Zmarły. Jak to możliwe? Co oznacza to słowo? Nie rozumiała go.
Védís, główna bohaterka tej krótkiej, ale skondensowanej emocjonalnie powieści psychologicznej, kompletnie nie przyswajała jego sensu. Jednak wbrew niej, to śmierć ojca zdeterminowała jej dalsze życie. Przecież była jeszcze dziewczynką, nastolatką, która nadal potrzebowała przewodnika prowadzącego ją przez życie z nieodłącznym pytaniem – po co? Wszak to ojcowie wprowadzają swoje dzieci w życie społeczne, a matki w emocjonalne. Védís zabrakło obu opiekunów, by bezpiecznie poznać zasady gry.
Bo życie to gra.
Szarada, z którą pozostała sama w transparentnym towarzystwie fizycznej nieobecności ojca i emocjonalnej matki. To oznaczało, że sama musi ją podjąć, sama wymyślić reguły i osobę, w którą się wcieli. Bo przecież nie w siebie. Bo tak została wychowana, by mówić to, czego nie ma na myśli, i nie mieć na myśli tego, co mówi. A przede wszystkim uczucia tłamsić, gnieść, solić, zamrażać, nie odnajdywać pod żadnym pozorem, bo nic nie jest równie niebezpieczne jak one.
Mogą potwierdzić prawdę odsuwaną.
Że ojciec nie żyje. Płacz ten fakt niechciany tylko potwierdziłby. Uwierzyłaby w jego nieodwołalne odejście. Urealniła, a wtedy świat mógłby runąć. Dlatego odgrywała cudzą rolę w grze życia, która zamrażała ją do wewnątrz, jej emocje i myśli, by chronić to, co pozostało jej najcenniejszego – wewnętrzne dziecko.
To ono domagało się jedynie tylko dwóch rzeczy – żyć w zgodzie z jego nurtem i kochać.
Ten wewnętrzny konflikt brutalnych realiów z wewnętrznym „ja” zaowocował ucieczką w chorobę psychiczną nastolatki. To ona stała się opowieścią o dziewczynie, która po stracie ojca nie chciała przeżyć po nim żałoby pozwalającej na katharsis. Na uwolnienie się z pęt „niemożliwego zgonu”. Odpychając ją psychicznie i mentalnie, domagała się tego, co należne jej niezaspokojonemu dziecku wewnętrznemu, karmiąc się ułudą życia – narkotykami, alkoholem, życiem bohemy lat 80. w Islandii i miłością toksyczną.
Towarzyszenie jej w tym procesie wypierania się realiów było bardzo bolesne.
Mimo że autorka wybrała niby dystansującą narrację zewnętrzną. Jednak wątki autobiograficzne mocno przebijały się przez ten styl, narzucając momentami wyczuwalny podświadomie w odbiorze głos pierwszoosobowy. Zwłaszcza w opisach emocji i wewnętrznych myśli w trakcie tej katastroficznej drogi ku szpitalowi psychiatrycznemu, bo mając zaledwie 17 lat, urodziła syna, a przez partnera została porzucona. Autorka na metaforę tej drogi wybrała zabawę w życie, którą Védís próbowała kreować bez ojca i wsparcia matki, by ostatecznie przekonać się, że taka zabawa zamieniła się w groźną i niebezpieczną, czyniąc ją martwą za życia.
Tytuł tej opowieści, obok dosłownego (w czasie pogrzebu Védís czuła chłód kwietniowego słońca), miał również drugie znaczenie.
Katastrofę wychowywania dzieci w chłodzie emocjonalnym, bo niby są, czyli jest słońce, ale bez mocy ciepła, czyli bez uczuć. Tej cudownej siły ogrzewania wspierającej dziecko w rozwoju społecznym (ojciec) i emocjonalnym (matka). Jeśli do tego dojdzie dojrzewanie i trauma śmierci to suma destrukcyjnych skutków może być porażająca dla dziecka. Dokładnie taka, jaką przedstawiła autorka na bazie własnych doświadczeń w tym przejmującym studium psychologicznym. Dotkliwym, sensualnym i wrażliwym obrazie pomagającym zrozumieć niemożność przejścia przez proces żałoby. To unikalny temat w literaturze, a przez to potrzebny, bo odpowiada na bardzo ważne pytanie.
Co się stanie, kiedy osoba odmówi sobie prawa do żałoby i zostanie z tym sama?
Powieść w 2020 roku otrzymała Islandzką Nagrodę Literacką.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Chłód kwietniowego słońca – Elísabet Kristín Jökulsdóttir, przełożył Jacek Godek, Wydawnictwo Glowbook, 2023, 142 strony, literatura islandzka.
Wywiad z autorką.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna
Dodaj komentarz