Człowiek postanawia zabić żonę. Co w tym niezwykłego? E = mc2 – to jest niezwykła myśl, podobnie jak rozważania Newtona i tak dalej, rzeczy, którymi Szekspir nie poświęcił wcześniej choćby linijki.
Powyższa myśl jednego z bohaterów powieści w skondensowany sposób oddaje jej charakter i treść. Autor wykorzystał kryminalną zagadkę morderstw, które bohaterowie dokonują w miarę rozwoju fabuły, by nie odpowiedzieć na żadne istotne pytanie.
Nie to było celem tej powieści postmodernistycznej.
Zgodnie z jej przynależnymi cechami, autor wykorzystał synkretyzm gatunkowy, łącząc prozę z poezją i listami oraz intertekstualność, powołując się w głównej mierze na cytowane myśli Friedricha Nietzschego, by odzwierciedlić chaos w człowieku i wokół niego. Szybko następujące po sobie wydarzenia stanowiły odrębne, achronologicznie podane rozdziały, które same w sobie stanowiły skończone miniopowiadania. Swoich różnorodnych charakterologicznie i tożsamościowo bohaterów – niedoszły samobójca, zabójca, niewierna kochanka, plantator marihuany, szef grupy przestępczej ze swoimi „psami gończymi”, policjant Navarro bezskutecznie poszukujący odpowiedzi na nurtujące go pytania, głowa rodu, medium i specjalistka od ciał astralnych, nihilista czy ludzki eksperyment ze środkami psychodelicznymi – zagubionych w labiryncie życia, które tak naprawdę jest snem i traktowanie go jako czegoś innego jest formą szaleństwa. Postaci łatwych do utożsamienia się, bo nieustannie poszukujących prostej drogi, jednak wkraczających paradoksalnie w coraz bardziej meandrujące ścieżki. Przy okazji obnażając w tym procesie bez końca nieustanny dialog między wypełniającymi ich emocjami a stanem świadomości. Chociaż trafniejsze byłoby słowo – rozsupłując ich stan, z którego chcieli się wyzwolić poprzez czyny, podejmowane decyzje i dokonywane wybory, wpędzając się w jeszcze bardziej patologiczne sytuacje.
Wrażenie chaosu potęgowało mieszanie realizmu ze snami i odmiennymi stanami świadomości.
Używki miały sugerować istnienie równoległych rzeczywistości, do których bez powodzenia próbowali przejść, by ostatecznie świadomie i godnie przejść przez życie.
Paradoksalnie albo zabijając siebie, albo kogoś.
Tytułowe Zagubione Wybrzeże, po którym przemieszczali się chaotycznie bohaterowie niczym w labiryncie, było miejscem realnie położonym gdzieś w zapomnianej okolicy Kalifornii. Krainy niekończących się deszczy, otumaniających suszy, a w lipcu i sierpniu – gęstych, przenikających się ławic mgieł. Również obszarem metaforycznym kłębiących się, pulsujących, dynamicznych losów bohaterów-rozbitków wyrzuconych na brzeg, bo te wesołe, o szczęśliwym zakończeniu, historie o bezpiecznych portach, zatrzymują się przy nas tylko na chwilę, a potem toczą się dalej, w głąb lądu; na wybrzeżu zostają tylko katastrofy i śmierć.
Autor w powieści zawarł w tle także krytykę Amerykańskiego Snu o ekspansji ku wolności jednostki, w której obala jego mit. Również filozofujących Amerykanów, którzy nie dostrzegają żadnych niespójności w swym spojrzeniu na świat, nie widzi w nim żadnych uskoków i dziur, od zaglądania w które robi się niedobrze.
Ta powieść była pełna takich uskoków i dziur.
Bo tak naprawdę istnieje tylko chaos i nieudolne próby jego nieustannego ogarniania. Jedyną pociechą w tej beznadziei jest wątła nitka optymizmu zszywająca autora, bohaterów i czytelnika we wspólny los. Wszyscy w nim tkwimy solidarnie.
A raczej błądzimy, wyposażeni w wątpliwej wartości radę – Przeznaczenie wędruje przez tę krainę. Musisz je dosiąść jak konia.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zagubione Wybrzeże – Denis Johnson, przełożył Jędrzej Polak, Wydawnictwo Libros, 2001, 494 strony, literatura amerykańska.
Wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść filozoficzna, Powieść psychologiczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz