniosek czytelnik musi wysnuć sam jako pokłosie polemiki ścierających się głosów na międzynarodowym forum pisarzy.
Tych współczesnych i tych z przeszłości.
Najprzyjemniejszym odczuciem pozostawionym przez powieść była chęć niekończących się rozważań wewnętrznych na temat Literatury – tak wiele zagadnień poruszyła autorka, tworząc labirynt rozmyślań bez końca. Jednak, czy bez wyjścia? Może nie jest aż tak źle z tą literaturą?
Chociaż AI bardzo się obawiam.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Mona – Pola Oloixarac, przełożyła Weronika Ignas-Madej, Wydawnictwo Glowbook, 2024, 156 stron, literatura argentyńska.
Wywiad z autorką.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: powieść postmodernistyczna
Dodaj komentarz