Kierunek zwiedzania nie jest literaturą faktu.
Tak zastrzegł autor w nocie bibliograficznej, która na przekór jego słowom była bardzo rozbudowana. Mnóstwo pomieścił w niej pozycji, z których korzystał, poznając życie i twórczość swojego bohatera malarza Kazimierza Malewicza. Rosyjskiego Polaka jak pisali Rosjanie, Ukraińca jak sam deklarował artysta, by zaraz potem zaprzeczyć jakiejkolwiek narodowości i wreszcie Polakiem, bo według narratora był Polakiem, był Polakiem. Jego ojciec był Polakiem. Jego matka była Polką. Brat był Polakiem. Siostra była Polką. Drugi brat był Polakiem.
Może dlatego w Wikipedii zamieszczono oksymoron jego tożsamości – Polak, rosyjski malarz.
Postaci barwnej, skomplikowanej, nieustannie unoszącej się na sinusoidzie wzlotów i upadków, triumfów i porażek warunkowanych zmianami politycznymi w Rosji, a potem ZSRR. Twórcy i pioniera suprematyzmu oraz autora słynnego, pierwszego dzieła nieprzedstawiającego Czarnego kwadratu na białym tle. Jak opisał go narrator „biografii” – z bliska wygląda jak praca wykonana na szkolnych zajęciach. […] Koślawy czarny kwadrat. Nie zmieniło to jednak faktu, że obraz doczekał się licznych interpretacji, a następne pojawią się w miarę oglądania kolejnych odbiorców. Może w tym tkwi jego moc? Nie wiadomo, ale wiadomo na pewno, że zostawił trwały ślad w sztuce potwierdzający realność swojego twórcy.
O co zatem chodzi z tą biografią-niebiografią?
O zaczyn. To drażniące umysł ziarenko piasku, wokół którego autor toczył opowieść powoli zamieniającą się w perłę. Przyjął nietypową formę, by ten proces stawania się pokazać – zwiedzanie życia artysty niczym wystawy malarskiej składającej się z „obrazów” jego losu niczym z geometrycznej abstrakcji. W głównych czterech pomieszczeniach metaforycznie niczym bokach kwadratu, a realnie rozdziałach opowieści, mieściły się najważniejsze kadry biograficzne. Każde z tych głównych pomieszczeń prowadziło do mniejszych zawierających szczegóły lub zbliżenia oraz pobocznych mieszczących dygresje z tematami pośrednimi, instalacjami lub wystawami towarzyszącymi totalnie spoza planu akcji.
Ten nomen omen kierunek zwiedzania narzucił autor opowieści.
Tutaj w roli kustosza-narratora oprowadzającego po wystawie. Wykraczającego często poza swoją rolę poprzez nadinterpretacje i dopowiedzenia. Od czasu do czasu puszczającego oko do zwiedzającego-czytelnika, pozwalając sobie na metafory, gdy scena była zbyt intymna lub żarty zamieniające się w czarny humor, by zdystansować emocje klaustrofobii, presji i bezsilności wobec warunków życia poznawanego bohatera. Więźnia tkwiącego w kwadracie, czyli opresyjnym systemie komunizmu.
Tak miało być.
Już we wstępie, czyli przed wejściem na wystawę zostałam ostrzeżona i przygotowana do odbioru komunikatem – Świat składa się z przypadkowych przedmiotów i obrazów. Rozsypanych liter. Narrator-przewodnik tę rozsypankę skrupulatnie, drobiazgowo prezentował w odrębnych kawałkach, pozostawiając jej złożenie czytelnikowi, by ostatecznie nie tyle poznać artystę dzięki faktom połączonych klejem wyobraźni lub interpretacji narratora, ile poczuć życie rewolucyjnie kreatywnego człowieka sztuki w systemie nakładającym na artystów kaganiec socrealizmu. Człowieka, który w kreatywności uważał Boga za kolegę po fachu. Malarza z własną filozofią, którą współcześnie skondensowano do wyrażenia – „skrajnie eklektyczna”. Pioniera, który konsekwentnie odrzucał odgórnie ustalony „kierunek zwiedzania”, czyli patrzenia na sztukę i jej rolę, nie poddając się socjalistycznemu realizmowi. Szedł pod prąd, kwestionując obowiązujący kierunek ruchu i ponosząc tego dotkliwe konsekwencje.
Tyle zobaczyłam na tej „wystawie”.
„Zwiedzając” ją, miałam nieustanne wrażenie alternatywnego sposobu poznawania losów i twórczości artysty oraz jego interpretacji poprzez kreślone obrazy i z wielu źródeł przytaczany światopogląd, w którym najważniejszą była forma idealnie odzwierciedlająca suprematyzm, ale w słowach. I tak jak filmowcy wykorzystujący w filmie obrazy malarzy, by opowiedzieć życie Vincenta van Gogha (Twój Vincent) lub powieść Chłopi Stanisława Reymonta pod tym samym tytułem, tak tutaj to samo dzieje się w środowisku liter, wyrazów i zdań. Autor stworzył swoisty, jeśli nie rewolucyjny, styl narracji, narzucający tempo w zależności od długości zdań – od długich, po jego równoważniki, aż do pojedynczych wyrazów. Ich częste rozstrzelenie oraz wielkość, liczne odstępy w tekście zwartym czy akapity imitujące fizyczne przejście, pełniły funkcję mentalnego przystanku na pomyślenie, by potem przejść dalej. By ostatecznie poznać twórczość głównego bohatera, chociaż był z założenia „tylko” tej formy wypełnieniem.
Przeżyłam bardzo ciekawe doświadczenie czytelnicze – byłam na wystawie złożonej z liter na podobieństwo suprematyzmu.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Kierunek zwiedzania – Marcin Wicha, Wydawnictwo Karakter, 2021, 264 strony, literatura polska.
Wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Artyści, Biografie powieść bograficzna, Powieść historyczna
Dodaj komentarz