Olbrzym, który udusił siedmiu kapłanów. Zabójca lwa. Potwór, który wyrżnął niewinne kobiety i dzieci.
Tak szeptano o Howku, co znaczyło „jastrząb potrafi”. Zarówno legenda go otaczająca, jak i imię, było tylko nadinterpretowanym i wyolbrzymionym w swej treści ustnym przekazem. Ziarnem prawdy obrosłym mitem, z którym Hawk postanowił się zmierzyć, opowiadając własną wersję, a która przybrała konfesyjną postać mówioną niby do zgromadzonych słuchaczy, a jednak wciąż zwracając się do ognia, jak gdyby każde słowo należało spalić natychmiast po wypowiedzeniu.
Na początku był chłopiec o imieniu Hakån urodzony na farmie w Szwecji. Razem ze starszym o cztery lata bratem Linusem wyruszyli w połowie XIX wieku do Ameryki.
Bo „Nujårk”.
Jednak w połowie drogi Hakån zgubił brata, lądując w zupełnie innym mieście – w kalifornijskim San Francisco. Sam, bez pieniędzy, bez znajomości angielskiego i koneksji wiedział tylko jedno – musi odnaleźć brata i chociaż wiązało się to z wędrówką przez cały kontynent, doszedł do wniosku, że najszybsza droga do brata wiedzie lądem.
Od tego momentu zaczęła się skrajna i traumatyczna wędrówka szwedzkiego chłopca po amerykańskim Zachodzie.
Ta dosłowna, fizyczna i geograficzna na wschód pod prąd fali emigrantów, w której trakcie Hakån poznawał rozległe tereny amerykańskiego kraju i zamieszkujących je ludzi, trafiając do badawczej grupy przyrodników, gangu z Clangston, tropicieli, fanatyków religijnych, Indian i przedstawicieli prawa, próbując znaleźć wśród ludzkiej dżungli ludzi dobrych i złych własne miejsce. To czyniło z tej opowieści epicki western gęsty od zdarzeń i nagłych zwrotów akcji.
Równocześnie wędrówka duchowa, w trakcie której budował i korygował swój światopogląd, a tym samym przekonania i postawy, warunkujące jego wybory i zachowania. Dobrze zapamiętał, jak oddzielił się od siebie, kiedy dźgnął człowieka w wątrobę.
Również wędrówka fizyczna zmieniająca go z chłopca w dojrzałego mężczyznę z posturą ukształtowaną przez wszystkie doświadczenia, kiedy przemierzał pustynie, przechodził w bród rzeki, wspinał się na góry i przecinał równiny. Jadł ryby i pieski preriowe, spał na mchu i piasku, skórował iguany i karibu. Twarz pomarszczyły mu upalne lata i mroźne zimy. Dłonie, parzone i odmrażane rok po roku, pokryły się siatką linii i bruzd.
Także wędrówka intelektualna, podczas której poznawanie natury i zdobywanie wiedzy o otaczającym go świecie było brutalną nauką istnienia. To, co do tej pory wydawało mu się ubogą rzeźbą terenu, stało się pęczniejącą tajemnicą, którą pragnął rozszyfrować, a równiny, które początkowo wydawały mu się nieprzeniknione w swojej jałowej identyczności, potem stały się źródłem wiedzy.
Jednak dla mnie ta nieustanna wędrówka na wschód była filozoficzną interpretacją losu człowieczego i psychologicznym studium przeraźliwie samotnego człowieka.
Wykorzenionego, w obcym miejscu i wśród ludzi, których musiał się nauczyć. Samodzielnie dojrzeć i dorosnąć, by przeżyć. Przejść inicjację życia od przeszłości, poprzez teraźniejszość, w której każda chwila była absolutna i niepodzielna, by zaistnieć w przyszłości i mieć plan
I w tym sensie powieść jest ponadczasowa.
Dotyczy każdego migranta dawniej, dziś i kiedyś. Również uniwersalna w swoim przekazie, bo może symbolizować los człowieczy w wędrówce ziemskiej od narodzin do śmierci.
Wśród ludzi, a jednak osamotnionego.
Bo to powieść o samotności jako jedynej rzeczy z głębią w tym płaskim i coraz bardziej spłaszczającym się świecie. Nawiązująca do samotności Jezusa w jego drodze krzyżowej, poprzez sugestywny opis postaci głównego bohatera już w pierwszych scenach opowieści – Wyglądał jak stary, silny Chrystus. Wszyscy jesteśmy Chrystusami na tej ziemi, dźwigając swój krzyż.
Na ziemi, która nigdy nie będzie naszą.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
W oddali – Hernan Diaz, przełożył Paweł Lipszyc, Wydawnictwo W.A.B., 2017, 304 strony, literatura amerykańska.
Autor czytający swoją powieść „W oddali”.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz