Narym, Narym – rozmyślał Kaczuszin. – Kraina, gdzie kwiaty nie pachną, a zima trwa dziewięć miesięcy.
To w tym obwodzie leżała syberyjska wieś Kiedrowka nad zakolem rzeki Ob, rozrzucona w kształcie podkowy, z domami cisnącymi się wzdłuż ulicy, dwiema czerwonymi flagami nad Radą Wiejską i kołchozowym biurem oraz nowym budynkiem zarządu kołchozu ozdobionym transparentem z dumnym napisem – Towarzysze! Nasz kołchoz znajduje się na drugim miejscu w obwodzie pod względem tempa zbiorów. To za tę wieś Fiodor Iwanowicz Aniskin walczył z kułakami, którzy strzelali do niego z obrzynów. To w tej wsi od czterdziestu lat pełnił funkcję posterunkowego.
Dla którego w jego fachu istniał tylko Sherlock Holmes – stąd polski tytuł powieści.
W oryginale brzmi – wiejski detektyw, który w prawdzie nie przypominał go fizycznie, ponieważ był sześćdziesięcioletnim, potężnym, niemal groteskowym, mężczyzną ze swoim dwumetrowym wzrostem i stupiętnastokilową wagą. Z twarzą nieprzeniknioną, z której w żaden sposób nie można było zrozumieć, o czym Aniskin myśli i czego chce od człowieka. Opinia komendanta milicji brzmiała jednoznacznie – Aniskinowi możecie ufać: to bóg w naszym fachu! Jednak umysł Fiodor Iwanowicz miał jak Sherlock Holmes. Patrzył i zapamiętywał, zapamiętywał i patrzył, kręcąc przy tym młynka palcami. Kręcił nimi pod słońce i w przeciwną stronę, razem i osobno, zginając kciuki i rozprostowując, łącząc je opuszkami i rozdzielając, a potem zaczynał cmokać i bykiem pochylać głowę, dochodząc do sedna sprawy, do prawdy i ostatecznie do winnego. A sprawy były różnego kalibru ważności – ktoś coś komuś ukradł, gdzieś ktoś pobił żonę, upolował nielegalnie zwierzynę albo kogoś zamordował. Aniskin wprawdzie był w swoim postępowaniu stanowczy, konsekwentny i twardy niczym żelazo, ale on, w odróżnieniu od metalu, miał serce i ogromną, wręcz ojcowską wyrozumiałość dla mieszkańców wsi. Posterunkowy o groźnej fizjonomii był z pozoru jak kamień, a tak naprawdę zupełnie inny – ludzki. W dochodzeniu wprawdzie był nieustępliwy, ale kierował się zasadą, że zadaniem organów milicji jest nie tylko ściganie i wymierzanie kary, lecz również, towarzysze, praca wychowawcza. Tylko że dla Aniskina ta ostatnia była jakby ważniejsza. I za to szanowali i lubili mieszkańcy swojego posterunkowego, bo na ludzi patrzył nie mimo, lecz w sam środek. Jeśli krzyczał, to z dobroci, a munduru nie nosił nie dlatego, że za ciasny, ale dlatego, że nie chciał się wyróżniać. Fiodor Iwanowicz traktował wieś jak swój dom, a jej mieszkańców jak rodzinę.
Do momentu, kiedy z zaskoczeniem i ogromnym smutkiem zrozumiał, że wszystko się zmienia – ludzie, zwyczaje, wartości i świat.
Autor urodzony na Syberii z ogromnym pietyzmem i czułością oddał charakter kołchozowej wsi syberyjskiej w 1963 roku, sądząc po wspominanych w tle wydarzeniach politycznych. Jego bohaterowie to ludzie ciężko pracujący w kołchozowych, trudnych i wymagających od ludzi hartu warunkach surowej i groźnej Syberii – ludność wiejska, pracownicy tymczasowi, zesłańcy, napływowi i zasuspendowany pop. To oni tworzyli sieć powiązań, a tym samym konfliktów i problemów rozwiązywanych przez Aniskina. Ludzi, którzy żyli w absurdzie komunizmu, kochając swoją, jak dzisiaj byśmy powiedzieli, małą ojczyznę i tylko od czasu do czasu przez myśl inteligentniejszych osób, takich jak Aniskin, przebiegała krytyczna myśl na widok nielogiczności w propagandowych hasłach pracowników zarządu biura – Rolniku! Kończąc żniwa we właściwym czasie, pomagasz Ojczyźnie!, a co zachowywali tylko dla siebie.
Z perspektywy czasu i wiedzy o ustroju socjalistycznym odbierałam tę opowieść o zwykłych ludziach gdzieś na Syberii trochę z przymrużeniem oka i uśmiechem na widoczne absurdy, ale i grozą, widząc, jakie niosły dla ludzi śmiertelne niebezpieczeństwo. Za wcześnie było mi wnioskować, że akcentowanie zmian zachodzących w ludziach miałoby zwiastować początek powiewu przyszłej pierestrojki. Raczej autor ubolewał nad niepożądanymi zmianami negatywnie wpływającymi na mentalność ludzi i środowisko poprzez rabunkową gospodarkę państwa. Chociaż kto wie, co autor miał na myśli, ponieważ, jeśli w ogóle chciał coś przekazać, musiał to dobrze ukryć przed cenzurą. Niemniej zachował w tej opowieści urok syberyjskiej wsi i życia w niej wśród cudownie przepięknej przyrody, choć bezwzględnej w swojej naturze.
Krainy, gdzie kwiaty nie pachną, a zima trwa dziewięć miesięcy.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Wiejski Sherlock Holmes – Wil Lipatow, przełożyli Eugeniusz Kabatc i Aleksander Minkowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1969, 312 stron, seria Klub Interesującej Książki, literatura rosyjska.
Na postawie powieści powstało słuchowisko.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz