Kawa cappuccino stygła w filiżance trzymanej w drżącej ręce przez osobę, która zamierzała zabić.
Nikt z pasażerów nie domyślał się, że w Londynie wraz z nimi do pociągu jadącym do Fort William w Szkocji, wsiadł przyszły morderca. W przedświątecznej gorączce liczył się jak najszybszy dojazd do najbliższych, by zdążyć na Wigilię. Nikt z nich nie dopuszczał również myśli, że coś może pójść nie tak, mimo niebezpiecznej pogody z dużymi opadami śniegu na trasie przejazdu.
A jednak się stało!
Jeden z wagonów się wykoleił. Wprawdzie nikt nie ucierpiał, ale przy okazji sprawdzania strat, w jednym z przedziałów znaleziono martwe ciało. Należało do Meg. Młodej influencerki, której towarzyszył partner Grant. To jego widziała ofiara opisana w scenie mordu otwierającej tę powieść kryminalną. Po doświadczeniach wyniesionych z Morderczej świątecznej gry autorki, wiedziałam, że nic nie jest tak proste, jakby się wydawało. Od tego momentu, w którym oczekiwano na pomoc jadącą przez zaspy, wszystko się tylko komplikowało.
Dla mnie przyjemnie.
Dla pasażerów już mniej, bo każdy z nich był podejrzany. Cała osiemnastka składająca się z singli, rodzin, par i grupy studentów. Nie licząc, a może jednak tak, kota Mousetache’a. Chociaż ta liczba była dla mnie ruchoma. Liczyłam i liczyłam, i doliczyć się nie mogłam. W tym mordercy, którego autorka tak zakamuflowała, że mi umknął. Może był niedoświadczony w swoim fachu, ale wiedział jedno – jak wtopić się w grupę, maskując obecność uśmiechem.
Nieformalnego śledztwa podjęła się Roz.
Policjantka na emeryturze. Dawniej komisarz Rosalinda Parker z londyńskiego wydziału kryminalnego znana jako specjalistka od wydobywania przyznań się do winy i wkurwiania ludzi tak bardzo, aż coś spieprzą, żeby mogła ich przyskrzynić. Dla niej wszyscy byli podejrzani.
Dla mnie również ona.
Zagadka, kto zabił, była fascynująca i dobrze przemyślana pod względem precyzji konstrukcji. Na dodatek Meg okazała się niejedyną ofiarą, co myliło tropy prowadzące do zabójcy. Każdy z podejrzanych miał powody, bo w trakcie śledztwa zaczęły ujawniać się sekrety podróżnych. Zwłaszcza te ukrywające między nimi powiązania z przeszłości. Tajemnice, które wpłynęły na ich losy, stan psychiczny i podejmowane wybory życiowe oraz działania.
To one zaskakiwały.
Czyniły kierunki rozwoju rozwiązywania zagadki nieprzewidywalnymi, gdy w sytuacjach skrajnych nagle ujawniały się emocje dotąd skrywane głęboko w psychice. To one czyniły ze świątecznego ekspresu „pociąg śmierci”, nawiązując do filmu Davida Jacksona pod tym samym tytułem. Takich nawiązań do tytułów książek i filmów było w tym kryminale więcej – patrz jego tytuł. To z takimi spontanicznymi zjawiskami psychologicznymi musiała zmierzyć się Roz.
Przeżywając od nowa własną traumę gwałtu z młodości.
I może dlatego, z jej powodu, autorka stworzyła kontrowersyjne dla mnie zakończenie. Stawiające mnie przed wyborem – prawo czy jego łamanie, gdy nie jest ono respektowane przez organy do tego powołane? I szerzej – czy indolencja wymiaru sprawiedliwości tłumaczy jednostkę z nieformalnego wymierzania prawa? Waga tego analizowanego problemu społecznego w konkretnych sytuacjach, w których autorka kazała mierzyć się bohaterom historii, jest tak poważny i powszechny, jak jego ignorowanie. Dlatego ostatecznie obarcza odpowiedzialnością za niego wszystkich, bo poczucie winy przepływa przez miasteczka i społeczeństwo jak strumień i wszyscy z niego piją. Nikt nie jest niewinny.
Mam wrażenie, że ukazała mordercze tego skutki psychologiczne i społeczne.
Dosłowne również.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Morderstwo w świątecznym ekspresie – Alexandra Benedict, przełożył Janusz Maćczak, Wydawnictwo Kobiece, 2023, 352 strony, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz