Niezrównoważeni cieszą się pewną dozą wolności osobistej, coraz bardziej ograniczanej w świecie ludzi normalnych.
Ten wniosek pochodzi od jednego z bohaterów pierwszej części dylogii Pasażer. Dla mnie klucz do wejścia w część drugą.
Do Stella Maris w Wisconsin, bezwyznaniowego zakładu i hospicjum dla pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, zgłosiła się dobrowolnie Alicia. Siostra Roberta Westerna, głównego bohatera pierwszej części dylogii. Dwudziestoletnia dziewczyna, u której zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną, chociaż ona sama utrzymywała, że nigdy oficjalnie. Sklasyfikowaną jako osobę z dewiacją socjopatyczną, chociaż ona uważała siebie za nietestowalną, a wszelkie testy za niemiarodajne lub z gruntu błędne. Obdarzoną synestezją i objętą wcześniej obserwacją, jako potencjalną samobójczynię. Bez poczucia winy przyznającą się do zakochania we własnym bracie, chociaż odmawiała odpowiedzi na pytania o niego. Jednak na tyle poczytalną, żeby w zakładzie psychiatrycznym umieścić się samej, bo jeśli człowieka umieszczą, dostaje żółte papiery, ale jak umieści się sam, to nie dostaje. Bo uważają, że jest w miarę poczytalny, skoro zjawił się dobrowolnie. […] Skoro jesteśmy na tyle poczytalni, by wiedzieć, że jesteśmy szaleni, to nie jesteśmy aż tak szaleni, by myśleć, że jesteśmy poczytalni.
Jej ucieczka w mury Stella Maris o bardzo symbolicznej nazwie, o której napiszę potem, była przez Alicię dobrze przemyślana, bo nie była przeciętną osobą.
Doktorantka w trakcie otwartego przewodu na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Chicagowskiego, który ukończyła w weku siedemnastu lat. O jej światopoglądzie i nieprzeciętnej inteligencji oraz wiedzy, dowiadywałam się ze spotkań z doktorem Cohenem.
Z ich cyklicznych rozmów.
Autor powieści zbudował ją tylko z dialogów pacjentki z psychiatrą, całkowicie pozbawiając ich właściwości czasu, miejsca i postaci. To najbardziej ascetyczna literacko forma przekazu w twórczości autora. Jakby zależało mu na zmuszeniu czytającego do totalnego zanurzenia się w treść dialogów i w intensywny nurt płynącej w nich wiedzy, w których z jednej strony psychiatra próbował traktować pacjentkę zgodnie z procedurami, poznając fakty z jej życia, włącznie z omamami wzrokowo-słuchowymi obszernie przytaczanymi w części pierwszej dylogii, a z drugiej strony to Alicia tworzyła przeciekawy obraz stanu nauki próbującej bez powodzenia tłumaczyć świat. Rzeczywistość ludzi, od której Alicia uciekła w mury Stella Maris, a która to wiedza uczyniła ją solipsystkę. W swoim poukładanym widzeniu otaczającego ją świata nawet nie próbowała zrozumieć lub dociekać w nim prawdy, powielając pogląd matematyka Bertranda Russella, który zaczął postrzegać próby zrozumienia wszechświata jako dążenie głupca. Nie była w tym odosobniona. Nauka dla wielu uczonych stała się źródłem strachu i lęku. Na pytanie – dlaczego, Alicia odpowiadała w trakcie wszystkich rozmów. Jej wypowiedzi przypominały miniwykłady z wielu dziedzin nauki – filozofii, matematyki czy fizyki, przy okazji podnosząc kwestię skutków osiągnięć naukowych, w których silnie wybrzmiewało „dziedzictwo” projektu Manhattan z udziałem jej ojca, zagadnienie odpowiedzialności za nie, wyrzutów sumienia i poczucie winy oraz obarczania nimi następnych pokoleń. Dychotomia świadomości, jak doskonały jest człowiek w swojej naturze ukazywany poprzez wątek muzyki i do czego jest zdolny w swoich destrukcyjnych wyborach i postępowaniu w imię nauki, autor umieścił w rdzeniu rzeczywistości ukrywającej w sobie horrendum, głębokie i wieczne demonium, które nigdy nie zniknie. Zawsze będzie towarzyszyło człowiekowi, dlatego jedynie umarli widzieli kres wojny, jak twierdził Platon.
W tym sensie dziewczyna nawet nie prorokowała, a obiecywała wojnę nuklearną.
To inne postrzeganie świata przez Alicię, jej nieprzeciętna inteligencja, wypracowana samoświadomość i brak ukojenia w każdym aspekcie jej życia – duchowym (brak wiary w Boga i solipsyzm), intelektualnym (nauka nie dostarczała jej żadnych odpowiedzi) i psychicznym (zakazana miłość kazirodcza), czyniły ją dla mnie osobę dwuznaczną w swoim obłędzie. Bo może ludzie z większą inteligencją, wiedzą i świadomością natury rzeczywistości, w której żyjemy, widzą więcej, a potworność tego, co wyrażają, dla przeciętnego człowieka staje się nie do ogarnięcia, więc klasyfikuje schizofreniczno-kasandryczne poglądy jako obłęd?
Tą historią o Alicii, autor spełnił swoją potrzebę napisania powieści o kobiecie, którą planował od pięćdziesięciu lat – jak przeczytałam na tylnej okładce. Kobiecie, której jedynym pragnieniem było dojrzeć prawdę o świecie tuż przed śmiercią. Uczynił z niej drogowskaz zawarty w tytule, który z łaciny tłumaczy się jako Gwiazdę Morza. Synonim Gwiazdy Polarnej wskazującej drogę wędrowcowi.
Drogę dla błądzącej ludzkości.
Stella Maris dla Pasażera i w tym sensie dylogię należy koniecznie czytać jako całość.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Stella Maris – Cormac McCarthy, przełożył Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie, 2023, dylogia, tom 2, 272 strony, literatura amerykańska.
Powieściowe Stella Maris.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść filozoficzna
Dodaj komentarz