Niezwykle przyjemnie złożona i skonstruowana historia.
W warstwie literackiej fabuły opowiada o Joe. Chłopcu cierpiącym na ambylopię, czyli „leniwe oko”. Z tego powodu nosi na twarzy opaskę oczną. Mieszka w wiekowym domu, z którego okna obserwuje świat, spędzając większość czasu na posłaniu przy wielkim kominie domowego paleniska. Któregoś dnia pod dom podjeżdża wózek ciągnięty przez starego kuca, a powożony przez wędrowca zbierającego stare szmaty i gnaty o bardzo intrygującym imieniu – Znachodź. Za oddaną jagnięcą łopatkę i starą piżamę Joe może wziąć dowolną rzecz z kufra. Wybiera pękate puzderko z maścią, dzięki której przejrzy niesprawnym okiem. Chłopiec zacznie widzieć zarówno świat realny, jak i ten niedostrzegalny dla innych.
Od tego momentu zaczyna się magia ta dosłowna i ta z moim udziałem w odbiorze treści.
Bo ta krótka linearnie znajomość Znachodzia i Joe to przypowieść. Składa się z wielu warstw wzajemnie się uzupełniających i przenikających.
Tej filozoficznej tworzącej zagadkę do rozwiązania. Podpowiedziami są postacie, rzeczy, sytuacje, miejsca i dialogi w roli artefaktów, symboli, metafor, które niosą ze sobą ukryte znaczenie, podwójne dno, klucz do drzwi otwierających kolejne obszary wiedzy prowadzące do przekazu będącego clou przypowieści – rozwiązania zagadki. To w tej warstwie poddawana jest analizie istota upływu czasu symbolizowanej przez strumień, idea axis mundi symbolizowana przez komin w domu czy przemijanie uosobione przez samego Znachodzia. Takich skojarzeń z poglądami znanych filozofów jest w niej mnóstwo i tylko od czytającego zależy, jak wiele ich wyłapie, bo na tym polega przyjemność zabawy z treścią w tej warstwie opowieści.
Kolejnej przyjemności odkrywania dostarcza warstwa najbardziej rozbudowana – psychologiczna, w której główne postacie historii – Znachodź, Joe oraz żyjący na bagnach Amren Chudzielec, odpowiadają konstrukcji osobowości człowieczej według psychoanalizy odpowiednio – superego, ego i id. Relacje między nimi to zobrazowanie procesów komunikacji w analizie transakcyjnej. Głównie między Znachodziem (rodzic) a Joe (dziecko), by z chłopca ukształtować „dorosłego” w sensie psychicznym, do którego dąży „przewodnik dusz” w sensie baśniowym, „rodzic” w sensie psychologicznym, Znachodź w sensie dosłownym realnym, który chodzi i znajduje takich chłopców do kształtowania. Który mówi do nich – chodź, bo ja znam, wiem, jak sprawić, żebyś nie tylko patrzył, ale również widział, zobaczył różnicę między prawdą a kłamstwem. To te słowa kryją się za komunikatem wypowiadanym wprost przez Znachodzia – Uzdrawiam wszystko prócz zazdrości. Autor w ten metaforyczny sposób dokonuje analizy osobowości chłopca, pokazuje mechanizmy psychiczne, na które mają wpływ czynniki zewnętrzne zgodnie z zasadą – Co na zewnątrz – wewnątrz, co wewnątrz – na zewnątrz (tutaj można ujrzeć zobrazowaną teorię jaźni odzwierciedlonej w scenach z przenikaniem przez lustra), a także proces dojrzewania dziecka do dorosłego. Nie bylejakiego dorosłego albo co gorsza – „zacnego”, ale z fantazją, czyli kreatywnego, niepoddającego się sztywnym normom społecznym uosabianych przez regularnie kursującą pod oknem chłopca Zenitkę, czyli pociąg. Najlepiej kolejnego Znachodzia.
Przepięknie, wręcz misternie i koronkowo zobrazował to autor.
To moja interpretacja, ale najfajniejsze jest tutaj to, że każdy kolejny czytelnik może znaleźć swoją własną, stosując osobiste, indywidualne klucze. I każda będzie dobra, bo opowieść ma moc plastycznego dostosowywania się do etapu rozwoju psychicznego, intelektualnego i czytelniczego odbiorcy. Utożsamienia się z wybranym bohaterem.
A wszystko to autor zagłębia we wcześniej wspomnianej warstwie filozoficznej, by razem odpowiedzieć na podstawowe pytanie egzystencjalne – po co?, prowadzące do próby sformułowania celu życia człowieczego.
Dodatkowo wszystko zanurza w świecie fantasy.
Realizm miesza ze stanami onirycznymi i magicznymi, w których przedmioty nabierają nadprzyrodzonych mocy i wprowadzają atmosferę baśni. Autor miejsce akcji osadza w klimatycznym domu, którego pierwowzorem jest jego własny, kilkusetletni Old Medicine House. Kiedyś należący do Tudorów, a który mogłam zobaczyć na stronie The World of Interiors. Położony w dolinie, w otoczeniu strumienia i wrzosowisk, pełnej miejscowego folkloru, z którego „szczypie”, jak określiła to zapożyczanie żona autora, nawiązując do niego w ten sposób poprzez podania, wierszyki, mitologię celtycką, wierzenia, sztukę ludową i prehistoryczną, powiedzenia, którym nadał własne znaczenia i pojęcia w postaci neologizmów, jak: „nadprzyroniedokrzesanie”, „zaurocznia”, „wirłek”, „niedokrzesololo”, „psychopompa” lub zmieniając ich dotychczasowe znaczenie, gdzie stara, dobra nieświadoma niczego kukułka to świadoma „kuku łka” płacząca nad krótkim żywotem człowieczym. Autor jest tak płodny w tej sferze językowej, że powstały encyklopedyczne przewodniki po jego twórczości tworzone przez jej fanów. To one niosą treść odbieraną na granicy intuicji, emocji i rozumienia w swojej ponadczasowości i uniwersalności przekazu.
Pomogła mi w tym tłumaczka przypowieści – Katarzyna Byłów.
To dzięki jej wiedzy, umiejętnościom i przede wszystkim odwadze w pracy translatorskiej, czułam niezwykłą delikatność precyzyjnie skonstruowanego i przemyślność przyjemnie skomplikowanego świata balansującego na styku kilku dziedzin – literackiej, etnograficznej, psychologicznej i filozoficznej. To dzięki przede wszystkim odwadze bycia pionierką w przekładaniu słów nieprzekładalnych, jak chociażby sam tytuł – Treacle Walker, rozwijałam w sobie emocje budzące wyobraźnię. Uczyniła tę opowieść również mniej konserwatywną dla odbiorcy zagranicznego poprzez przypisy, będące dla mnie drogowskazami, dokąd podążać dalej w wyciskaniu kolejnych przyjemności z olśnień czucia lub rozumienia. To piękny dowód na to, jak bardzo ważna, wręcz decydująca o odbiorze, jest rola pośrednika między autorem a czytelnikiem różniących się kulturowo i językowo, w treściach, które wymagają mistrzostwa translatorskiego.
Chylę czoła.
I tak jak dla tłumaczki przekład, jak sama napisała w nocie od siebie, okazał się wyprawą do ogrodu czytelniczo-translatorskich rozkoszy, tak dla mnie był czytelniczą rozkoszą emocjonalną i intelektualną.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2024 roku.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Znachodź – Alan Garner, ilustrowała Zuza Wollny, przełożyła Katarzyna Byłów, Wydawnictwo Glowbook, 2023, 120 stron, literatura angielska.
Film promocyjny z udziałem autora w jego wielowiekowym domu.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Brak kategorii
Dodaj komentarz